Rozdział 40

2.1K 95 4
                                    

   Nie wiem czy poprzedni rozdział się wyświetlił (rozdział 39) ale jest więc jeżeli ktoś nie przeczytał to zapraszam!😊😇

KIRA

- Gdzie wychodzisz? - krzyknęła za mną mama.

Miałam ochotę odwrócić się i pokazać jej środkowy palec albo jak za dawnych czasów trzasnąć drzwiami i po prostu iść w cholere nie odzywając się do niej nie potrzebnie, ale tego nie zrobiłam.

Otarłam łzy i z pijackim uśmiechem wychyliłam głowę przed szparę w drzwiach żeby zajrzeć do kuchni.

- Do sklepu.

- Nie idziesz szukać Aarona?

Chciałabyś.

- Może - odpowiedziałam jednak i machnęłam końcem paznocki wychodząc z domu.

Tym razem założyłam kurtkę. Z dnia na dzień robiło się zimniej, a późna pora tylko potęgowała niską temperaturę. Włożyłam też ciemne obcisłe spodnie i zakryte buty na koturnie. Nie miałam zamiaru nikogo podrywać. Chciałam po prostu wyglądać... dobrze?!

Tak, chyba właśnie tak.

Aaron był wkurzający jak stara zużyta płyta, ale miał pierdoloną rację co do tego, że no cóż jestem bezwzględną suką.

Na przykład kiedy na niego krzyczałam byłam zła, kiedy teraz idę do najdalszego sklepu oddalonego pół godziny od domu czuję piekący ból pod powiekami.

Gdzie podziała się dawna Kira?

Została zagrzebana.

Na milion procent.

Muzyczka obwieszczająca nowego klienta zabrzmiała radośnie gdy tylko przekroczyłam próg 7eleven.

Zagłębiłam się w alejkę z piankami i żelkami i wzięłam wszystkie na jakie miałam ochotę. Potem zatrzymałam się obok półek z farbami do włosów i chwyciłam malinowy róż.

Jeżeli na Marę zmiany podziałały krzepiąco to może na mnie też?

Płacąc chwyciłam jeszcze za rogalika z czekoladą i poprosiłam o doliczenie go do rachunku.

Parę minut później wylądowałam w knajpce na rogu drogi słynącej z naleśników i smakowitych żeberek.

- Ma pani wielki apetyt - zagadnęła mnie starsza kelnerka, gdy zamknęła drzwi po przed ostatnim kliencie. Ja byłam ostatnim.

Zdążyłam tu chwilę przed zamknięciem i zamówiłam większość z karty dań. Byłam głodna.

- To chyba rodzinne - powiedziałam przypominając sobie jak pewnego dnia tata zjadł całą lasagne nie dzieląc się z nikim.

- Albo dziecine - uśmiechnęła się.

- Co ma pani na myśli? - spytałam kończąc porcję frytek.

- Może jest pani w ciąży?

Wyplułam właśnie popitą herbatą frytkę.

- Na pewno nie - uspokoiłam ją. - Mam za dużo na głowie i jeszcze dziecko? Na pewnie nie - powiedziałam stanowczo, żeby mi uwierzyła.

- No jasne. Przecież to tylko przypuszczenie - uspokoiła mnie ruchem ręki.

- Nie chciałam być nie miła - oznajmiłam. - Ale po prostu już pójdę.

Posłała mi nieufny uśmiech i podała ruchunek.

W drodze do domu zahaczyłam o aptekę. Pomimo pewności kupiłam test ciążowy.

Zrób mi cośOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz