Droga do internatu minęła bardzo szybko. Drzwi wejściowe do "Leśnego Elfa" były drewniane, z namalowanym bluszczem. Już zaczęło mi się podobać. Kiedy weszliśmy, naszym oczom ukazał się długi korytarz. Na ścianach widniała charakteryzacja lasu. Lampy świeciły przyciemnianym światłem - przez co było ciemniej i zarazem przytulniej. Kiedy spojrzałam pod nogi zobaczyłam dywan. Zielony dywan. Wyglądał jak mech. Innymi słowy - szło się korytarzem i odnosiło się wrażenie, iż wędrujesz leśną dróżką. Na końcu korytarza były schody. Mój pokój pewnie znajdował się na pierwszym piętrze. Z góry dochodziły jakieś odgłosy. Ktoś krzyczał... Drzwi do mojego pokoju były otwarte na oścież. W progu stała jakaś kobieta. Wydzierała się swoim potężnym głosem na kogoś, kto był w środku pokoju. Odpowiedział jej jakiś o wiele młodszy głos. Głos dziewczyny. "Zapewne Wiktoria, i jej mama", pomyślałam. Kobieta coś jeszcze odkrzyknęła i szybkim krokiem opuściła internat. Chwyciłam torby i ruszyłam w kierunku pokoju. Zastałam tam wysoką, chudą szatynkę o niebieskich oczach. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się. Widać, że się zdenerwowała. Wstała i podeszła do nas.
-Hej, jestem Wiktoria. - przywitała się i wyciągnęła do mnie rękę.
-Cześć, ja jestem Aliczja - odpowiedziałam i uścisnęłam jej dłoń.
-To my was zostawiamy, dziewczyny. Idziemy załatwić jeszcze parę spraw i będziemy wracać do domu. Jak coś, to dzwoń. - odezwała się mama. Przytuliłam oboje rodziców, pożegnałam się, i wróciłam do rozpakowywania rzeczy.
-Słyszałam, że też jeździsz konno. Masz własnego konia? - zapytałam moją współlokatorkę.
-Tak, nazywa się Joker. Jest to siwek, niewysoki, drobnej budowy. Uwielbia cross i wyścigi. Stoi w boksie numer 17, obok Arystokraty. Tego karego ogiera, nie wiem, czy widziałaś.
-Skąd wiesz, jak ten ogier ma na imię? - zdziwiłam się. Bądź co bądź, Arystokrata nie miał tabliczki na boksie. Dopiero mu dzisiaj ją przywiozłam, ale nie zdążyłam przyczepić.
-Wiele razy widziałam go na zawodach. Istne cudo! Dosiadała go dziewczyna bardzo podobna do ciebie. Jego właścicielka nazywa się Alicja Kontratak. Na pewno znasz. Bardzo chciałabym ją poznać. Na każdych zawodach próbowałam ją znaleźć, ale nigdy mi się nie udało. - Wiktoria aż się rozmarzyła. Jak się pewnie domyślacie, chodziło o mnie i Arego. Bez słowa podałam jej swoją legitymację. Wiktoria zdziwiła się, ale przeczytała moje imię i nazwisko. Prawdziwe imię. Aliczja to tylko pseudonim. Nazywam się Alicja Kontratak. Wiktorię aż zamurowało. Stała z otwartymi ustami i gapiła się na legitymację. Delikatnie ją zabrałam, uśmiechnęłam się i skłoniłam, mówiąc:
-Nazywam się Alicja Kontratak i od dzisiaj będziemy współlokatorkami. Mam nadzieję, że obie zaprzyjaźnimy się i będzie nam razem żyło się bezkonfliktowo i bardzo miło - przyjęłam uroczysty ton, kłaniając się jak kamerdyner. Kiedy podniosłam wzrok dostrzegłam uśmiechniętą twarz Wiktorii. Rzuciła mi się na szyję, a ja odwzajemniłam uścisk.
-O rany! Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście! - zapiszczała moja koleżanka. Zaraz jednak trochę posmutniała.
-Co się stało? -spytałam.
-Joker ma luźną podkowę. Kuleje, a dzisiaj jest jazda próbna. Trochę się boję jak mi pójdzie. Dawno nie miałam okazji jeździć na innym koniu niż on, a tym bardziej na koniach, które jeżdżą pod wszystkimi. - zrobiło mi się jej żal. Widziałam sto razy, jak Wiktoria radzi sobie z Jokerem na zawodach. Moja koleżanka technicznie jeździ bardzo dobrze. Podoba mi się również sposób, w jaki obchodzi się z końmi. Wpadł mi do głowy pewien pomysł...
-Jeśli chcesz, mogę ci udostępnić na tą jazdę Arego. A ja wezmę Sylwka.
-Naprawdę?! Zrobisz to dla mnie?
-Pewnie! Widziałam jak jeździsz, więc wiem, że to dobra decyzja. Z tego co widzę - tu się uśmiechnęłam - to zadowala ona nas obie.
CZYTASZ
Akademia Skrzydlatej Rywalizacji
Short StoryAkademia Skrzydlatej Rywalizacji to jedyna szkoła w swoim rodzaju. Uczniowie zawzięcie rywalizują, nawzajem się przy tym mobilizując. Główna bohaterka, piętnastoletnia Aliczja stawia czoła wyzwaniom. Czy uda jej się pogodzić pasję (jeździectwo) z ży...