– To co robimy, Biedrona? – Blondyn zarzucił koc, otulając nim moje ramiona. Jak na taki bogaty dom, mieli tu cholernie zimno.
Wtuliłam się w niego, gdy siadł obok mnie.
– Film? – zaproponowałam.
Po wyrazie jego twarzy stwierdziłam, że coś kombinował. Co więcej – nic dobrego.
– A może moja królewna miałaby ochotę na kolację?– Flirciarsko puścił mi oczko, a ja w odpowiedzi zaczęłam się śmiać, przytakując.
– Chętnie, ale pod jednym warunkiem.
Posłał mi pytające spojrzenie.
Jak miło było się przy nim nie jąkać. Wiedzieliście, że wystarczyło po prostu otworzyć usta i mówić?
W odpowiedzi zrzuciłam z siebie biały, puchowy kocyk w czarne motylki, chwyciłam dłoń chłopaka i zaczęłam ciągnąć go przed siebie.
Po paru krokach jednak się zatrzymałam.
– Powiedz mi, gdzież też w tym zamku jest kuchnia? – Obróciłam się w jego stronę, nie mogąc przestać śmiać.
Odpowiedział mi również śmiechem. Poprowadziķ mnie w jakiś punkt w tym domu, w tym wielkim domu.
Weszlliśmy po schodach, skręciliśmy w prawo i trafiliśmy do wielkiego pomieszczenia. Pod sufitem porozwieszane były półki wszelakiego rodzaju, a pod nimi rozciągały się kuchenki, zlewy, zmywarki, piekarniki i cała reszta sprzętu kuchennego. Na środku znajdował się spory blat, będący wyspą kuchenną, a na jego skraju kilka podstawowych przyrządów. Całość sprawiała wrażenie wielkiej, hotelowej kuchni i komponowała się ze sobą.
– No, to jesteśmy. Na co masz ochotę? – Chłopak podszedł do sporej lodówki, przy okazji zaglądając do jednej z szafek.
Zmierzyłam ku niemu, po czym delikatnie zamknęłam przed nim drzwi lodówki.
– Mam chyba lepszy pomysł.
– Mam się bać? – zachichotał niewinnie.
Wywróciłam oczami, rozglądając się.
– Jak nie chcesz, żebyśmy padli z głodu, to nakieruj mnie i powiedz proszę, gdzie co tutaj mniej więcej jest. – Starałam się mniej więcej odnaleźć w nowym miejscu.
Niepewnie podszedł do mnie.
– Będziesz gotować? – Uśmiechnął się od ucha do ucha.
Cmokając, zaprzeczyłam.
– MY będziemy, kochanie. I nie gotować, a piec. – Dumnie założyłam ręce.
Jego wzrok był trochę przerażony.
– Wiem, że jesteś córką piekarzy, ale ja jestem synem projektanta – mówił zaniepokojony, co mnie osobiście niezmiernie bawiło.
– Najwyższa pora, bym czegoś cię nauczyła. Bo w końcu twoja "przyjaciółka" już ci pokazywała podstawy, prawda? – wypomniałam rozbawiona, na wspomnienie o rozmowie w kwestii Marinette, to znaczy, w mojej kwestii.
Śmiał się ze mną, niepewnie podchodząc do jednej z szafek.
– To czego nasza szefowa kuchni będzie potrzebować? – Posłał mi ironiczne spojrzenie.
Podeszłam do blatu, kładąc na nim ręce. Zaczęłam wyliczać.
– Mąka, woda, drożdże, oliwa z oliwek i trochę soli.
Podniósł się, patrząc na mnie z delikatnym zaniepokojeniem.
– Jak wyglądają drożdże?
Chwyciłam się za głowę. To będzie długi wieczór.
– Wszystko jest napisane na opakowaniu. – Przewróciłam oczami.
W końcu podał mi wszystkie potrzebne składniki. Ułożyłam je na blacie, a następnie załączyłam czajnik z wodą, bo jak było wiadomo, musiała być gorąca.
– Najpierw robimy ciasto czy wybieramy dodatki? – Oparłam się o boki.
Patrzył na mnie głupawym wzrokiem.
– No dobra, może jednak dodatki. – Usiadłam na blacie w miejscu, w którym niczego nie było. Wymachiwałam nogami jak małe dziecko. – Jaką pizzę lubisz? – Wyszczerzyłam zęby.
– Spolegam się na tobie, m'lady. – Podszedł do mnie, kładąc ręce na blacie, po moich obu stronach. Zbliżył do mnie swoje usta, jednak ja zatrzymałam go dłonią, śmiejąc się.
Zeskoczyłam z blatu, podchodząc do lodówki. Otworzyłam ją, jednak niepewnie czując się w obcej kuchni.
– Szynka, ser i pieczarki? A może wolisz coś bardziej... Niebanalnego? – Odwróciłam się, trzymając w ręce kilka rodzajów sera.
To aż przerażało, ile sera znajdowało się w tej lodówce.
– Nie! Mój camembert! – Znikąd pojawił się Plagg, nurkując od razu w lodówce.
Adrien uderzył się zażenowany w czoło, na co ja zaczęłam nieznacznie chichotać.
– Moje biedne, kochane maleństwa – mruczał, usadawiając się pomiędzy opakowaniami.
– Plagg! – Tikki również się pojawiła, usiłując wyciągnąć drugie Kwami. – Leniuchu! Nie utrzymam sama kamery!
– Słucham? – spojrzałam na nią, uśmiechając się podejrzliwie.
– Eee... Hehehe...– Schowała rączki za sobą. – Nic takiego.
Świetnie.
Wzdychając, wróciłam wzrokiem do Adriena.
– To może oregano?
Przytaknął, a następnie położył na blacie odpowiednie pudełko z jednej z półek.
Ja również położyłam kilka rzeczy, starając się ułożyć wszystko. Chyba było wszystko.
– Okej, najpierw drożdże. – Podeszłam do zlewu, podciągając rękawy i myjąc ręce.
– Nie, nie. – Adrien poszedł na drugi koniec kuchni. Zdjął z wieszaka dwa fartuszki, podając mi następnie jeden z nich.
– Słuszna uwaga. – Puściłam mu oczko.
________________________
Tego wieczoru Mari i Adrien będą piec pizzę. Znaczy Mari będzie piec, a przy okazji pilnować, żeby Adrien nie przypalił domu. Ciekawie się zapowiada, nie? 😂😂😂
No to co? Dobranoc! 😘💜 (lub dzień dobry :') )
CZYTASZ
✔ Another Way || Miraculous KIK
FanficNajprostsza droga do serca dziewczyny? Przez jej telefon oczywiście! 1. Another Way ✅ 2. Right Way ✅ Najwyższe notowania: 8.02.2017 - #129 W FANFICTION 28.05.2018 - #1 W #MIRACULOUS 19.03.2019 - #1 W #MIRACULUM