Rozdział 5

96 10 0
                                    

Stał na przeciwko mnie i się uśmiechał. To był uśmiech psychopaty. Nie miałem odwrotu. Jak się wycofam wyjdę na frajera. Postanowiłem walczyć. Wyjąłem z kieszeni Orkan ( w postaci długopisu oczywiście ) i rzuciłem Jasonowi. 

- Potrzymaj, muszę komuś zlać cztery litery- czekałem aż Gally zaatakuje, w końcu debil ruszył na mnie. Szybko mnie powalił, ale tylko dlatego że nie byłem przygotowany. Chwilę się szarpaliśmy, gdy nagle złapałem go za nadgarstek i przewróciłem na ziemię. Chłopacy zaczęli mi wiwatować. Nim Gally się podniósł przyszpiliłem go do ziemi. Nagle walnął mnie ostro w brzuch. Cofnąłem się lekko, ale on to wykorzystał. Przewrócił mnie na plecy i przytrzymał. Zacząłem się szarpać.

- Gally, zostaw już go- powiedział jakiś chłopak.

- Nie! Chciał walczyć sztamak to walczy.- przed oczami zaczęło mi się robić ciemno, a Gally zaczął mnie dusić. Zebrałem w sobie siły i walnąłem go z całej siły w twarz. Trysnęła na mnie jego krew. Reszta  chłopaków zaczęła mi wiwatować. Podszedł do mnie Alby i pomógł wstać. Zaraz potem podszedł Gally i podał mi rękę.- Dobrze walczyłeś- wszyscy mnie okrążyli. 

Chwilę potem miałem już spokój. Siedzieliśmy z Jasonem i Frankiem na trawie gdy nagle usłyszeliśmy krzyki. Obróciliśmy się do ogniska. Leo wszedł do ogniska i usiadł na samym środku. 

- Mu nic nie będzie?- spytał nas Newt.

- Co ty, nawet ryski nie będzie miał.- po kilku minutach Leo wyszedł nie naruszony. Wszyscy się zdziwili i zaraz zaczęli go o to wypytywać.- Mówiłem- jakieś dwie godziny później leżałem na hamaku. Pomyślałem o dziewczynach. Gdzie one mogą być? I czy nas pamiętają?- postanowiłem narazie o tym nie myśleć. Obróciłem się na bok i zasnąłem.

Niezapomniany LabiryntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz