Rozdział numer jeden

52 7 0
                                    

#1

Gdy tylko dowiedziałam się, o której godzinie przyjeżdża ich autobus zaczęłam szykować dekoracje na ich powrót. Zrobiłam wielki szyld z napisem "Mabel & Dipper witamy w domu". Nie wiem czemu napisałam witamy, skoro witałam ich właściwie tylko ja, ale chyba uznałam to za stosowne. Do tego szybko uszyłam koszulkę i sweterek (Mabel mnie tego kiedyś nauczyła) z wyszytymi kolorowymi domkami na błękitnym tle. Gdy wreszcie zabrałam się na stację było już trochę ciemno, jednak nie przeszkodził mi to w dostrzeżeniu starego, ledwie jadącego autobusu. Nikogo poza mną nie było na przystanku, a z autobusu wysiadł tylko jakiś starszy pan. Spojrzałam jeszcze raz na rozkład, a potem na zegarek.

- Może pomyliłam dni? - szepnęłam sama do siebie i po chwili wgapiania się w pusty pojazd odwróciłam się i poczłapałam w stronę domu. Nie potrwał to jednak długo, bo po chwili ktoś zakrył moje oczy, a ktoś inny uścisnął. To nie mógł być nikt, poza... - Mabel, Dipper! - wykrzyknęłam pełna radości i muszę przyznać, trochę też szoku.

- Laska, myślałaś, że po ciebie nie wrócimy? - Mabel nie mogła mnie wypuścić z uścisku, ja z resztą też nie chciałam jej puścić.

- No, właściwie to była taka opcja, ale... - Dipper odgryzł się jej

- Ale została szybko obalona

- Powiedzmy, że tak. - I wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

Nie mogliśmy przestać rozmawiać. Ja zadawałam pytania, a oni odpowiadali. Opowiadali mi o rzeczach, o których nigdy nawet bym nie marzyła, oraz o takich, które mroziły krew w żyłach. W przerwach jedliśmy słodycze i piliśmy gazowane napoje. Byliśmy w moim domu, bo moi rodzice wyjechali na delegację do Waszyngtonu.

Zapomniałam wspomnieć o najsłodszej rzeczy jaka przyjechała z Pinesami - o Nabokim. Naboki był sześciokilogramową świnką Mabel. Pomógł nam w zjedzeniu paczki glizdożelków XXL i rozśmieszał w najmniej odpowiednich momentach. Był po prostu PRZEUROCZY.

- Wróćmy tam. - Stwierdził po chwili milczenia Dipper.

- Zwariowałeś, brat! - Powiedziałyśmy równocześnie z Mabel. Jak się tak teraz zastanawiam, to sama nie wiem, kiedy zaczęłam mówić do nich jak do rodzeństwa, ale wszystkim wydawało się to naturalne.

- Moje szczęście! - Mabel zawsze jest szybsza, choćbym nie wiem jak się starała zawsze wyprzedzi mnie w tej zabawie.

-Przyniosę więcej słodyczy, nie zgadniecie, co mam! - wykrzyknęłam i nie czekając na odpowiedź odpowiedziałam sama sobie - halunki! - Halunki to słodycze, które parę lat temu wycofali ze sprzedaży w całych Stanach, a mi udało się przemycić parę paczek, z ostatniego wyjazdu do Europy. Wiedziałam, że Mabel za nimi szalała, więc zostawiłam je na specjalną okazję.

- Dziewczyno, wiesz czego mi potrzeba! Dawaj mi je tu za....

- Mabel, pamiętasz co było kiedy ostatnio się do nich dorwałaś? - Dipper popatrzył z pytającą miną na dziewczynę

- Dipper, psujesz zabawę!

- No właśnie. Jak zjem jedno opakowanie, to chyba nic mi się nie stanie.

- Ale chyba z jakiegoś powodu je wycofali, nie zastanawialiście się nad... - Próbował udowodnić nam, że się mylimy, ale zanim skończył zdanie, już sięgałyśmy do najwyższej szafki, ale...

- NIE MA ICH!? Jak to nie ma mojej życiowej zdobyczy? Kto mógł mi ukraść Halunki?! - Moja reakcja była na prawdę paniczna, można nawet zbyt. Gdy znów zaczęłam logicznie myśleć stwierdziłam, że to bardzo możliwe, że zostawiłam je w piwnicy. Moja piwnica to mroczne i mistyczne miejsce, do tórego nikt na ogół nie zagląda, dlatego też jest idealną skrytką na nielegalne słodycze.

- Dipciak! - Nie lubił jak się tak do niego mówiło, ale mnie i Mabel zawsze strasznie to bawiło, więc nie zważając na jego reakcje czasem go tak przezywałyśmy. - Chciałabyś zejść z nami do podziemi mojego domu? - Po chwili ciszy dodałam - Chodzi o piwnicę!

- Ygh... Mówiłem wam, że nie macie się tak do mnie odzywać? Mówiłem. I to tysiące razy. - Zrzędził, gdy schodziliśmy po zimnych, betonowych schodach. Na prawdę, były zimne i wszyscy to chyba czuliśmy, bo z niewiadomych przyczyn, nie ubraliśmy butów, ani kapci, tylko poszliśmy w skarpetach, które tak na marginesie były potem całe czarne i podarte. - Coś tu jest nie tak...

- Nie żartuj, nabawiłeś się już paranoi. Zaraz ci pokażę, - przeskoczyłam dziurawy stopień - że wszystko -zbiegłam z reszty schodów i podeszłam w podskokach do drzwi - jeest - sięgnęłam do klamki, uchyliłam drzwi - niedobrze. - szepnęłam, a potem już pewniej krzyknęłam - Wszystko jest niedobrze! - Na widok świecącego w ciemności oka cofnęłam się parę kroków do bliźniaków, ale oni jakby zastygli. Wiedziałam co się dzieje. To Bill.

- Proszę, proszę, proszę.... Czyż to nie panna Tally Gail. - Wymówił to nazwisko jakby rozkoszował się jego brzmieniem.

- Pines. - Wyszeptałam nieśmiało.

- Hohoho... Czyli chciałabyś zostać nową sosenką, tak? - zaśmiał się - Kogoś może oszukasz, ale zawsze najdzie się ktoś, kto cię rozgryzie. - W opowiadaniach Mabel i Dippera wydawał się straszniejszy i bardziej demoniczny, a gdy się go poznało sprawiał wrażenie całkiem sympatycznego i niegroźnego. - No dobrze, jak chcesz, ale pamiętaj rzeczywistość to iluzja, wszechświat to hologram, ale ty się trzymaj tego pierwszego, kupuj złoto, pa!

- Nie rozumiem... - Dipper zaczął rozgryzać to co im właśnie opowiedziałam, a Mabel pochłaniała już chyba piąte opakowanie Halunków. - Nie próbował zawrzeć żadnego układu? Nic?

- Nic, a nic. Zero. Nothing. - Wyjaśniłam w przerwie między wyjadaniem z saszetki słodkiego proszku. Jak dla mnie to trochę jak narkotyki. Nielegalne, a jak zjesz za dużo to odlecisz w świat fantazji. Ale raczej nie uzależniają.... raczej. - Po prostu się pojawił, zatrzymał wszystko, powiedział parę słów i zniknął. Tak jak ci mówiłam, jakby chciał mnie ostrzec. - Chłopak zaczął coś równocześnie notować i sprawdzać w dzienniku. Uwielbiałam patrzeć na jego skupioną twarz. Jak gryzł końcówkę długopisu. Wiedziałam, że już niczym nie muszę się tego wieczoru zajmować. Z resztą nie chciałam.

- Sis, chyba wreszcie wiem o co chodzi. - Spojrzał na mnie, potem na Mabel, która już nie kontaktowała, a potem znów na mnie.

- Przepraszam cię Dipper, ale mam ważne spotkanie z prezydentem Syrenolandi. A móię ci, to niezły przystojniak... - Wybełkotałam.

- To zawsze się tak kończy. Z-A-W-S-Z-E - wycedził, jakby chciał powiedzieć "a nie mówiłem?" i oparł głowę na Naboki.

_________________________________

Wygląda na to, że to tyle na pierwszy rozdział. Jeśli to czytasz koniecznie skomentuj. Nie to, że chcę coś wymuszać, ale chciałabym zobaczyć ile osób w ogóle jest zainteresowanych. :)

Reality is an illusionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz