Rozdział 8

76 9 2
                                    

- Powiesz mi co Cię doprowadziło do takiego stanu? A po za tym, chyba zamieniłaś się w kostkę lodu. - Przycisnął mnie bardziej do siebie.

- Moi rodzice...

- Tak, co z nimi? 

Powiedziałam mu każdy szczegół o jakim wspomniał mi tata. Widziałam w nim bezradność. Czułam że nie da rady mi pomóc. Że nie zrozumie!Spuścił głowę na dół, ale po chwili zastanowienia, starał się podnieść mnie na duchu.

- Hej, posłuchaj... Przetrwam to z Tobą. Wszystko się ułoży... .Chcesz chusteczkę?

- Dziękuje, i przepraszam za koszulkę... Pewnie już nie dopierzesz.

- Nie, nie nic się nie dzieje. Nie będę jej prał. Taka zostanie. Gdy będę na nią patrzył, będzie mi przypominała o Tobie. 

- Czym ja sobie na ciebie zasłużyłam?  - Odpowiedziałam ze wzrokiem spuszczonym na prawie czarne panele.

Podniósł mój podbródek do góry. Nagle poczułam muśnięcie na ustach.  

- Tak, wiem... Nie odpowiedni moment, miałem to zrobić wychodząc od Ciebie, ale ... .

- Proszę Cię... . - Powiedziałam szeptem, nie pozwalając dokończyć mu zdania.

- Dobrze. Ale po pierwsze otrzyj łzy, a po drugie, chciałbym abyś zaakceptowała decyzję członków swojej rodziny. Wydaję się mi że teraz idą bardzo dobrą ścieżką. Na lewej się już przejechali. Teraz idą prawą. Nie należy się poddawać. A twojej siostrze..., staraj się nie myśleć. Chociaż muszę przyznać, że nawet mi będzie ciężko o niej nie myśleć, wiedząc że to ona zrobiła ci to pod okiem. Podsumowując -są dorośli. Wiedzą co robią. 

- Nie chodzi mi o to. Nawet uważam tak samo. W ogóle, po co ja tu przyszłam?! - Ruszyłam w stronę drzwi.

- Przyszłaś bo..., potrzebujesz wsparcia. To normalne. - Łapiąc mnie za rękę i wpatrując się we mnie. 

- Tylko ci się narzucam! - Zaczęłam szlochać.

- Nigdy mi się nie narzucałaś. A przynajmniej myślałem że jest na odwrót.

Rzeczywiście ten chłopak miał coś w sobie. Przyznam że w tym momencie mnie rozśmieszył. 

- Sam nie wieże że to mówię, ale może to i lepiej?

- Co? Co masz na myśli?

- Mój ojciec nie mieszka z nami. Jest daleko stąd. Pamiętasz moje rany na kolanach? To nie wina rolek, tylko jego. Bił mnie po kolanach, takimi rzeczami, jakimi Ci się nawet nie śniło. A moja matka zamykała się w łazience. Ojciec mnie nienawidził. Dopiero jak mama dowiedziała się że jest w ciąży z drugim dzieckiem, zaczęła działać. Lila nigdy nie poznała swojego ojca.

Widziałam jak zagryzą dolną wargę. Ledwie co wydusił to z siebie. Nie dopytywałam o szczegóły. 

- Nie wiedziałam... . Musiałeś się czuć, strasznie. Mało powiedziane. Jak on mógł?! Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało, a ja użalam się nad sobą, bo moi rodzice "na niby" się rozstają.

- To trudna sytuacja, ale przetrwasz to. Pomogę Ci. Zobaczysz nie będzie tak źle. - Objął mnie.

- Zawsze wiesz co powiedzieć.

- Mam dar. - Zaśmialiśmy się. - A teraz chodź, odprowadzę Cię do domu i porozmawiasz z rodzicami.  Pewnie się o Ciebie martwią.

W drodze powrotnej, szliśmy w ciszy trzymając się za ręce.  Było słychać operę świerszczy.

- Dzięki za dzisiaj, za poprawienie humoru i w ogóle... wiesz o co mi chodzi.

- Doszliśmy do czegoś więcej niż przyjaźń nie uważasz? 

*Zaświeciły się automatyczne światła przed domem (reagujące na ruch). Drzwi otworzył tata.

- Ja się już może będę zwijał. Porozmawiamy jutro. Trzymaj się. Dobranoc. 

- Wejdźmy do środka. Porozmawiajmy. - Powiedział tata.

-  Nie potrzebuje rozmowy. O wszystkim wiem, i wszystko rozumiem.

- To przez tego chłopaka?- Zapytał tata.

- Być może. - Przypomniałam sobie sytuację rodzinną Liama. -  Nie chciałam tak zareagować. Przepraszam.

- To ja przepraszam. - Powinienem ci o tym powiedzieć wcześniej. Powinienem was wychowywać, a nie... .

- Stało się. Jurto rozwód. Mogę powiedzieć tylko to,że trzymam za ciebie kciuki. Teraz idę do spania. Jest już późno. 

Kolejny dzień. Rozwód rodziców. Zaakceptowałam to, bardziej niż nigdy dotąd. Poszłam do szkoły jak w normalny dzień. Tam jak zwykle, nie brakowało mi wrażeń.

- Ana? Hej, zaczekaj! Ana..- Krzyknęłam.   

- Czego ode mnie chcesz? - Obróciła się naburmuszona.

- Coś się stało?

- Tak! Ty się stałaś. A dokładnie wy! Ty i Liam.

- Nie rozumiem. Coś w tym złego? Jesteśmy tylko przyjaciółmi.

- Nic nie rozumiesz! Jak zwykle... Jesteś za głupia żeby coś zrozumieć.

- Tak?! No to mi wytłumacz. - Podniosłam głos.

- Liam miał być mój. Sama tak mówiłaś.To wszystko zaszło za daleko...

- Ale przecież o tym wiedziałaś że go lubię, wtedy nie miałaś nic przeciwko. Co się z Tobą dzieje?

- Wiesz co ?! NIENAWIDZĘ CIĘ !!- Patrzyłam w jej oczy,pełne gniewu. Potem zrobiła coś, po czym bym się po niej nie spodziewała. Uderzyła mnie " z liścia" . Poszła rozzłoszczona wzdłuż korytarza. Zauważyła Liama. Namiętnie go pocałowała. Oczy zaszły w łzy. Co teraz miałam myśleć? Tak, wiem to wina Any, ale najgorsze jest to że Liam, przestał się jej wyrywać. Przyspieszyłam, żeby uciec od tej sytuacji, gdy Liam złapał mnie za rękę.

- Zaczekaj. Co się tutaj dzieje? Czemu Twoja przyjaciółka przed sekundą mnie pocałowała?!

-  Ty nawet nie chciałeś jej przerywać.

- Bez przesady. Wiesz że nie zrobił bym tego. 

- Skończ! Muszę pobyć sama. A po za tym nie mam żadnych podstaw, że mówisz prawdę.

- Ja na Twoim miejscu, uwierzyłbym w to co mówi chłopak.

- Próbujesz się bronić?

- Nie. Po prostu Ci ufam.

Skamieniałam. Dobrze było to usłyszeć.

- Czekaj, czekaj. Ty jesteś zazdrosna?

- Wiesz co, nie mam ochoty na żarty. Zostaw mnie w spokoju!

Nie powinnam się tak zachowywać. Powinnam mu uwierzyć. Uwierzyłam. Ale miałam do wyboru Anę lub Liama. Przyjaciółka albo chłopak. Straciłam już wszelką nadzieje, na szczęśliwe życie. Doprowadzona do rozpaczy przez rodziców, chłopaka i przyjaciółkę, miałam tylko jedną myśl w głowie. Most, głęboka rzeka. Doszłam do mostu łączącego dwie miejscowości. Zaczekałam chwile aż ruch na drodze się zmniejszy i stanęłam na kraju, chcąc się już puścić. Życie przeleciało mi przed oczami. Nagle usłyszałam krzyk Liama :

- Nie! 


PozytywkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz