Rozdział VIII

107 15 1
                                    

Jessie i Mingyu nie zawrócili. Chłopak szybko wyperswadował ten niedorzeczny pomysł z głowy brunetki. Jechali jeszcze przez dwie godziny, po czym zatrzymali się w małym motelu, gdzie wynajęli pokój. Jessie leżała na łóżku, kiedy chłopak położył się na kolanach dziewczyny i zasnął. Brunetka jednak nie mogła zmrużyć oka, ciągle słyszała jakieś szepty, przez moment nawet wydawało jej się, że słyszy swoje imię.

- V, gdzie się podziali wszyscy?- Naomi rzuciła, rozglądając się po budynku- Strasznie tu pusto. Chyba pójdę sprawdzić co u Jessie i George'a- w końcu przypomniała sobie o swoich towarzyszach. Wbiegła po schodach na korytarz i nagle poczuła jak temperatura w pomieszczeniu momentalnie wzrosła. Spojrzała na termometr, który przymocowała Jessie. 30 stopni. Po chwili jej wzrok przykuł napis na ścianie. Dlaczego go wcześniej nie zauważyła? Właśnie miała odchodzić, gdy zauważyła, że zmierza ku niej jakaś kobieta. Cofnęła się, ale to nic nie pomogło. Postać zaczęła na początku szeptać, a potem krzyczeć. Naomi nic nie rozumiała, w końcu nie znała koreańskiego, nagle poczuła jak ktoś szarpie ją za rękę. Po chwili stała w pokoju z V. W jego oczach można było zauważyć złość. Złapał blondynkę za rękę i posadził na łóżku, po czym usiadł na przeciwko niej.

- Kim jest ta kobieta?- spytała wystraszona blondynka - Czego ode mnie chciała?

- Naomi, nadal chcesz spać?- chłopak, wyciągnął zza pleców bukiet kwiatów.

- Co to ma wszystko do tego?- spojrzała na niego ze zdziwieniem. Nagle kolor oczu Tae stał się jaśniejszy, niegdyś rumiane policzki stały się blade, a na jego szyi pojawiły się dwa sine ślady. Chłopak zbliżył się do blondynki - Teraz możemy iść spać.- połączył ich usta w delikatnym pocałunku. Naomi jeszcze zdążyła zobaczyć jak wszystko dookoła płonie...tapeta, stolik, zasłony...a bukiet róż już dawno zwiądł...

Jessie uważnie przyglądała się Mingyu, który ze skupieniem prowadził samochód.

- George nie wyjechał, prawda?- spytała brunetka przenosząc wzrok na przednią szybę - Naomi także.- oznajmiła, powoli łącząc wszystkie fakty w całość.

- Nie wyjechali. - odparł spokojnie

- Zabiłeś go?- Jessie nadal nie mogła uwierzyć, że z takim opanowaniem wypowiada te słowa.

- Nie zabiłem. Widziałem go ostatnio w kuchni i tam go zamknąłem, tyle.- oznajmił. - Jak się zorientowałaś?

- Wiedziałeś, że go nie znalazłam, a o Naomi sam powiedziałeś, że V nie pozwala jej zasnąć, a nawet jej nie widziałeś, to wydało mi się podejrzane. To ty podpaliłeś budynek, prawda? Twoja bluza jest brudna od benzyny. - wskazała palcem

- Tak, to ja.

- Zastanawia mnie tylko po co to wszystko?

- To jedyny sposób bym mógł stamtąd uciec.- westchnął

- To nie twoja matka jest odpowiedzialna za te wszystkie zdarzenia...

- Nie - uśmiechnął się pod nosem - Mój ojciec był okropny. Zajmował się badaniami nad ludzkim umysłem, dlatego poślubił moją mamę, była jego osobistym eksperymentem. Zresztą nie tylko ona. V, ten chłopak, o którym znalazłaś artykuł, chorował na psychozę. Ojciec go badał. Gdybyś go znała, nawet nie wpadłabyś na to, że jest chory, był normalnym, zabawnym, zawsze uśmiechniętym chłopcem. Uwielbiał bawić się w ogrodzie i lesie, tam właśnie poznał swoją miłość.- Mingyu uśmiechnął się pod nosem - Ona była jego lekarstwem, przy niej choroba prawie zniknęła. Ojcu się to nie spodobało, gdy wyzdrowiał nie miałby materiału do badań, dlatego postanowił poeksperymentować ze snem. Dawał mu jakieś proszki, żeby nie mógł zasnąć. V był dzielny i dawał sobie radę do czasu, gdy nie dowiedział się, że jego ukochana wyjechała. Mój ojciec powiedział jej o jego chorobie, a ona się wystraszyła i uciekła. Z Tae było coraz gorzej, krzyczał, samookaleczał się, rozwalał przedmioty, aż w końcu powiesił się w swoim pokoju. V mógł wytrzymać bez snu, ale nie potrafił żyć bez niej.

Jessie siedziała cicho, wsłuchując się w opowieść, a po jej policzku spłynęła samotna łza.

- Dlaczego mu nie pomogłeś?- rzuciła

- Miałem 5 lat.

- A inni? Wszyscy patrzyliście jak cierpi?- Jessie spojrzała na chłopaka z obrzydzeniem

Mingyu gwałtownie zatrzymał samochód i wysiadł. Otworzył drzwi od strony dziewczyny i kazał jej wysiąść. Po czym odwrócił się do niej plecami i podniósł koszulkę. Pełno zadrapań, blizn, siniaków, śladów po uderzeniach, obok starych ran widniały też świeże. Jessie zamknęła oczy.

- To nie twoja mam powodowała ten sen...

- To V, mścił się na wszystkich po kolei, niszczy ich we śnie, bo tylko tam może sprawić, że będą cierpieć tak jak on kiedyś.

- Czy ta dziewczyna...czy ona przyszła chociaż na jego pogrzeb?

- Nie...ona już nie żyła, zabił ją.

- Dlaczego ja spałam tylko dzień, dlaczego mi nic nie zrobił?

- Bo on cie nie potrzebuje, zależy mu tylko na Naomi.

- Wiedziałeś o wszystkim, a mimo to pozwoliłeś jej spłonąć w tym budynku?!- Jessie zaczęła płakać i bić pięściami w klatkę piersiową chłopaka, jakby chciała wyładować całą swoją złość.

- Ja nie mogłem nic zrobić.

- Dlaczego nie pozwalał jej zasnąć, skoro właśnie o to mu chodziło?

- Bo chciał zobaczyć, czy z nim zostanie, ale potem George chciał wyjechać...tylko we śnie mogą być razem na zawsze.

- Ona żyła, gdy wyjeżdżaliśmy- Jessie zanosiła się od płaczu, a chłopak mocno ją przytulił.

- Jessie, zostaliśmy już sami, nie ma już nikogo, Naomi..-zaciął się- dla niej nie było już powrotu, nie byłabyś w stanie jej uratować. Mamy tylko siebie - pocałował ją w czoło. - Jesteś moim lekarstwem, a ja postaram się być twoim. Wyjdziemy z tego.

Gdy Jessie i Mingyu trwali w swoim uścisku na drodze prowadzącej do nowego życia, V składał pocałunek na ustach Naomi, który odebrał jej ostatni oddech.

❝Save me❞ Mingyu x TaehyungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz