Rozdział 8

129 16 2
                                    

Czy byłam zdrajcą gdy nastepnego dnia rozpaczliwie szukałam zejścia do piekieł?
Potrzebowałam pomocy z moją raną, Ares też o tym wiedział jednak nie chciał mi o tym powiedzieć.
1/3 świętej trójcy Olimpu powinna pomóc prawda?
Moc Aresa i moja równocześnie nie mogły równać się z mocą Hades'a.
Byłam pewna, że on mi pomoże.

Gdy opuszczałam miejsce, które zwałam domem, ojciec pierwszy raz od bardzo długiego czasu pojawił się aby nas pożegnać.
Czy stanie bez słowa liczy się jako pożegnanie?
Powiedział mi trzy ważne słowa, które ciągle tkwiły w mojej głowie.
'Szukaj zejścia w skale'
Bogowie lubili kpić ze śmiertelników, robiąc zejścia do piekieł w najbardziej oczywistych miejscach, w ogólnodostępnych miejscach.
Tam też szukałam.
Napis Hollywood wydawał mi się wystarczająco oczywisty.
Nie myliłam się.
Prawie zapomniałam jak to jest żyć w podziemiach, zapomniałam o ciężkim zapachu ziemii jak i potwornym zimnie.
Tak, w przeciwieństwie do tego co mówią, Piekło jest zimne, to Tartar cały wrzał.
Nie wiedziałam gdzie idę, szlam po prostu przed siebie licząc na to, że dotrę do celu.
Pierwszy raz uczestniczyłam w życiu ludzi i miałam nadzieję, że ostatni. 
Szum wody, który usłyszałam po trzygodzinnej wędrówce w końcu dał mi nadzieję.
Nie musiałam iść zbyt długo tym razem aby dostrzec to czego oczekiwałam.
Ukochany Styks i jego jakże nieprzyjemny przewodnik.
- Witaj Charonie - odezwałam się zwracając na siebie uwagę Boga.
Jak zwykle odziany w łachmany i okrągły kapelusz z jakim go zapamiętałam.
Jego bezwzględna twarz nawet nie wygladała na zaskoczoną gdy mnie zobaczył.
- Nareszcie wróciłaś tam gdzie twoje miejsce - Charon to prawdopodobnie jedyna osoba, która nie martwiła się o śmierć gdy mnie obraził.
Robił to za każdym razem gdy mnie widział.
Podrzuciłam dwie obolę, które złapał i dokładnie obejrzał zanim zaprosił mnie na pokład swojej łodzi.
Usiadłam na ławce machając na niego ręką gdy spojrzał na mnie krzywo.
- Wiosłuj - rozkazałam, a on złośliwie zrobił to z ociąganiem.
Nie pracował jako niewolnik wiosłując za osobę która chciała dostać się do piekła, jednak mnie obowiązywały inne zasady.
On miał obowiązek służyć mnie, nie ja jemu.
Gdy zbliżaliśmy się do celu spojrzałam na wodę natychmiast dostając gęsiej skórki.
Na niemal czarnej tafli wody były widoczne setki twarzy, wykrzywionych w niemym krzyku.
Zamiast oczu posiadały czarne dziury.
Były przerażające ale ostrzegały przed tym gdzie płynęliśmy.
To był czas gdy można było jeszcze się wycofać.
Ja nie zamierzałam.
W piekle nie było niczego czego mogłabym się obawiać.
- Dotarliśmy na miejsce - łódź gwałtownie się zatrzymała, a ja z niej wysiadłam.
Tutaj nikt sobie nie dziękował.
Uniosłam wzrok spoglądając na ogromną żelazną bramę.
Wrota do piekieł.
Zaczęłam podążać w stronę bramy jednak usłyszałam głośne warczenie, ktore niosło się jak echo.
Odwróciłam się w stronę odgłosów z uśmiechem.
- Warczysz na mnie? - zapytałam obserwując zjawę wychodzącą z mroku. - Na mnie?
Cerber, trzygłowy pies nagle zmienił swoje zachowanie dostrzegając kim jestem.
Podbiegł do mnie machając ogonem, a ja uklęknęłam na chwilę głaskając wszystkie jego uszczęśliwione głowy.
Ulubieniec mojego ojca ani trochę nie przypominał jego okropnego charakteru.
Odepchnęłam jego pyski ze śmiechem i ruszyłam w stronę bramy, które w sekundę stanęła dla mnie otworem.

To miejsce mogło przerazić nawet najodważniejszego człowieka, najróżniejsze istoty błąkały się po korytarzach, ludzie, bogowie, każdy tutaj pogrążony był w obłędzie.
Nawet mnie w jakimś stopniu przerażało.
- Postanowiłaś mnie odwiedzić? - na moich ustach automatycznie pojawił się uśmiech gdy usłyszałam jeden w rodzaju głos.
- Nie wlewasz sobie za bardzo? - zapytałam patrząc na jego osobę
Był pogrążony w czerni co sprawiało, że tylko wyglądał przystojniej. - Przestałeś bawić się w przysupasa mojego ojca?
Zaśmiał się podchodząc bliżej i cmokając mój policzek.
- Kazał mi sprawdzić czego chcesz.
Uniosłam koszulkę do góry krzywiąc się niemiłosiernie gdy skóra się naciągnęła.
Patrzył na ranę ze zaciśniętymi zębami, tak jakby ten widok go bolał.
Jego dłonie natychmiast dotknęły brzegów rany tak jakby jego dotyk mógł je uleczyć.
- Kto ci to zrobił? - niemal warknął, a ja opuściłam ubranie.
- Nie wiem, po prostu się pojawiło
- Zabiłbym go - odparł śmiertelnie poważnie. - Sprawiłby, że przeszedł by przez najgorsze męki.
- Przystopuj - powiedziałam ze śmiechem.
Jego dłoń powoli zsunęła się po mojej, a palce splotły z moimi.
Miły gest. - Robisz się strasznie ckliwy.
Jakby aby być złośliwym, uniósł nasze dłonie do góry, a jego usta pocałowały wierzch mojej.
- Róży niestety ci nie podaruje chyba, że odpowiadają ci zwiędłe - oznajmił, a ja się zaśmiałam opierając głowę na jego ramieniu.
Zawsze wszystko przy nim wydawało mi się takie naturalne, jakby tak właśnie miało być.

AriadnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz