☆Rozdział 6☆

346 32 4
                                    


Po wizycie w aptece, zajechaliśmy jeszcze do babci Katie, która zaprosiła nas na obiad. Jej babcia była bardzo miłą staruszką. Niepokoiło mnie tylko to, że po dziewięćdziesiątce zapierdziulała jak na maratonie.
Kiedy zjedliśmy, pożegnaliśmy się z panią Bell i obiecałam, że będę ją częściej odwiedzać. Spotkania z nią były odstresowujące i pomagały zapomnieć o przykrych zdarzeniach. To mi bardzo pomagało.
Dylan zawiózł mnie do domu, utrzymując, że będziemy w kontakcie. Pomachałam im i szybko zamknęłam drzwi, pędząc na górę. Musiałam się przygotować. Wzięłam szybki prysznic i wygrzebałam z szafy, sportowe leginsy i bluzkę. Trzeba się będzie wybrać na jakieś większe zakupy, bo wszytko jest na mnie troszeczkę za małe.
Kiedy w końcu postanowiłam zejść na dół zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pokazała się uśmiechnięta twarz Aurelii.
– Gweeeen... –  zaczeła, niemalże jękiem, przeciągając literkę. – Chodź, bo mi się nudziii!
Zaśmiałam się i pokręciłam głową z rozbawieniem.
– Nie mogę. – jęknęła przeciągle do słuchawki. – Przecież mówiłam, że idę na siłownię. –  nagle Aurela umilkła i nie odzywała się przez chwilę.
– Ty tak na serio? – zapytała z niedowierzaniem. – Z tą siłownią to tak serio, serio? – dałabym głowę uciąć, że w tym momencie ma naprawdę głupkowaty wyraz twarzy.
– Tak na serio, serio, serio. – odpowiedziałam pakując ostatnie rzeczy do torby. – Aż tak we mnie nie wierzysz?
– Nie no skąd, tylko nie sądziłam, że się zdecydujesz.
– Na jedno wychodzi. – mruknęłam wychodząc z pokoju.
– Dobra, to miłego treningu życzę, ja idę się nudzić dalej. – westchnęła, rozłączając się zanim zdążę coś powiedzieć. Spojrzałam zdziwiona na ekran telefonu, stwierdzając, że musi się naprawdę, bardzo nudzić.
Wzruszyłam ramionami i weszłam do kuchni. W domu nikogo nie było, więc wzięłam tylko butelkę wody i wybiegłam na ulicę. Nie mogę się doczekać aż będę miała prawo jazdy. Nie będę musiała wszędzie zapierniczać na nogach.
                                         ☆
Siłownia była zapełniona po brzegi, co niezbyt mi odpowiadało, bo jak już wiecie, jestem a-społeczna. Obcy ludzie to najgorsze co się może zdarzyć.
Zostawiłam bluzę w szatni i przebrałam swoje trampki na buty z grubą podeszwą. Wyjęłam jeszcze słuchawki i wyszłam poszukać Marthy. Znalazłam ją przy sztangach, mamrotającą pod nosem coś o głupich ludziach nie umiejących czytać. Chrząknęłam zwracając na siebie jej uwagę.
– O Gwen, jak tam u ciebie? – otwierałam usta z zamiarem odpowiedzi, ale mi przerwała. – Naprawdę? To świetnie. A wiesz co u mnie? Ja muszę zbierać sztangi i ciężarki po całej sali! Przecież jest jak byk napisane na wszystkich ścianach, że wszystko czego używamy, potem musimy odłożyć na swoje miejsce! Boże, aż tak trudno to zrozumieć?
No cóż, przynajmniej wiemy, że jest odrobinę nadpobudliwa.
Uśmiechnęłam się lekko podnosząc rękę, żeby jej przerwać.
– Tak masz rację, tragedia, ale czy możesz mi pokazać jak włącza się steper, bo jest tam ogrom czerwonych guziczków.
– Jasne, już idę, nie mam siły już za nich układać. – westchnęła podnosząc się z klęczka.
Skierowałyśmy się w stronę maszyn rozmawiając o mało istotnych sprawach.
Weszłam na stopnie zgodnie z instrukcją dziewczyny i po chwili maszerowałam w wolnym tempie. Martha ustawiła mi maszynę na 20 minut i ruszyła dalej sprzątać. Włączyłam muzykę w słuchawkach i skupiłam się na ćwiczeniu. Nie minęło jednak pięć minut a na wprost mnie stanął uśmiechnięty Johnny. Szczerze mówiąc, to spodziewałam się go tu spotkać.
– Zaczynamy? – zapytał biorąc łyk wody z butelki.
– Ale co? – zapytałam ze zdziwieniem, lekko dysząc.
– Trening? – odpowiedział sarkastycznie włączając sobie drugi steper obok mnie.
Tu mnie zaskoczył.
– Będziesz ze mną ćwiczyć? Nie żartuj. – pokręciłam głową, wycierając twarz ręczniczkiem.
– Nie żartuję, jestem całkowicie poważny. – zaczął wiążąc sznurówki. – Jesteś tu nowa i przyda Ci się ktoś, kto Cię wprowadzi.
– Dzięki, ale nie skorzystam. Martha wszystko mi pokazała. – stwierdziłam spoglądając na maszerującego chłopaka.
– Nie szkodzi, pokażę Ci jeszcze raz.
Westchnęłam. Jaki on jest uparty! No dobrze w takim razie będę udawać, że go tu nie ma. Podgłośniłam muzykę w słuchawkach i ćwiczyłam dalej, nie zwracając uwagi na mówiącego do mnie Johnny'ego.
Kiedy skończyłam steper ruszyłam w kierunku bieżni.
Może mi się tylko zdawać, ale on jest chyba na mnie trochę zły. Nadal nie słyszę co mówi, ale ma naprawdę nie ciekawą minę. Dotarłam do maszyn i zdałam sobie sprawę, że nie mam bladego pojęcia jak je włączyć. Nie ma sensu szukać Marthy.
Została tylko jedna opcja.
Zdjęłam słuchawki i odwróciłam się do niego z miną męczennicy. Może to coś da.
Stał przede mną z ramionami splecionymi na piersiach.
– Mógłbyś mi pomóc to włączyć? – spytałam mając cichą nadzieję, że zgodzi się bez żadnego ale.
– Włączę jak mnie przeprosisz. – mruknął. Czyli jednak nie będzie tak łatwo.
– Za co ja mam Cię przepraszać? Przecież nic nie zrobiłam.
– Naprawdę? A mi się zdaje, że jednak zrobiłaś. Ignorowałaś mnie w bardzo perfidny sposób.
– To nie moja wina, że działasz na mnie wnerwiająco. – spojrzał na mnie z podniesioną brwią. Racja. Tylko pogarszam swoją sytuację.
Westchnęłam. Jak tak to sama ją włączę. Weszłam na nią powoli, z lekkim wahaniem. Nie będę go przepraszać za to, że nic nie zrobiłam.
Wcisnęłam przycisk startu. To będzie dziecinnie łatwe. Mała klawiatura zaczęła świecić się na biało. Oj.
Spojrzałam niepewnie na Johnny'ego, który stał dalej w tej samej pozycji, patrząc na mnie drwiąco. O nie, dam radę. Wróciłam wzrokiem do planszy. Na klawiaturze wystukałam przypadkową liczbę dwucyfrową.
Udało się. Bieżnia ruszyła. Sprawdziłam jeszcze, który przycisk jest do zwiększenia tempa i zaczęłam chodzić szybkim marszem. Zadarłam głowę wysoko i rzuciłam w jego stronę pełne triumfu spojrzenie. Niebezpiecznych mrużył oczy. Wzruszyłam ramionami, wkładając do uszu słuchawki. Na chwilę zamknęłam oczy wdychając świeże powietrze z otwartego okna. Gdy je otworzyłam pierwsze co zobaczyłam były pociemniałe ze wściekłości, dwukolorowe oczy chłopaka. Zanim się zorientowałam jego dłoń znalazła się nad klawiaturą wciskając czerwony guzik z napisem stop. Bieżnia stanęła a ja straciłam równowagę. Przygotowałam się na zderzenie mojego tyłka z podłogą, ale w ostatniej chwili wylądowałam w ciepłych i umięśnionych ramionach...
                                      ☆
~TiredQueen

(Not) Every Body is PerfectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz