Eh, Filch...

1.1K 78 10
                                    

- Lily, ja... - zaczął Scorpio.
- Widziałem, że kogoś słyszałem! Nic się przede mną nie ukryje. Za mną. - przerwał mu Filch i ze złośliwym uśmieszkiem na ustach zaczął iść w stronę gabinetu dyrektora.

Lily rozpaczliwie szukała wzrokiem Albusa, ale nie zauważyła, żeby biegł w ich stronę z Mapą w ręce.

- Zielone Trzewiki. - powiedział dumnym głosem Filch. Nie wszedł jednak za nimi do gabinetu.

- Kogo my tu mamy? - powiedziała profesor McGonagall zaraz po tym jak Lily i Scorpio weszli do pomieszczenia. Wyglądała jakby przed chwilą się obudziła (co też pewnie się stało), włosy miała związane w warkocz na boku i miała na sobie koszulę nocną. - Pamiętam, jakby to było wczoraj gdy ukarałam pana Pottera, pana Malfoya, pana Wesley i pannę Granger... cóż, teraz też Weasley za szlajanie się nocą po zamku. Widać przejmujecie nawyki po rodzicach? Może mam ich powiadomić o waszych wybrykach? - powiedziała wzburzona profesor McGonagall. Lily i Scorpio milczeli z opuszczonymi głowami.

Nagle dziewczynka poczuła, że Ślizgon chwyta ją za prawą dłoń. W tej chwili przestała już słuchać dyrektor Howgartu. Po około minucie musiała niestety przerwać tę przyjemność i puścić rękę Scorpio, gdyż musiała poprawić kule.

- Rozumiecie co do was mówię? - usłyszała Lily i pokiwała głową, chociaż nie miała pojęcia co przez ostatnie kilka minut mówiła pani profesor.

- Skoro tak bardzo chcecie się wdać w ojców z tej złej strony, kara spotka was ta sama. W sobotę wieczorem pan Filch zaprowadzi was do Hagrida, on zrobi co uważa.
- Przepraszamy... - szepnęła Lily.
- I dobrze. Oby to się więcej nie powtórzyło. Co nie zmienia faktu, że odejmuję Gryffindorowi i Slytherinowi po 50 punktów. A teraz marsz do łóżek. - powiedziała profesor McGonagall.

Zaraz obok schodów (po których zejść Lily pomógł Scorpio, bo trudno jej to było zrobić o kulach) czekał na Scorpio i Lily Filch. Przez całą drogę nikt się nie odezwał (oprócz Filcha który cały czas narzekał na za mały wymiar kary). Ślizgon tylko szepnął "cześć" gdy przyszło mu skręcić do lochów. Woźny dalej odprowadzał Lily pod wieżę Gryffindoru.

- Alamia Mubletami - powiedziała Gryfonka przy portrecie Grubej Damy (która narzekała, że ciągle ktoś ją budzi w nocy).

Przy kominku w pokoju wspólnym czekali wszyscy uciekinierzy dzisiejszej nocy, którym jednak udało się dotrzeć do wieży bez przyłapania: James, Albus, Hugo, Rose i Roxanne.

- Lily! Dzięki Bogu, że jesteś, myślałem Filch was załatwi! Przepraszam Lily, za późno się zorientowałem, gdy zauważyłem Filcha szliście już z nim do McGonagall. - powiedział wyraźnie zmartwiony Albus.
- Już dobrze, razem ze Scorpiusem mamy szlaban u Hagrida, więc chyba nie będzie tak źle... A swoją drogą... oddawaj moją Mapę i Pelerynę! - powiedziała Lily a jej starszy brat oddał jej mapę i szukał po kieszeniach Peleryny.
- Nie ma... musiałem ją zostawić w Pokoju... czekaj... Accio Peleryna Niewidka! - Albus wypowiedział zaklęcie, jednak nic się nie zdążyło.
- Najwyraźniej nie da się wywołać czegoś z pokoju którego tak w sumie nie ma. - stwierdziła Rose z nutą pogardy w głosie.
- Pójdę tam. - powiedział Al bardzo pewny siebie.
- Nie! Nie pozwolimy, żeby ciebie też nakryli! Pójdziemy tam jutro, z dobrą obstawą. - krzyknęła Roxanne.

Nagle Lily coś tknęło. Wyciągnęła Mapę Huncwotów podczas gdy wszyscy kłócili się z Albusem, który był przekonany iść z powrotem do pokoju po pelerynę siostry.

- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. - szepnęła Lily cicho i zauważyła małe stópki pod wieżą Gryffindoru z małym napisem "Scorpius Malfoy''.

Z

Scorily - Scorpius Malfoy x Lily Luna PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz