Blaise Zabini z irytacją przyglądał się swemu, Merlinie, za coś ty mnie ukarał, przyjacielowi.
Gdyby nie pełna butelka Ognistej, już dawno wyświadczyłby uprzejmość światu i zaavadował
tego krwiopijcę. Nie żeby uważał Dracona za wampira, w końcu dziecię nocy, w porównaniu z
czysto krwistym blondynem, to miłe i niewinnie istoty. Malfoy był najbardziej irytującą,
denerwującą, problematyczną jednostką na świecie. Każde spotkanie z tym człowiekiem mogło zakończyć się bólem głowy, więzieniem, kacem lub zmianą orientacji i to nie w przyrodzie. A mimo wszystko Malfoy był jego przyjacielem i tylko dlatego Blaise siedział z nim o drugiej w nocy nad butelką trunku i wysłuchiwał jego zwierzeń. A przynajmniej próbował. Od godziny
jedenastej, kiedy to zakłócono jego spokój, Draco nie powiedział, o co tak naprawdę chodzi. Zamiast tego siedział i pił. Pił i siedział, a w przerwach narzekał na swą jedyną miłości, tego cholernego wybawiciela świata, Harry'ego - nie chcę go widzieć - Pottera.
- Na wszystkich magów świata, ja jestem mężczyzną! - Wykrzyknął nagle Draco, uderzając pięścią w stół. Blaise spojrzał na towarzysza, ale wolał nie komentować tych słów. W końcu tak było bezpieczniej, zresztą chwilami miał bardzo uzasadnione wątpliwości, co do tej sławetnej
męskości arystokraty.
- ...
- Czy tym milczeniem chcesz mi coś zasugerować?
- Ależ nie, nie, jesteś mężczyzną, jesteś... chyba.
- Chyba? Chyba?! Jak to chyba! Masz może jakieś zastrzeżenia? No masz? Czy ja według ciebie
wyglądam na kobietę? Czy ja w czymkolwiek przypominam babę?
Z każdym wypowiedzianym przez blondyna słowem, Blaise coraz bardziej żałował, że nie
zabezpieczył swego kominka. Mógł go przecież obłożyć klątwami i nikt by do niego nie zafiukał. No tak, ale Malfoy nie jest nikim, jak nie chce się go po ludzku wpuścić do domu, to bezczelnie zaaportuje się na środku mieszkania. Zabini z ciężkim westchnieniem przerwał coraz głośniejszą tyradę rozmówcy.
- Nie Draco, nie jesteś kobietą, w niczym nie przypominasz kobiety. Na Slytherina wężo i
borsuczo lubego, tobie żadna kobieta do pięt nie dorasta!
- I dobrze – powiedział Draco, ale zaraz spojrzał podejrzliwie na przyjaciela. – Zabini, czy ty coś
sugerujesz, coś w stylu, że jestem gorszy niż baba.
- Draco, ja sugerować? Tobie? Przecież do ciebie najprostsze sugestie nie docierają!
- Docierają. – Draco zrobił obrażoną minę. On tu przyszedł po pociesznie, a tylko go obrażają. I
to nie prawda, że nie zauważa, gdy ktoś mu coś sugeruje, jeśli chce to zauważa. W końcu jest
Malfoyem. I jak na Malfoya przystało, widzi to, co chce widzieć.
- O tak, docierają – mruknął Blaise i dyskretnie spojrzał na zegarek; coraz bardziej chciało mu się
spać. – Draco, sreberko ty moje, zrozum, to, że czasem zachowujesz się jak kobieta, wcale nie
znaczy, że nią jesteś. Jesteś stu, a nawet dwustu procentowym mężczyzną. I pozwól zaznaczyć,
że wiem, co mówię, w końcu dzieliłem z tobą łazienkę i szatnię. Jesteś najbardziej męskim z
męskich mężczyzn, a to, że chwilami zachowujesz się jak rozkapryszony babsztyl, nic nie
znaczy. Każdy ma prawo do chwili słabości.
- Niby kiedy?
- Co kiedy?
- Niby kiedy zachowuje się jak kobieta? �
- Kiedy godzinami zajmowałeś łazienkę, żeby ułożyć swoje włosy, kiedy wymykałeś się z
Hogwartu nie dlatego, by napić się z kumplami czy na randkę z dziewczyną, a po to by udać się
do kosmetyczki, kiedy stwierdziłeś, że chcesz zostać Ślizgonem tylko dlatego, że zielone
wstawki podkreślą szarość twoich oczu, kiedy urządzasz Potterowi awantury tylko dlatego, że
zapomniał o jakiejś durnej rocznicy…
- To nie była jakaś tam rocznica, tylko rocznica naszego pierwszego pocałunku…
- Nie przerywaj mi! Potrafisz godzinami chodzić po sklepach i wydawać pieniądze po to, by
później marudzić, że nie masz w co się ubrać, co pięć minut masz jakąś zachciankę, którą
natychmiast trzeba spełnić! Masz racje, wcale nie zachowujesz się jak kobieta, tylko jak
rozpuszczony bachor, którego nikt nigdy nie przełożył przez kolano, a przydałoby się. Na
wszystkie świętości Potter jest masochistą, najpierw Voldemort, teraz ty! Tylko, że tamten chciał
go zabić, a ty…
- A ja go kocham.
- I właśnie nie wiem, co gorsze. Jak ten facet z tobą wytrzymuje?
- On mi się oświadczył – wyszeptał zaczerwieniony Draco.
- Co zrobił? – Blaise nie mógł zrozumieć tego, co właśnie usłyszał. Przecież Draco tylko na to
czekał, wszyscy wiedzieli, że kochał Harryego i po prostu marzył o tym, by brunet zechciał
zalegalizować ich związek. Więc czemu, u biesa, Draco wyglądał jak sfrustrowana kupka
nieszczęść i zamęczał przyjaciela zamiast uprawiać dziki seks z zielonookim.
- No, oświadczył mi się – powiedział Draco czerwieniąc się jeszcze mocniej.
- Więc co u diabła tu robisz?
- Bo on, ten niewdzięczny zadufany w sobie, myślący, że jest Merlin wie kim, pieprzony bohater,
zapytał się czy zostanę jego żoną! ŻONĄ! Ty to rozumiesz? On mnie, Draco Malfoya
potraktował jak kobietę! Jak jakąś babę…
***
- Bardzo cię przepraszam, że o tak późnej porze i w ogóle – Harry Potter, z przepraszającym
uśmiechem, spoglądał na swego najlepszego przyjaciela.
Choć w wielu sprawach się nie zgadzali, Ron Weasley w dalszym ciągu pozostawał jego
najlepszym przyjacielem. Był to człowiek, do którego mógł się zwrócić z każdym problemem.
Nie oczekiwał rad, ale mógł się po prostu wygadać.
- To co tym razem zrobił Malfoy?
- Skąd wiesz, że chodzi o niego?
- Harry, zawsze chodzi o niego. Kiedyś chodziło o Voldemorta i o niego, a teraz tylko o niego.
Chociaż powiem ci, że – Ron uśmiechnął się przepraszająco – stary Tom był mniej przerażający.
Zresztą jego nienawidziłeś.
- A Draco jest całym moim życiem – Harry westchnął ciężko zastanawiając się, gdzie to jego
życie się udało.
- Wiesz, ja ciągle mam nadzieję, że ci to przejdzie i powróci ten zdrowy układ, gdzie Malfoya
należało ogłuszyć i wystawić na pośmiewisko, a nie ogłuszyć i zaciągnąć do łóżka.
- Ron!
- No co, nadzieja umiera ostatnia. A teraz mów wujkowi Ronowi, co też takiego się stało.
Zapomniałeś o jakiejś rocznicy? Nie pochwaliłeś jego nowej szaty czy…
- Oświadczyłem mu się.
Ron z niedowierzaniem spojrzał na Harry’ego. Wiedział, że prędzej czy później ten dzień
nastąpi, ale w głębi swego rudego, na wskroś gryfońskiego serduszka miał nadzieję, że to będzie � później, o wiele później. Nie żeby nie chciał szczęścia Harryego, ale on sam byłby o wiele
szczęśliwszy, gdyby zielonooki był zakochany w kimś innym. W kimś mniej slizgońskim, mniej
malfoyowatym i w ogóle mniej problematycznym.
Ale przecież serce nie sługa, skoro Harry kocha tego… to on życzy mu wszystkiego, co
najlepsze.
- Harry, jak ja się cieszę… Na Merlina musiałeś? Człowieku przecież on cię wykończy,
zwariujesz przez niego!
- Ron, proszę… – Harry uśmiechnął się błagalnie do przyjaciela. Wiedział, co Ron myśli na
temat Dracona, zresztą Draco myślał to samo o Weasleyu, ale teraz nie czuł się na siłach, by
słuchać tych wzajemnych oskarżeń.
Teraz potrzebował pocieszenia i zrozumienia, bo on sam nie rozumiał niczego.
- No dobrze, już nic nie mówię, skoro go kochasz to życzę ci szczęścia. A właśnie, jeśli o
szczęściu mowa, to dlaczego nie jesteś z tym swoim…
- Bo on mnie zostawił – wyszeptał Harry.
- Co zrobił? A to podły, zadufany w sobie wężolubny gad. Co za spaczona tchórzofretka! Jak to
cię zostawił? Jak on tak mógł? Ten myślący tylko o sobie wypłosz. Ten…
- Po prostu wybiegł. Ja mu się oświadczyłem, a on wybiegł. Nic nie powiedział, tylko spojrzał na
mnie, zacisnął pięści i wybiegł z mieszkania. – Harry wstał gwałtownie i zaczął chodzić po
pokoju, nie potrafił spokojnie mówić o tym, co działo się przed paroma godzinami. - Myślałem,
że Hermiona coś mi poradzi, ale skoro ma dyżur u Munga, to…
- To został ci tylko jej biedny, znerwicowany mąż – Ron pokręcił głową i przywołał jeszcze
jedną butelkę kremowego. Skoro Hermiona była w ciąży i nie piła, to on też tego nie robił. – A
teraz powiedz dokładnie, jak to się stało. Co prawda nie lubię tego wyleniałego gada i dalej mu
nie wierzę, ale wszyscy wiedzą, że chciał byś mu się oświadczył. To teraz powiedz po kolei, co
zrobiłeś.
- Zrobiłem to, co mówiła mi Hermiona.
Ron uniósł brwi w wyrazie zdumienia. Czyżby jego żona wiedziała o tym, że Harry chce się
oświadczyć i nic mu nie powiedziała? Już on z nią sobie porozmawia, niech no tylko wróci z
pracy do domu. No jak tak można, żeby własnemu mężowi ani słowa?
- Nigdy nikomu się nie oświadczałem, więc nie mam w tym doświadczenia. – Potter gwałtownie
się zarumienił na wspomnienie wieczornej klęski. – Zrobiłem wszystko to, o czym mówiła,
Hermiona. Uroczysta kolacja przy świecach, kwiaty, muzyka, a on po prostu wybiegł!
- Wybiegł jak zobaczył kwiaty? To coś ty kupił? Lilie nagrobne?
- Ron, jesteś idiotą! Wybiegł, jak zapytałem czy zostanie moją żoną!
Przez chwile w pokoju panowała niczym niezmącona cisza. Ron z na wpół otwartymi ustami
wpatrywał się w Harryego, wreszcie po kilku głębokich oddechach wyszeptał.
- Harry, jesteś kretynem.
***
To podobno godzina trzecia nad ranem jest godziną duchów, a nie osławiona północ. I chyba coś
w tym jest. O trzeciej w nocy budzą nas duchy przykrych wspomnień, malutkie kłopoty urastają
do rangi wielkich problemów, z szaf i z pod łóżek wychodzą wszystkie strachy i nawet zaklęcia
obronne nie zdają się na nic. Jesteśmy wtedy bardzo mali, bardzo samotni i jest nam bardzo źle. I
właśnie tak czuł się Harry Potter(,) skulony na kanapie w swoim salonie. Ze smutkiem patrzył na
resztki nie sprzątniętej kolacji, wypalone do połowy świece, rozlane wino i rozsypane kwiaty.
Doświadczał tak wielkiej pustki, i było mu tak bardzo, bardzo zimno. Nagle poczuł, że ktoś � niepewnie go dotyka, ręce obejmują jego ramiona, a tak bardzo znajome i wytęsknione usta
całują jego włosy.
- Przepraszam Harry – cichy szept rozbrzmiał w ciemnościach.
- Nie, to ja przepraszam, zachowałem się jak skończony kretyn, ostatni idiota i…
- Ciii...– Draco uśmiechnął się pod nosem i usiadł koło Harry’ego wtulając się w ukochana
osobę. – Nie przeczę, że zachowałeś się jak typowy Gryfon ale to też moja wina.
- Ron powiedział, że jestem kretynem. Stwierdził, że na twoim miejscu już nigdy by się do mnie
nie odezwał.
- Żartujesz? – Draco uśmiechnął się, jednocześnie całując szyję Harry’ego. Już się na niego nie
gniewał. – Blaise stwierdził, że jestem niewdzięcznym bachorem. – Draco jeszcze bardziej naparł
na Harry’ego, tak, że ten na wpół leżał, na wpół siedział na kanapie.
- Wcale… nie… je… jesteś… ba…chorem – dłonie Dracona zaczęły błądzić w dolnych rejonach
ciała zielonookiego, utrudniając mu przy tym normalne wysłowienie.
Przez chwilę w pokoju słychać było tylko stłumione jęki i westchnienia, nagle dał się słyszeć
okrzyk pełen zaskoczenia.
- Dra… Draco, co ty robisz? – Harry z rozszerzonymi oczyma, patrzył na blondyna, który
zamiast pozwolić się pieścić i zaspokajać, zaczął przejmować kontrolę nad sytuacją. To było coś
nowego i jak dla zielonookiego bardzo, ale to bardzo niepokojącego.
- Zamierzam ci udowodnić, że jestem mężczyzną. Żebyś już nigdy nie miał żadnych wątpliwości.
- Ale ty nie… znaczy ty zawsze byłeś na dole… Draco?
- No cóż Harry, kiedyś musi być ten pierwszy raz, a ja nie zamierzam pozwolić, żebyś jeszcze
kiedyś zapomniał o mojej męskości.
- Draco…
- Spokojnie Harry, spokojnie, to tylko ja twój narzeczony, twój ukochany mężczyzna…
KoniecI jak podoba się ? Next po 2💭 i 3✴
CZYTASZ
Opowieści życia ~ Drarry
FanfictionBędę tu publikować wszystkie te krótkie opowieści, które znajduję na różnych portalach, a które są najlepsze i zasługują aby je poznać. Niektóre będą krótkie - wstawianie od razu, a inne dłuższe - te będę rozbijać. Będą historie wesołe, smutne, sło...