8.Pieśń śmierci

80 7 0
                                    

Śniło mi się życie chłopca, którego imienia nie mogłam zapamiętać na dłużej niż trzy sekundy. Widziałam jak się rodzi i dorasta. Z jego szarych oczu biła tak wielka miłość do footballu, że niemal czułam ją w swoim sercu. Te emocje kiedy stąpał wśród krzyków kibiców po rozgrzanej przez złociste słońce murawie, ale to było tylko tło które oślepiało słabych graczy. Tak naprawdę liczyło się tylko zwycięstwo. Na początku witał się z przeciwnikami głęboko zaglądając w ich oczy aby poznać słabości każdego z osobna zawsze chciał znać je pierwszy i wykorzystać to przeciwko nim. Na dźwięk gwizdka rozdzierającego hałas zanurzał się do nowego świata od którego był tak bardzo uzależniony, że kiedy tylko zamykał oczy w swoim łóżku po udanym meczu śnił o grze i adrenalinie, która buzowała w jego żyłach. Piłka nożna była jego narkotykiem, który łatwo przedawkował a kiedy to się stało jego ciało wyżarł kwas, głośno sycząc zmieniał go w ogromnego wilka, którego głowa sięgała szyi dorosłego mężczyzny. Był czarny jak noc a jego żółte oczy rozpraszały ciemność jak światła stadionowe. W jego żyłach nie krążyła dłużej krew a gęste złoto, które boleśnie paliło jego skórę od wewnątrz. Nagle wilk rzucił się na mnie rozszarpując moje ciało a ja z całych sił wrzeszczałam czując paraliżujący ból zapierający dech w mojej piersi. Chciałam jak najszybciej uciec, ale nie mogłam się ruszyć. Ostatnie co zobaczyłam to ściekające z jego zębów dymiące złoto. Ze strachu obudziłam się ciężko dysząc na wilgotnym mchu a w moich uszach pobrzmiewał jeszcze słaby głos matki.

- Odpowiedź znajdziesz w świecie umarłych nie trać czasu na szukanie jej tu.

Obok mnie leżał Levi i Dori a w ich włosy były wplecione krople rosy odbijające promienie słońca, które ledwo co przebijały się przez plątaninie liści nad ich głowami. Pnie drzew porastał w niektórych miejscach mech a w innych trujący bluszcz. Obraz tego nowego świata był tak idealny, że od razu zapragnęłam umieścić go na płótnie tak aby został ze mną już na zawsze a kiedy spojrzę na niego jak już będzie po wszystkim znów usłyszę dzięcioły monotonnie stukające dziobami o korę drzew i świergot ptaków latających z gałęzi na gałąź nad moją głową. We wszystkie te dźwięki co jakiś czas wplatały się odgłosy zwierząt żyjących na ziemi. Razem tworzyły idealną melodię której żaden muzyk nie mógł skopiować bo została ona stworzona zarówno przez życie jak i śmierć.

- Levi, Dori wstawajcie.

- Gdzie jesteśmy ? - Spytała zaspanym głosem Dori leniwie przecierając dłońmi oczy.

- Na jakiejś wyspie w innym świecie, ale teraz to nie jest ważne musimy jak najszybciej znaleźć pitną wodę bo inaczej się odwodnimy i ...

- i jakiś ludzi. Tam gdzie ludzie tam jedzenie - Przerwał mi Levi przeciągając się. - W zasadzie tam gdzie ludzie tam jest wszystko.

Każdemu z nas mocno burczało w brzuchu a na samą myśl o gorącym posiłku czułam się słabo dlatego bez słowa wstaliśmy i ruszyliśmy przed siebie.

Ciekawe czy wszyscy będą myśleli, że umarliśmy uczniowie na pewno, ale nauczyciele mogą być bardziej podejrzliwi i zacząć wypytywać o nas Mile i Anice o ile nadal żyją. Z resztą i tak nic z tamtego świata nie ma teraz znaczenia jesteśmy w innym wymiarze i mamy inne zmartwienia. Przede wszystkim musimy jak najszybciej znaleźć moją mamę a kiedy wrócimy będzie mogła mnie zaadaptować a dyrektorka nie będzie mogła mi nic zrobić i wszystkie problemy się rozwiążą.

- Może coś pośpiewamy? - Zasugerował Levi wskakując na ogromny kamień częściowo porośnięty mchem - Wtedy szybciej nam minie czas.

- I usłyszą dziwne potwory zamieszkujące ten las albo inne dziwactwa. Widziałeś w ogóle pnie drzew dopiero od dwóch metrów zaczynają się gałęzie nie mieli byśmy nawet gdzie uciec. - Pokręciłam stanowczo głową - Może i ten świat jest podobny do naszego, ale poza tym nic o nim nie wiemy, a co jeśli to tylko pozory?

WyklęciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz