19

8.7K 707 168
                                    

Wróciliśmy do Mediolanu w podobny sposób. Znaleźliśmy wolne miejsca w przedziale i staraliśmy się nie zwracać uwagi na spojrzenia ludzi. Domyślili się, że nie posiadaliśmy biletów. Nie dbaliśmy o to, dopóki nie odwiedził nas konduktor. Najpierw zaczął mówić po włosku i jeszcze coś rozumiałam, aczkolwiek Harry zawsze był lepszy we francuskim. Mężczyzna zauważył, że brunet nie bardzo ogarnął, co się do niego mówiło.

- Poproszę bilety do kontroli. - wtuliłam się w ramię Harry'ego, uśmiechając się głupkowato. Byłam ciekawa, jak zielonooki wyjdzie z tej sytuacji.

- No właśnie... nie mamy biletów, ale mogę zapłacić. - wyjął portfel, lecz w ostatnim momencie powstrzymał go starszy facet.

- Dokąd państwo jadą?

- Do Mediolanu.

- Dobrze, upiekło wam się. - podziękowaliśmy i spojrzeliśmy na siebie, gdy konduktor opuścił pomieszczenie. Utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy, a następnie zaczęliśmy się krótko całować. Były to chwilowe muśnięcia, jednakże wciąż miały w sobie swój urok. Całą drogę spędziliśmy w ciszy na malutkich, czułych gestach, które nikomu nie przeszkadzały. Byłam szczęśliwa, siedząc obok niego, idąc obok niego.

Wysiedliśmy z pociągu i powoli zmierzaliśmy ku hotelowi, do którego żadne z nas nie chciało wracać. Bo co na nas tam czekało? Żona Harry'ego, gotowa do pokrzyżowania nam wszystkich planów, Alison, która czujnie nas obserwowała i robiła zdjęcia? Nie pragnęłam niczego innego, jak spokojnego wieczoru ze Styles'em przy sobie.

- Nie chcę tam wracać. - oznajmiłam, ściskając jego dłoń mocniej. Jedyne czego się bałam, to, że mogłam go stracić. Bo co jeśli zrozumiał, iż ze mną nie miałby tylu korzyści, co w małżeństwie z Alice? Nie dopuszczałam do siebie tej myśli, ale gdzieś tam w głowie pojawiała się taka wizja.

- Ja też nie, ale nie mamy wyjścia. Pamiętaj, że mamy siebie, dobrze? - kiwnęłam na "tak", chociaż w środku nie byłam pewna, co do tego wszystkiego. Nic nie wydawało się pewne, a to było intrygujące i pragnęłam wiedzieć, co czekało mnie w przyszłości.

Weszliśmy do recepcji, a potem przeszliśmy do windy. Rozstaliśmy się na korytarzu, ponieważ biznesmen musiał zabrać swoje rzeczy z pokoju, dlatego postanowiłam poczekać na niego u siebie.

- Jezu, rozluźnijcie się! Seksik na zgodę czy coś. Gra w kręgle? - Louis został potrącony ramieniem przez prezesa firmy. Nikt z nas nie miał humoru. No może oprócz szatyna.

- Nie teraz, Lou. To nie jest dobry czas.

- Wiem, jednak nie możecie tak bardzo się przejmować. Cieszcie się sobą, a Alice i tak zniknie.

- Wybacz, Lou. Może jutro z tobą pogram. - posłałam mu wymuszony uśmiech i zniknęłam w swoim apartamencie. Nie musiałam długo czekać. Harry przyszedł po dziesięciu minutach i wtedy rozpoczęliśmy swoje małe szaleństwo. Nie kryliśmy się z dzikością, gwałtownością. Delikatność odłożyliśmy na potem, choć grała równie ważną rolę. Rzucił mnie na łóżko, natychmiast się na nie wdrapując. Znajdowałam się pomiędzy jego nogami i obserwowałam, jak ściągał z siebie czarną koszulkę. Nieumiejętnie próbował mnie rozebrać. Jego emocje wzięły kontrolę nad całym jego ciałem, lecz to udowodniało, że nasza paranoiczna harmonia była czymś niesamowitym. Przez chwilę ocierał swoje wargi o moje, ale później zdecydował się na moją szyję. Robił mi malinki i nie potrafiłam myśleć o niczym innym, jak o jego ustach na mojej oliwkowej skórze. Nie dałam mu tej satysfakcji z dominacji i zmieniłam naszą pozycję. Usiadłam na jego udach, składając nikłe pocałunki na jego klatce piersiowej. Muskałam palcami jego umięśniony brzuch, co doprowadzało go do opętania. Unosił biodra, dając jasny znak, że miałam go nie męczyć. Pragnął więcej, lecz na tym polegały nasze słodkie tortury. Miały na celu wprowadzenie nas w obłęd, w namiętność, niepowtarzalną namiętność. - Jesteś wszystkim, czego potrzebuję.

- Powtórz. Błagam, Kate, powtórz. - słyszalna depresja w jego głosie, powodowała większe napięcie. Większe pragnienie posiadania go bliżej, a nie mogłam. Byłam najbliżej, jak się dało.

- Jesteś wszystkim, czego potrzebuję.

- Cholera, Katie. - złączył nasze usta, pozwalając sobie na przedostanie się jego języka do wnętrza mojej jamy ustnej. Był tak niepoprawnie idealny, że nie mogłam uwierzyć w swoją głupotę.

Tak minął nam wieczór. Bez przeszkód. Na naszym, skromnym, pełnym zmysłowości szaleństwie. Teraz leżałam naga tuż obok niego i przyglądałam się jego systematycznie unoszącej się klatce piersiowej. Spał tak pięknie. Z lekkim uśmiechem, roztrzepanymi włosami, delikatnym potem na jedwabistej skórze. Był pogrążony we śnie już od dobrych dwóch godzin, a ja nadal spoglądałam na jego spokojną twarz.

Około godziny dwudziestej drugiej ktoś zapukał do drzwi. Nie zbudziło to jednak mężczyzny, także podniosłam się i założyłam koszulkę bruneta. Otworzyłam i doznałam szoku, widząc Alice.

- Musimy porozmawiać. - i zwyczajnie odeszła w kierunku wind. Westchnęłam i podążyłam za nią. Nie miałam ochoty, ani siły, aczkolwiek zgodziłam się, żeby potem nie mieć większych problemów. Usiadłyśmy na sofie, która znajdowała się na korytarzu i chyba obie nie czułyśmy się najlepiej w swoim towarzystwie.

- Co to jest? - zapytałam, kiedy położyła mi na kolanach biały plastik. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co to było, ale musiałam to usłyszeć.

- Test ciążowy. Byłam u ginekologa... Jestem w dziesiątym tygodniu ciąży. Nie było cię wtedy. Nie niszcz naszej rodziny.

- To niemożliwe. Harry nie...

- Posłuchaj mnie, zdziro. Starałam się być uprzejma. Tutaj masz kopię dokumentów majątku Harry'ego. Jeżeli się ze mną rozwiedzie nie będzie miał nic. Zniszczysz mu całe życie. Naprawdę tego chcesz? Masz zwolnić się z pracy i zostawić nas w spokoju. Tutaj masz bilet. Zostały dwie godziny do odlotu. Żegnaj, Kate. - pozostawiła mnie z biletem do Londynu, kopią dokumentów i tym cholernym testem ciążowym, który był pozytywny. Pokręciłam głową, patrząc na wszystkie te przedmioty. Nie sądziłam, że mogłabym tak płakać jak w tej chwili. Nie umiałam określić swoich uczuć, lecz kierowała mną złość, odraza, przygnębienie i chęć zmiażdżenia samej siebie. Harry miał zostać ojcem, a ja byłam głównym powodem rozpadu tej chorej rodziny.

Wróciłam do pokoju, cichutko zamykając drzwi. Na całe szczęście nieświadomy Styles wciąż spał. Pociągnęłam nosem, będąc świadomą, iż następnego dnia złamię mu serce na najdrobniejsze kawałeczki.

- Przepraszam. - szepnęłam, nachylając się nad nim i całując jego policzek. Zebrałam swoje rzeczy i zaczęłam się pakować. Zajęło mi to około półgodziny i w tej chwili opuszczałam pomieszczenie. Ze łzami w oczach ruszyłam ku windzie, a następnie zajęłam jedną z paru taksówek na parkingu przed hotelem. Poprosiłam, aby miły, wąsaty Włoch zabrał mnie na lotnisko. Żegnaj, Mediolanie, żegnaj, Harry.

Kocham xx

Break The Rules, StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz