Rozdział pierwszy - Dan

1.2K 96 101
                                    

rozdział pierwszy - dan:

Naprawdę nigdy porządnie się nie bałeś, dopóki twoja nauczycielka matematyki nie trzymała twojego życia w swoich spoconych, pomarszczonych starych dłoniach. Moje - tak zwane - życie przybrało formę ciężkiego szkicownika, w którym dosłownie chwilę temu rysowałem zamiast obliczać brakujący bok trójkąta równoramiennego.

Później, zanim zauważyłem, moja książka została brutalnie wyrwana z moich rąk przez tłuste palce pani Lewis.

Wyselekcjonowane przekleństwa przeleciały przez moją głowę kiedy rozmyślałem o tym, jak źle mogłoby się to dla mnie skończyć. Wiem, ale ze mnie optymista.

Mogłaby go przewertować, co byłoby najgorszym scenariuszem. Kochałem realistyczne rysunki, co oznaczało, że często rysowałem ludzi ze szkoły w trakcie lekcji lub kiedy byłem sam na obiedzie, wtedy kiedy nie patrzyli. Mówiąc delikatnie, wykorzystywałem, ee, artystyczne upoważnienia.

Ustalmy, że pani Lewis nie byłaby zbyt zadowolona, znajdując rysunki kilku jej uczniów w kompromitujących pozycjach.
Nie wspominając, że byłbym upokorzony, gdyby ktoś, zwłaszcza nauczyciel zobaczył moje szkice. Były one prawie jak mój pamiętnik, tylko że - no wiesz - bardziej męski.

Na szczęście, pani Lewis tylko cyknęła na mnie i spojrzała wzrokiem, który, jak podejrzewałem miał być miażdżący, ale tak naprawdę wyglądało to jakby powąchała coś naprawdę nieprzyjemnego. Po tym rzuciła szkicownik na jej chaotyczne biurko.

Westchnąłem, założyłem ramiona na ławce i położyłem na nich głowę, a pani Złodziejka Szkicowników kontynuowała z lekcją:

"Aby znaleźć x w tym trójkącie, musicie zastosować teorię Pitagorasa. Jeśli bok a ma 24, a b 7 centymetrów, możecie stworzyć równanie :
24 do kwadratu + 7 do kwadratu = c do kwadratu. Żeby rozwiązać c, trzeba dodać sumę kwadratów a i b a wynik ..."

Moje oczy zaczęły się zamykać w trakcie jej chorobliwie nudnego wykładu i zasnąłbym, gdyby nie dzwonek jej telefonu.

-Halo? - zapytała szorstko do odbiorcy. Nastąpił chór "mhm mhm mhm-ów", a zanim się rozłączyła, wymamrotała prawie że tępo "czekaj" i wyszła z klasy. Cichy szmer rozniósł się po sali jak zaraźliwa mgła, wszyscy wyciągali telefony podczas nieobecności nauczycielki. Rozważałem nad zaryzykowaniem szansy zostania złapanym podczas zabierania mojego zeszytu, ale zanim -

-Siema stary, jak leci?

Poczułem czyjąś rękę na moim ramieniu, ale nie w przyjacielskim geście. To było bardziej jak 'jesteś - pode - mną - bo - jestem - pierdolonym - neandertalem - i - mam - mózg - wielkości - łyżeczki - i - jestem - jak - ciężarówka - więc - rób - co - ci - każę' taki rodzaj klepnięcia. Skrzywiłem się na agresywny dotyk i spojrzałem w górę na chytrą twarz Logana Marterse'a.

Tak szczerze, były na tym szerokim świecie tylko trzy rzeczy, które mnie naprawdę przerażały - Logan Marters i jego równie mądry kolega, Eli Stan byli już dwiema. Słyszałem, że bili pierwszoklasistów w męskiej toalecie na trzecim piętrze, ponieważ młodsi chłopcy figlarnie na nich spojrzeli. Próbowałem zejść im z drogi, ale w zeszłym tygodniu zaczęli się mną interesować - moje szczęście. Nie wiem czy było to za sprawą mojej nieśmiałości albo dziwnej fascynacji szkicowania każdej osoby, jaką ujrzałem, czy też tego, że nigdy nic nie mówiłem - ani słowa.

arms // phan [tłumaczenie pl]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz