32

4.9K 489 188
                                    

- Mówiłam, że tak będzie. - odparłam rozpaczliwie, kiedy zatrzasnął za sobą drzwi. Odwróciłam się do Willa, który stał tuż za mną i próbował mi pomóc, lecz nic z tego nie wyszło.

- Chuja nie zmienisz. Chujem był i chujem pozostanie.

- Ale tym razem to moja wina.

- Tak, jednak mógł to łagodniej załatwić i wysłuchać cię, a nie wierzyć swojemu choremu ojcu. - pokiwałam głową, ale nie powiedziałam nic więcej. Chciałam się przespać, aby swój ból zostawić na potem, a także pozbyć się kręcenia w głowie. Wszystko stało się tak szybko, że nie mogłam nad tym nadążyć. Potrzebowałam porządnej dawki snu.

Obudziłam się grubo po dwudziestej i gdy przeszłam się do salonu, zauważyłam brata, który oglądał mecz. Nie zamierzałam mu przeszkadzać, więc poszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać sobie herbatę z miodem. Głowa wciąż niemiłosiernie bolała, a w moich oczach nadal widniały łzy. Mimo, że było mi przykro, to wiedziałam, że mogłam winić o to jedynie siebie. Trzeba było jednak posłuchać Harry'ego i zostawić wszystko w jego rękach, a tak na siłę chciałam dobrze i wyszło właśnie tak.

- Przestań się zamartwiać. Spotkasz lepszego, który nie ma zjebanego ojca. - zaśmiałam się pomimo tego, że w środku cierpiałam ze swojej głupoty.

Następnego dnia nie robiłam kompletnie nic. Willa nie było, więc mogłam poużalać się nad sobą i płakać przy cholernych filmach, które wcale nie poprawiały humoru, a bardziej dołowały. Nie zrobiłam żadnych zakupów, dlatego nie miałam nic do jedzenia, ale od czego nie miało się rodzeństwa. Brunet kupił zakupy i znalazł w salonie miejsce obok mnie. Pod wieczór postanowiłam popatrzeć na oferty pracy i znalazłam dość ciekawą propozycję, także od razu zapisałam numer, decydując się zadzwonić kolejnego dnia.



- Pracowałaś u Styles'a? - zapytała z szokiem wypisanym na twarzy. Potwierdziłam kiwnięciem głowy, uśmiechając się do niej. Była widocznie pozytywnie zaskoczona, więc uznałam to za dobry znak. - Jesteś bardzo obiecującym pracownikiem, dlatego witam w mojej firmie. Pierwsze zlecenie dostaniesz już niedługo. - oznajmiła, a ja po raz pierwszy poczułam coś miłego. Podziękowałam pani Dowson i wyszłam z jej biura. Miała niewielką, rodzinną firmę, która zajmowała się szyciem przeróżnych strojów. Przynajmniej w pracy sprzyjało mi szczęście.

- I jak? - usłyszałam w słuchawce.

- Doskonale! Dostałam pracę!

- Widzisz?! Mówiłem, że będzie dobrze! Wrócę dzisiaj później, więc...

- Jasne, nie przejmuj się. - odpowiedziałam spokojnym głosem, rozłączając się. Przechodziłam obok restauracji w stylu biznesmenów i ludzi sukcesu, a za szybą zauważyłam Louisa. Pragnęłam się jakoś przywitać, jednakże w tym samym lokalu znajdował się Harry. Jednak Tomlinson sam zdecydował się zrobić pierwszy krok.

- Katie! - odwróciłam się do niego, posyłając mu delikatny uśmiech. - Wiem, co cię stało! Jak się czujesz?

- Jest... bywało lepiej.

- Zjesz ze mną lunch, prawda?

- Nie, nie chcę...

- Och, daj spokój. Nie masz już nic do stracenia. - w sumie miał rację, dlatego niepewnie weszłam z nim do środka pomieszczenia. Starałam się nie podnosić głowy, żeby nie spotkać ani jednego spojrzenia ze strony ludzi. Usiadłam naprzeciwko starego przyjaciela i poprosiłam kelnera o wodę i sałatkę z kurczakiem. - Harry wrócił do firmy.

- Mogłam się spodziewać. - wzruszyłam ramionami, próbując udawać, że rozmowa na jego temat nie bolała mnie tak bardzo.

- I do Alice również, ale z tego nikt nie jest zadowolony. Oprócz Alice i całej jej bandy. Coś cię gnębi? Przecież widzę. - podziękowałam kelnerowi, który nam przerwał i odebrałam od niego posiłek.

- Zanim Styles mnie zostawił... - zniżyłam swój głos, by nikt oprócz nas nie słyszał. - ...kochaliśmy się bez zabezpieczeń. - wyjawiłam, zagryzając dolną wargę. 

- Myślisz, że jesteś w ciąży?

- Nie, mam nadzieję, że nie. To byłoby najgorsze wyjście.

- Wcale nie. To oznaczałoby koniec Alice! - ostatnie dwa słowa prawie wykrzyczał, co łączyło się z przykuciem uwagi wszystkich w lokalu a zwłaszcza Harry'ego.

- O ty w życiu, Louis. - zjechałam na krześle, zakrywając twarz jedną dłonią.

- Przepraszam, ale chyba masz pracę, Tomlinson. - usłyszeliśmy ochrypły głos, który znałam idealnie. 

- Mam przerwę na lunch, dupku.

- Jestem twoim, cholernym szefem...

- Nie, spokojnie. Pójdę już i będzie wolny. - mruknęłam, podnosząc się z siedzenia.

- Nie zjadłaś do końca, a w twoim stanie musisz dużo jeść. - miałam ochotę go mocno uderzyć. Za dużo gadał, a w dodatku nie było żadnych potwierdzających faktów na moje przypuszczenia. 

- Lou, opanuj się, a poza tym mówiłam ci, że to nie jest pewne.

- Ja wiem swoje.

- O co chodzi?

- O nic. Louis wymyśla. - wyminęłam go, wcześniej odkładając pieniądze na stolik. Szybko uciekłam z wnętrza budynku i wróciłam na parking, gdzie zaparkowałam.

Przejeżdżałam ulicami, natrafiając na sporą ilość aptek, ale nie zdecydowałam się zatrzymać i kupić ten test ciążowy. Wolałam na razie żyć w pewności, że nie miałam w sobie malutkiego stworzonka.

- Nie możesz tak gnić na kanapie! To moje zadanie w tym domu! - brat po powrocie oburzył się, widząc mnie rozłożoną na sofie z kocem i herbatą.

- Kup sobie drugą kanapę. - podsunęłam, siorbiąc ciepły napój. 

- Jesteś niemożliwa. - wyjął z kieszeni telefon i zaczął coś na nim robić, a następnie przyłożył go sobie do ucha. - Nie obchodzi mnie to, chuju. Nie, nie "Will" tylko dla ciebie panicz King, kutasie. Posłuchaj mnie! Zazwyczaj jak wracałem z pracy, to miałem cały salon dla... - nie dokończył, ponieważ wyrwałam mu komórkę z dłoni i zakończyłam połączenie.

- Zwariowałeś?! Robisz ze mnie jakąś sierotę, a nie chcę, aby sądził, że nie mogę bez niego normalnie funkcjonować! Cieszę się, że mi pomagasz, aczkolwiek nie w taki sposób. Nie bierz go na litość!

- Kiedy właśnie się tak zachowujesz! Siedzisz tutaj, zamiast się bawić. Ryczysz jakby był nie wiadomo kim, a prawda jest taka, że od zawsze traktował wszystkich jak z niższej półki. Nie przyjął cię do pracy, bo? Nie miał konkretnego powodu! Wziął ślub mimo, że cię cały czas kochał. Ostrzegał przed ojcem, któremu uwierzył jak przyszło cię oczerniać. - zaśmiał się na ostatnie słowa, gdyż wydawały się paranoiczne i aż zabawne.

- Willy, to nie jest takie proste.

- Nie? Jesteś młoda, piękna, więc nie widzę problemu. Znajdziesz lepszego.

- Ale Willy...

- Po co ci taki bogaty Styles? Nie jesteś bez winy, ponieważ wtrącałaś się w nieswoje sprawy, jednak chciałaś dobrze. Powinien to zrozumieć.

- Willy...

- Cały świat przed tobą! Wyjedźmy gdzieś na wakacje! Teneryfa! Nie, nie! Kuba!

- Will, cholera!

- Co?

- Przed naszym rozstaniem, to my... no wiesz.

- Seks? Kobieto, jesteśmy już dorośli! Możesz mówić o tym otwarcie! No i co z tym seksem... nie!

- Nie mam pojęcia. - odpowiedziałam szczerze, wzruszając ramionami po raz kolejny tego dnia.

- Nieważne, damy radę. Harry jest nam niepotrzebny. 

Kolejny będzie z perspektywy Harry'ego!

Liczę na Was, a rozdział będzie szybciutko!

Kocham xx

Break The Rules, StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz