☆Rozdział 17☆

227 24 8
                                    

– Wjedziesz w drzewo, mówię ci.

Siedziałam na miejscu pasażera i cierpliwie śledziłam ruchy Aureli.
Na początku było okej, ale później zaczęła robić dziwne manewry kierownicą.

– Spokojnie, panuję nad sytuacją. – odpowiedziała wypychając językiem policzek.

– Właśnie widzę. – mruknęłam sprawdzając czy moje pasy są porządnie przypięte. – To, że jakimś cudem dostałaś to prawko, to nie znaczy, że jesteś super kierowcą.

Zerknęła na mnie kątem oka z dezaprobującym uśmiechem, ale chwilę później mocniej zacisneła ręce na kierownicy.

Westchnęłam i oparłam się wygodniej.

– Nie mogę się doczekać aż staniemy. Nie wiem czy tego dożyję, ale chcę pogratulować Katie wygranej. Mocno się starała.

Aurela nie miała na to najwyraźniej odpowiedzi, bo jedyne co, to przygłośniła lecącą w radiu piosenkę.

Zamknęłam zmęczone oczy i wróciłam myślami do wczorajszego wieczora.

Tak właściwie nocy.

Johnny mnie wkurzał. I to jak bardzo.
Miałam wrażenie, że chwila z nim doprowadzi mnie do rozpadu psychiki.

Ale był też uroczy i zabawny.
I przystojny.

No bo, nie oszukujmy się, kochałam chłopców, którzy nosili okulary.
Wyglądali o niebo lepiej, niż ci którzy nosili kolczyki.
Takie było moje zdanie.

A jeszcze dodatkowo, chciał mi pomagać.
Doceniałam to, choć miałam wątpliwości.

Żaden osobnik płci męskiej, nie zainteresowałby się taką dziewczyną jak ja.
Byłam gruba i brzydka, a o charakterze to już nie wspomnę.
Dlatego wciąż po mojej głowie krążyło pytanie, czemu on to robi.

Ciągle jeszcze nie dotarł do mnie fakt, że niósł mnie na rękach, a później, jako wisienke na tort, przygwoździł do lampy i pocałował.

Może się założył?
Jego koledzy nie uwierzyli, że dałabym się mu uwieś, i najzwyczajniej w świecie zawarli zakład.

Zacisnęłam dłonie w pięści.
Nie mogłam tak o nim myśleć.
Mimo, że znałam go kilka tygodni, wierzyłam, że mogę mu choć trochę ufać.

Westchnęłam, spoglądając na swoje odbicie w lusterku.

Wory pod oczami i wielki pryszcz pod nosem.
Świetnie.

– Już prawie jesteśmy, Gwenuś. – zakomunikowała brunetka, całkiem skupiona na jeździe. Jechała wolniej, za co szczerze, w myślach, dziękowałam.

Już i tak doszłam do wniosku, że jest ktoś, kto jeździ gorzej od mojego dziadka.

– Widzisz? – zwolniła jeszcze bardziej, żeby wyrobić na zakręcie. Chwilę później wyjechałyśmy na brukowy podjazd. – Nie było tak źle, prawda?

– Prawda. – przytknęłam, odpinając pasy. – Nie było najgorzej.

Widząc jej mały uśmieszek triumfu, sama się lekko uśmiechnęłam.

Wysiadłam powoli, próbując nie zaryć głową o dach samochodu.
Przeciągnęłam się z ulgą i schyliłam jeszcze raz po torbę leżącą na tylnym siedzeniu.
Do środka napakowałam starych chipsów, które wygrzebałam z szafki i sałatkę owocową zrobioną na ostatnią chwilę.

Jeśli chodzi o radzenie sobie, to ja mam wszystko w jak najlepszym porządku.

– Weź może jeszcze tę czekoladę. – odezwała się Aurela, wskazując na schowek w drzwiach. – Nie mam pojęcia, ile już tam leży, ale myślę, że nie jest po terminie.

(Not) Every Body is PerfectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz