One są takie piękne. Nie mogłam zostawić ich w tej brudnej i śmierdzącej szatni. Postanowiłam, że przez resztę dnia będą leżeć na mojej ławce.
- Łucja. Ty serio nie wiesz kto ci je kupił? - spytała Alicja wskazując na kwiaty.
- Nie mam pojęcia. Nikt nie wiedział, że je lubię... No nikt oprócz ciebie - odpowiedziałam.
- Tylko, że my wczoraj o tym rozmawiałyśmy na lekcji.
- Myślisz, że to ktoś z klasy? - spytałam.
- Prawdopodobnie - szybko odpowiedziała i się uśmiechnęła.Reszta dnia minęła spokojnie. Cały czas miałam nadzieję, że ktoś się przyzna, bo jednak fajnie wiedzieć, że... hm,ktoś mnie lubi?
Ostatnią lekcją tego dnia był angielski.
Usiadłam jak zawsze w ostatniej ławce i nagle się zorientowałam, że coś tu nie gra. Cały dzień nie było w szkole Wiktora, a właśnie wchodził do klasy. Po cholerę przeszedł na ostatnią lekcję?
- Cześć - powiedział Wiktor tym swoim niskim głosem.
- Um, hej -odpowiedziałam nawet na niego nie patrząc, bo byłam zajęta pisaniem smsów z Alicją.
- Ładne kwiaty - powiedział i zaczął się śmiać.
- Co cię tak śmieszy? - spytałam i spojrzałam na niego z poważną miną.
- Nie wiesz od kogo one są, prawda? - położył głowę na ławce - Myślę, że jest tam liścik.
Cholera. Przez cały dzień nie wpadło mi do głowy, że może tam być notatka.
Nerwowo zaczęłam przeszukiwać bukiet. Wiktor miał rację, liścik tam był.
Zaczęłam powoli otwierać kartkę... I nagle Wiktor wyrwał mi ją z ręki.
- Co ty robisz? Oddawaj! - rzuciłam się w jego stronę.
- Łucja i Wiktor! - rozległ się głos wychowawczyni. - Przypominam, że nie jesteśmy w zoo. Zachowujcie się.
Nie wiedziałam co powiedzieć, więc po prostu spóściłam głowę na dół i zajęłam się rozwiązywaniem ćwiczeń.
- Pomyśl - powiedział szeptem Wiktor. - kto oprócz ciebie bez problemu może otworzyć twoją szafkę?
Już widziałam. To on podrzucił mi kwiaty. Mogłam się tego domyślić po wczorajszym dniu. Jezu, jaka jestem głupia.
Spojrzałam na niego i nasze oczy się spotkały. Tak cholernie kocham jego brązowe oczy.
- Dziękuję - odpowiedziałam szybko. Czułam, że jestem cała czerwona.
Chyba chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu dzwonek. Napisał szybko coś na liściku, rzucił mi go i wybiegł.
Spojrzałam na kartkę."Białe tulipany ślicznie komponują się z twoimi rumieńcami".
O Boże, potrzebuję tlenu.Po zakończonej lekcji wybiegłam przed szkołę. Tak jak myślałam, Alicja już tam na mnie czekała.
Opowiedziałam jej wszystko, a ona słuchała mnie z miną, która mówiła "wow". Zakończyłam swój monolog, a Alicja zaczęła się śmiać.
- Wiesz co? Ja od początku podejrzewałam, że to on - powiedziała, gdy już się uspokoiła.
- Słucham? To dlaczego mi nie powiedziałaś? - spytałam.
- Bo mnie o to poprosił - powiedziała.
Nie wierzę. Wolałam tego nie komentować i po prostu wsiadłam do auta Alicji. Całą drogę milczałyśmy. Wpatrywałam się w okno i myślałam o tej sytuacji.
Dwadzieścia minut później zatrzymała się pod moim domem.
- Słuchaj laska, nie gniewaj się na mnie. - powiedziała i zrobiła minę szczeniaczka.
- Nie gniewam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i wysiadłam z auta.
- Wiem. Mówię, to na zapas, bo... - urwała w pół zdania.
- Bo co? - spytałam z poważną miną.
- Dałam mu twój numer - wyrzuciła z siebie te słowa z prędkością światła.
- Co kurwa? - powiedziałam i zamknęłam drzwi. Nie pożegnałam się z Alicją. Weszłam do domu i pobiegłam do swojego pokoju.
To są chyba jakieś żarty. Najpierw kwiaty,a teraz numer? Znam go dopiero parę dni. Z zamyślenia wyrwał mnie głos babci.
- Co? - powiedziałam wchodząc do kuchni.
- Naprzeciwko wprowadzili się nowi sąsiedzi. Pomyślałam, że będzie miło przywitać ich domowym ciatem.
Tak. Zdecydowanie ciata mojej babci są najlepsze.
- No dobrze. To idziemy? -spytałam nie chcąc robić jej przykrości odmową.
Pokiwała tylko głową i wyszłyśmy.
Nie minęły trzy minuty, a już stałam pod drzwiami nowych.
Otworzyło nam małżeństwo w wieku moich rodziców. Kobieta miała ciemne oczy i ciemne włosy, które opadały na jej uśmiechniętą twarz. Jej usta były duże i pełne. Miała na sobie czarne legginsy i długą bluzkę tego samego koloru. Jej mąż był wyższy od niej o głowę, włosy miał w kompletnym nieładzie. Kiedy przyglądałam sie jego twarzy, to zauważyłam, że już gdzieś kiedyś widziałam ten wzrok.
- A to jest Łucja - powiedziała babcia wskazując na mnie ręką.
- Dzień dobry. Miło mi państwa poznać - odpowiedziałam i podałam im rękę.
- Mam na imię Maria, a to mój mąż Borys - podała mi rękę.
- Zapraszamy do środka, napijemy się kawy - powiedział Borys.
Weszłam do środka i mogłam śmiało stwierdzić, że urządzili już cały dom. Oni mieli już wszystko umeblowane, a ja nawet nie zauważyłam, że ktoś się wprowadza.
- Synu! Zejdź na dół. Mamy gości - krzyknął Borys.
Odwróciłam się w stronę schodów i mnie zamurowało. Już przypomniałam sobie skąd znam spojrzenie Borysa.
Borys jest ojcem Wiktora.Witam! Pączusie. Jeśli to czytacie, to proszę chociaż o komentarz. To da mi motywację i będę wiedzieć, że ktoś czeka na dalsze rozdziały. To jest moje pierwsze opowiadanie tego typu, więc proszę o odrobinę wyrozumiałości! 😊
P.s. wiem, że dialogi kompletnie mi nie wychodzą, ale postaram się nad tym popracować.
CZYTASZ
I'll be the one, if you want me to.
Novela JuvenilSpojrzałam na niego i nasze oczy się spotkały. Tak cholernie kocham jego brązowe oczy. - Dziękuję - odpowiedziałam szybko. Czułam, że jestem cała czerwona. Chyba chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu dzwonek. Napisał szybko coś na liściku, rzucił m...