Rozdział siódmy - Dan

539 68 7
                                    


-Dlaczego teraz? - zapytała.

Siedziałem cicho zgarbiony z pochyloną głową i złożonymi rękami. Nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy.

-Dan, wiem, że mnie słyszysz. Jesteś niemy, ale nie głuchy.

Spojrzałem na nią krzywo. Pani Kelly wpatrywała się we mnie z tą samą pustą miną jak zwykle.

Bo zdecydowałem, że jestem już gotowy. zaznaczyłem rozdrażniony.

Pochyliła się do tyłu w swoim fotelu i założyła nogę na nogę z porozumiewawczym uśmiechem.

-Słońce, jestem wystarczająco długo w psychiatrycznym biznesie, aby wiedzieć, że nikt nie zmienia zdania tak przez kaprys. Zwykle stoi za tym jakiś powód.

Odwróciłem głowę i zacisnąłem szczękę. Nie mówiłem przez dwa lata. Nie mogłem zacząć ot tak.

Postukała długopisem o podkładkę papierów, w których robiła notatki przez ostatnie czterdzieści pięć minut, i głęboko westchnęła.

-Słuchaj, Dan...

Tak, pani Kelly? zaznaczyłem.

Uśmiechnęła się prawie że beztrosko.

-Nie wymądrzaj się, ja próbuję tylko zrozumieć co się z tobą dzieje. To moja praca - i właśnie za to mi płacą.

Ponownie zacisnąłem szczękę.

-Odpowiada mi pomoc tobie w powrocie do mówienia, ale w zamian musisz dawać odpowiedzi na moje pytania.

Zabębniłem palcami w kolano, zastanawiając się, czy jest to tego warte.

-Mógłbyś zacząć od wytłumaczenia. Wydaje mi się, że na razie jesteś mi winien tylko tyle - pani Kelly pochyliła się do przodu i rozkrzyżowała nogi.

Ustąpiłem, odwracając się w jej stronę. Poznałem kogoś. zaznaczyłem.

Spojrzała na mnie z zainteresowaniem. Nie byłem pewny, czy spodziewała się tego, czy nie.

Ten... ktoś jest inny. I temu komuś nie przeszkadza fakt, że nie mówię. Jednak... przerwałem.

-Jednak co? - naciskała.

Wziąłem głęboki wdech. Mam temu komuś coś do powiedzenia. I myślę, że lepiej powiedzieć to na głos niż w języku migowym.

Uśmiech rozciągnął się na jej twarzy.

-Och? To jest z pewnością interesujące. Zakochałeś się?

Pochyliłem głowę, oblewając się rumieńcem na całej twarzy.

Nie, nie, nie, nic w ten deseń. zaznaczyłem zawstydzony.

Pani Kelly zignorowała mnie.

-Zastanawiałam się, kiedy miałeś zamiar mi o nim powiedzieć. Podczas naszych ostatnich sesji byłeś szczęśliwszy niż zwykle.

Coś w tym zdaniu wychodziło przed szereg.

O nim!? zaznaczyłem zaniepokojony.

Zaśmiała się.

-Słońce, może i nie jestem wszechwiedząca, ale wybrałam tę profesję nie bez powodu.
Jestem w tym bardzo dobra. Spędziłam też z tobą ostatnie dwa lata. Czy naprawdę myślałeś, że ominie mnie fakt, iż preferujesz mężczyzn?

Wraz z każdym jej słowem moja głowa coraz bardziej przypominała pomidora.

-Ale nie martw się - zapewniła - wszystko w naszych spotkaniach jest ściśle tajne.

arms // phan [tłumaczenie pl]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz