Rozdział 7

119 8 1
                                    

Rano obudził mnie czyjś głos. Lekko otworzyłem oczy. To był Alby.  Stał koło mnie  z chłopakami ( Jason, Frank, Leo ).

- No to chyba czas abyście się podpisali, sztamaki, ale ciągle mam do was wątpliwości. - już miałem coś walnąć, ale się powstrzymałem. 

- Dołączamy do Strefy!- odezwał się Leo

- Ja wale... z wami nie ma życia idioci...- skomentowałem.

- Dobra, rusz się krótasie- ponaglił mnie Alby. Powolnie zwlekłem się z hamaka i poszedłem za nim. Doszliśmy do jednej ze ścian Labiryntu, zauważyłem że było tam pełno imion.- No już, ruszcie się.- najpierw był Leo, potem Frank, Jason, a ja ( oczywiście ) na końcu. Potem nic ciekawego. Zwiadowcy wbiegający do Labiryntu, śniadanie i nic więcej. Trochę pogadałem z Newtem, i innymi. I wszystko byłoby świetnie gdyby tylko Gally się znów do czegoś nie doczepił.

Przyłapał mnie na patrzeniu się w Labirynt, no, może TROSZKĘ próbowałem tam wejść, a dokładniej tylko podszedłem, a ten już się czepia.

- Co ty sobie wyobrażasz świeżaku?! Purwa, chciałeś zginąć?!- zaczął na mnie wrzeszczeć. Wokół już się wszyscy zbiegli, na dodatek akurat zwiadowcy wrócili, też tym zafascynowani. 

- Nie, ja tylko...

- Mam ci wtłuc do tego głupiego łba zasady?! Co ty masz, synku Posejdonka? Glony zamiast mózgu?- teraz się wściekłem, tylko jedna osoba mogła się tak do mnie zwracać ( nie licząc mamy i taty, jeśli go widywałem ).- My mamy tu ciężkie życie, a co ty przeżyłeś?!

- Posłuchaj...

Niezapomniany LabiryntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz