,,A wszystko przez te włosy" ROZDZIAŁ 2

1.3K 102 6
                                    

— Coś jest na rzeczy — powiedział Harry, wchodząc do biura Rona i zamykając za sobą
drzwi.
— Jest? — zapytał Ron, podnosząc wzrok znad dokumentów.
— Ron, zawsze coś jest. Gdyby nie było czegoś, bylibyśmy martwi. Albo w śpiączce.
Właściwie nawet jeśli bylibyśmy w śpiączce, to byłoby coś. Tym czymś byłoby to, że
jesteśmy w śpiączce.
— Harry? — Ron odłożył pióro.
— No?
— O co chodzi?
— Malfoy — westchnął Harry dramatycznie, opadając na krzesło przed biurkiem
przyjaciela.
— Ach — powiedział Ron, najwyraźniej się tego spodziewając. — Tak, jego włosy są
bardzo błyszczące. Nie, nie sądzę, żeby pozwolił ci ich dotknąć, nawet jeśli bardzo ładnie
poprosisz. Tak, myślę, że to ich naturalny kolor. Nie, nie uważam, żeby był po części
wilą.
— Nie to chciałem powiedzieć. — Harry oblał się rumieńcem.
— Och, nie?
— Hermiona chce, żebym z tobą porozmawiał. Ona i ja doszliśmy do wniosku, że mogę
być lekko… um, zainteresowany Malfoyem.
— Harry, czemu potrzebujesz mojej żony do decydowania, kim jesteś zainteresowany?
Harry wyglądał na zaskoczonego.
— To Hermiona. Potrzebuję jej pomocy we wszystkim.
— No tak. Oczywiście. — Ron westchnął. Czasami miał wrażenie, jakby poślubił oboje
swoich najlepszych przyjaciół.
— Czyli po miesiącu śledzenia go, gapienia się i praktycznie myślenia o nim o każdej
godzinie każdego dnia doszedłeś jakoś do tej powalającej rewelacji, że jesteś
zainteresowany Malfoyem. Tak, rozumiem już, czemu potrzebowałeś pomocy Hermiony.
— Kiedy zrobiłeś się taki sarkastyczny? — zapytał Harry.
Ron wzruszył ramionami.
— Chyba za dużo przebywam w pobliżu Malfoya.
— Ha! — wrzasnął Harry triumfalnie. — Nie jestem jedyny! Hej, ale on ci się nie podoba,
prawda? — zapytał podejrzliwie
— Nie, Harry. Nie podoba mi się. Jestem żonaty, pamiętasz? Z kobietą.
— No tak, w porządku. Tak długo, jak nie będziesz miał z nim żadnego kontaktu
fizycznego.
— Harry, nie żeby ta rozmowa nie była fascynująca w ten niewygodny nie-chcę-tu-być
sposób, ale jest coś konkretnego, czego byś ode mnie chciał?
— A, racja. Potrzebuję twojej pomocy w stworzeniu planu, dzięki któremu Malfoy mnie
polubi.
— Czemu mojej? Czy nie od tego właśnie jest Hermiona?
— Och, już ją poprosiłem, ale ona ma te wszystkie szalone pomysły o poznawaniu go i
rozwiązaniu naszych problemów z przeszłości, i nie wiem co jeszcze. W każdym razie nic,
co zakładałoby dotykanie włosów, a tego właśnie najbardziej chcę.
Ron wyglądał nieco blado, ale wyciągnął czysty pergamin. Już dawno temu zorientował
się, że odmówienie Harry’emu czy Hermionie było po prostu niemożliwe. Zdał sobie też
sprawę, że być może ma jakieś delikatne tendencje masochistyczne, jeżeli chodzi o dobór
przyjaciół.
— Dobra, już próbowałeś popchnięcia-upadku-chwytania, więc będziemy musieli wykazać
się większą inwencją… — zaczął, rysując schemat budynku ministerstwa. Harry się
uśmiechnął. Uwielbiał plany z pomocami wizualnymi.
Następnego dnia zdenerwowany Harry ukrywał się za doniczką z kwiatem w holu,
czekając na Malfoya.
— Cześć, Harry — przywitał się Neville, przechodząc obok.
— Hej, Neville — odkrzyknął Harry zza kwiatka. Już zaczynał widzieć pewne trudności
związane z Niezawodnym Planem Dotknięcia Włosów Malfoya. (NPDWM).
I w tym momencie Draco wszedł do ministerstwa i ruszył w kierunku wind.
— Cześć, Weasley — powiedział serdecznie do Rona, stojącego za kwiatkiem po drugiej
stronie pomieszczenia.
— Potter, przytrzymać ci windę, czy jesteś zajęty tym figowcem?
— Nie, nie… już skończyłem — powiedział Harry szybko, wychodząc zza rośliny i
podążając za Malfoyem. Subtelnie dał Ronowi sygnał, żeby zaczął wprowadzać w życie
ich plan.
— Po co machasz do Weasleya? — zapytał Malfoy z zaciekawieniem.
— Bez powodu — odparł natychmiast Harry.
Drzwi się za nimi zasunęły, a Harry robił wszystko, żeby patrzeć wszędzie byle nie na
piękne, błyszczące włosy Malfoya.
Między siódmym i ósmym piętrem winda zatrzymała się ze zgrzytem.
— Cudownie — mruknął Draco, patrząc na panel kontrolny, który pomocnie wyświetlał
informację, że są na poziomie 7 i ½.
— O nie — jęknął Harry dramatycznie. — Wygląda na to, że tu utknęliśmy. Co teraz
zrobimy?
— Czemu tak dziwnie mówisz?
— Strasznie, strasznie się boję małych przestrzeni. Wiesz, agorafobia — ciągnął Harry,
jakby Malfoy wcale się nie odezwał.
— Właściwie agorafobia to strach przed otwartymi przestrzeniami. Myślę, że chodziło ci o
klaustrofobię.
— Chyba znam moje własne fobie — warknął Harry obronnym tonem, odbiegając od
scenariusza. — To znaczy… och, jak się boję.
Malfoy uniósł brew.
— Dobrze się czujesz, Potter? Nie oberwałeś przypadkiem jakąś klątwą, co?
— Nie — nadąsał się Harry. Malfoy wcale nie wyglądał, jakby miał zamiar go pocieszać i
pozwolić mu dotknąć swoich włosów.
— W takim razie dobrze — mruknął Draco i wycelował różdżkę w panel kontrolny. Winda
natychmiast ożyła, a po chwili drzwi otworzyły się na ich piętrze.
— Do zobaczenia później, Potter.
— Eee, dobra — zgodził się Harry, marszcząc czoło. Nic nie potoczyło się tak, jak zakładał
plan.
Wpadł jak burza do gabinetu Rona.
— Nie zadziałało — ogłosił, rzucając się na krzesło.
— Ach — powiedział Ron, sięgając po czystą kartkę. Zastanawiał się przez chwilę. —
Wydaje mi się, że wiem, w czym leży problem. To bez sensu, żeby on pocieszał ciebie,
szczególnie, kiedy to ty chcesz dotknąć jego włosów. Musimy znaleźć sposób, żebyś ty
mógł pocieszać jego…
Tydzień później Harry stał w triumfującej pozie nad spetryfikowanym ciałem mantykory,
która zdemolowała biuro i z rykiem wylądowała na biurku Malfoya. Błysnął
uspokajającym uśmiechem w stronę Draco, który rzeczywiście wyglądał na lekko
wstrząśniętego.
— Już wszystko w porządku — poinformował go. — Przytulić cię?
— Jak, do diabła, mantykora dostała się do środka? — spytał zamiast odpowiedzieć
Malfoy.
— Nie wiem… przez okno?
— Czyli latała sobie tak po prostu po Londynie i nagle zdecydowała, że wleci przez
otwarte okno ministerstwa?
— To mogło się wydarzyć — odparł Harry obronnym tonem.
— Zaczynam się o ciebie trochę martwić, Potter — stwierdził Malfoy, wyciągając spod
mantykory kilka papierów.
— Uważam, że to dobry znak — powiedział Ron później tego dnia. — To znaczy, że o
tobie myśli.
— Myśli, że jestem rąbnięty — dąsał się Harry.
— Ale na pewno w bardzo pozytywny sposób — zapewnił go Ron radośnie. Harry
zmarszczył brwi. — Wiesz, naprawdę nie chcę tego mówić, ale może powinieneś
posłuchać rad Hermiony?
— Dobra, spróbuję go lepiej poznać — prychnął Harry, wstając. — Ale na pewno mi się to
nie spodoba! — I z tymi słowami wypadł z gabinetu Rona.
~*~
— Więc, Malfoy — powiedział Harry, przysiadając na jego biurku. — Miałeś trudne
dzieciństwo?
— Co? — spytał Malfoy, podnosząc wzrok z niedowierzaniem.
— Czy twój ojciec cię bił? Wiesz, krążyły takie plotki po Hogwarcie.
— Co ty kombinujesz, Potter? — warknął Malfoy, mrużąc oczy.
— Tylko pytam. Nie musisz od razu tak się rzucać — obruszył się Harry.
— Cóż, zapytaj kogoś innego. I spadaj z mojego biurka.
— Dobra. — Wstając, Harry z premedytacją zrzucił trochę papierów. Żeby wkurzyć
Malfoya, oczywiście. Nie żeby patrzeć na jego tyłek, kiedy schylił się, aby je podnieść.
~*~
— Nie chce mi powiedzieć nic o sobie — jęczał Harry Hermionie tego wieczoru.
— Cóż, a o co go zapytałeś?
— Czy ojciec bił go, kiedy był dzieckiem.
— Co?! — krzyknęła Hermiona, upuszczając trzymaną filiżankę. — Czemu miałbyś go
pytać o coś takiego?
— To było jedyne, co przyszło mi do głowy i co naprawdę chciałem wiedzieć.
Hermiona patrzyła się na niego bez słowa przez chwilę, zanim nie zaczęła powoli mówić.
— Harry, pamiętasz, kiedy zapytałeś mnie, czy czuję się niezręcznie, że Ron i Lavender
pracują razem, bo kiedyś się spotykali, a ona jest dużo ładniejsza ode mnie?
Harry skrzywił się. Pamiętał to bardzo wyraźnie. Myślał, że odrastanie kości jest bolesne,
ale to było nic w porównaniu z odrastaniem jąder.
— Tak? — powiedział, zasłaniając krocze obronnym gestem, gdyby Hermiona dalej była
zła.
— Są rzeczy, które się mówi ludziom i rzeczy, których się nie mówi.
— No to o co powinienem zapytać?
— O coś prostego, nie obraźliwego. — Harry znowu się skrzywił. — Zapytaj się, czy
widział ostatnio jakieś dobre filmy.
~*~
— Więc, Malfoy — rzucił Harry. — Widziałeś ostatnio jakieś dobre filmy?
— Filmy? — spytał Malfoy, podnosząc wzrok. Harry powtórzył sobie, żeby nie rozpraszać
się niesamowitą głębią jego srebrnych tęczówek.
— Twoje oczy są takie srebrne — powiedział. — To znaczy, lubisz teatr?
Malfoy przymknął powieki.
— Potter, o co ci chodzi?
— Wydaje mi się, że powinniśmy się lepiej poznać, skoro najwyraźniej jesteśmy już
zupełnie innymi ludźmi niż w szkole — odparł Harry, cytując słowo w słowo Hermionę.
— Jasne... — Malfoy urwał. — No dobra. Jaki jest twój ulubiony kolor?
— Srebrny — odpowiedział natychmiast Harry. — To znaczy czerwony.
— Jesteś wyjątkowo dziwny, Potter.
~*~
— To prawie jakby powiedzieć, że jesteś wyjątkowy — pocieszał go później Ron.
— Ron, to wcale nie jest tak.
— Powiedziałem prawie.
— Już nigdy nie dotknę jego włosów, prawda? — westchnął Harry, kuląc ramiona i
wbijając smutny wzrok w sufit.
— Harry? — spytał Ron.
— Co?
— Masz zamiar cały dzień dąsać się w moim biurze?
— Pewnie tak — odparł Harry, po raz kolejny wzdychając dramatycznie.
— W takim razie nie mam wyjścia — rzucił Weasley i wyszedł.
— Ron? — zawołał za nim Harry.
— Malfoy — usłyszał Harry. Podskoczył zaalarmowany i wybiegł z pokoju. Ron stał obok
biurka Draco ze skrzyżowanymi ramionami, starając się wyglądać groźnie.
— Tak, Weasley?
— Harry chce dotknąć twoich włosów.
— Co?
Harry zarumienił się wściekle i dał nura za framugę.
— Ma bzika na punkcie twoich włosów. I chce ich dotknąć. Och, no wiesz, więcej niż
jeden raz. Na zasadzie związku czy czegoś takiego.
— Weasley, wiem, że jesteś żonaty, ale nie sądzę, abyś pojmował, na czym polega
związek.
— Och, na miłość boską. Czy Harry może dotknąć twoich włosów?
Malfoy zamrugał ze zdziwienia.
— Cóż… czemu nie.
Harry wybiegł radośnie z gabinetu Rona, który poklepał Malfoya przyjacielsko po plecach.
— I całe szczęście. Teraz może w końcu przestanie przesiadywać w moim pokoju.

Proszę gwiazdkujcie. Rozdział na drugim jutro xD.

Opowieści życia ~ Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz