☆Rozdział 7☆

362 30 2
                                    

Zanim się zorientowałam jego dłoń znalazła się nad klawiaturą wciskając czerwony guzik z napisem stop. Bieżnia stanęła a ja straciłam równowagę. Przygotowałam się na zderzenie mojego tyłka z podłogą, ale w ostatniej chwili wylądowałam w ciepłych i umięśnionych ramionach...

Powoli otworzyłam oczy, niepewna widoku jaki zastane. Kilka centymetrów nade mną znajdowała się twarz chłopaka, którego nigdy przedtem nie widziałam. Patrzył na mnie z uśmiechem, ale w jego oczach dostrzegłam lekką obawę.
– Nic ci nie jest? – zapytał oglądając dokładnie moją twarz.
To było...interesujące.
– Nie, raczej zdążyłeś w samą porę. – uśmiechnęłam się, podnosząc do pionu.
– Jestem Nathan. – podał mi swoją dłoń, którą leciutko uścisnęłam.
– Gwen. – odwzajemniłam jego szeroki uśmiech. – Jestem pod wrażeniem, że zdołałeś mnie utrzymać. – pokręciłam głową w parodii uznania. – Jesteś pierwszym, który tego dokonał.
– Nie przesadzaj, jesteś leciutka jak piórko. – stwierdził. Jak na razie wiemy, że dobry z niego kłamca.
– Skoro twierdzisz, że jestem lekka, to chyba za dużo ćwiczysz na tej siłowni.
Zaśmiał się śmiechem, który był tak dźwięczny i pociągający, że mogłabym go słuchać całymi dniami.
Do rzeczywistości przywróciło mnie głośne kaszlnięcie. Odwróciłam się do Johnny'ego, który stał ze skrzyżowanymi ramionami i miną skrzywdzonego dziecka. No przepraszam bardzo, to nie ja chciałam go zabić.

– O, cześć Johnny! Dawno się nie widzieliśmy, co? – podszedł do niego i objął go ramieniem. – Poznałaś już mojego kuzyna? – zwrócił się w moją stronę.

Szczerze to się tego nie spodziewałam. Ale kto by się spodziewał, że taki sympatyczny chłopak jest spokrewniony z kimś tak nie sympatycznym.
– Tak i współczuję Ci, że masz kogoś takiego w rodzinie. – stwierdziłam patrząc na niego beznamiętnie.
– Nie jest taki zły, po prostu trzeba umieć się z nim obchodzić. – Nathan potargał mu włosy, czym zarobił w tył głowy. – Widocznie ja nadal tego nie umiem.
Zaśmiałam się widząc jego zbolałą minę. Naprawdę potrafił poprawić mi humor.
– Miałam dokończyć bieżnie, ale coś mi przeszkodziło. – spojrzałam wymownie na Johnny'ego, który zmroził mnie spojrzeniem. – I niestety muszę się już zbierać.
– Ja też już wychodzę, może Cię podwiozę? – zapytał Nathan puszczając swojego kuzyna.
– Nie trzeba przejdę się. – powiedziałam zabierając z bieżni wodę i ręczniczek. – Nie dokończyłam treningu, więc może szybkim chodem to nadrobię.
Spojrzała na mnie kątem oka z rozbawieniem.
– Dobrze, na razie dam Ci spokój, ale następnym razem się nie wywiniesz. – podniósł z podłogi torbę, którą musiał upuścić gdy mnie łapał. Kompletnie zapomniałam mu za to podziękować.
– I dziękuję Ci bardzo, że mnie złapałeś-skinęłam mu głową. – Gdyby nie ty, nie mogłabym usiąść przez tydzień.
W przypływie odwagi podeszłam i musnęłam ustami jego policzek. Szybko się odsunęłam i zarumieniłam.

– To do zobaczenia. – odwróciłam się i skierowałam do szatni. Nie widziałam wyrazu jego twarzy. I chyba z tego cieszę się najbardziej.

Pożegnałam się jeszcze z Marthą i wyszłam na zimne powietrze. Dobrze zrobiłam wybierając spacer.
Szłam powoli, nie spiesząc się zbytnio. Rodzice pojechali w odwiedziny do siostry taty, więc najprawdopodobniej wrócą jutro nad ranem. Im też należy się trochę odpoczynku.
Przechodziłam właśnie przez dość nieciekawą okolicę. Tu zawsze kręcą się jakieś nieprzyjemne typki. Jeszcze na dodatek mam wrażenie, że ktoś za mną idzie.
Naprawdę, nie ma nic gorszego od przejawów schizofrenii. Oj, biedna Gwen.
Nagle zostałam wciągnięta do wąskiej, bocznej uliczki. Chciałam krzyknąć, ale ten ktoś zakrył mi rękę usta. Chyba wolę mieć schizofrenię.
Puścił mnie kiedy polizałam jego łapę. Trochę obleśne, ale zawsze działa.
Odwróciłam się do niego przodem i z szokiem stwierdziłam, że patrzę prosto w twarz Johnny'emu. Wycierał swoją rękę o nogawkę spodni, krzywiąc się. Uśmiechnęłam się triumfalnie, ale mój uśmiech zaraz zniknął, kiedy uświadomiłam sobie co ten idiota zrobił.
– Poliżę też tą drugą, jeśli ośmielisz się zrobić tak jeszcze raz. – dźgnęłam go palcem w pierś. Byłam naprawdę wkurzona.
– Nie będę nawet próbował. – uniósł ręce do góry. – Chciałem Cię tylko zatrzymać.
– To trzeba było mnie zawołać albo jak kulturalny człowiek podejść do mnie. – patrzyłam na jego przystojną twarz wykrzywioną teraz w grymasie. – A nie zaciągać mnie gdzieś i kneblować usta patafianie!
– Mniejsza o to. – założyłam ręce na biodra, kiedy machnął lekceważąco dłonią na moje słowa. – Chciałem wyjaśnić z tobą sytuację z siłowni.
– A co tu wyjaśniać? Jesteś skończonym kretynem, który chciał mnie okaleczyć, a twój kuzyn bohaterem, który mnie uratował. Chciałbyś coś jeszcze dodać? – spytałam sarkastycznie, tym razem zakładając ręce na piersiach. To była jedna z moich ulubionych pozycji do stania. Niech tylko spróbuję zrobić tak samo a zrobi się nieprzyjemnie.
– Mam bardzo dużo do dodania, a mój kuzyn to skończony dupek i nie powinnaś się z nim zadawać. – stwierdził przechylając głowę na bok.
Bezczelny, egoistyczny...

Czemu masz o nim takie zdanie? Nathan jest sympatyczny, miły i niezwykle urodziwy.
– W tych czasach słowo ,,urodziwy" nie przejdzie, skarbie.
...Wkurzający, narcystyczny...
– Przejdzie czy nie przejdzie, Nathan to bardzo fajny facet i nie możesz mi zabronić zadawania się z nim.
...Skretyniały, okropnie głupi...
– Masz racje, nie mogę Cię zmusić i nawet nie zamierzam, ale mogę Cię ostrzec. – pokręcił głową jakby nad moją głupotą.
...Dupek do potęgi.
Chyba skończyłam.
– Nie ma przed czym przestrzegać. Jestem już dużą dziewczynką i umiem ocenić co jest dla mnie dobre a co złe.
Debil i pajac.
Teraz skończyłam.
– Chcę Ci tylko powiedzieć, żebyś na niego uważała. – przewrócił oczami. – On może naprawdę zranić.
– Dam sobie radę, nie musisz się martwić, dzisiaj i tak chciałeś posłać mnie na ziemię.
Nagle zrobił się strasznie skrępowany i zaczął drapać się po karku.
– No właśnie, ja chciałem przeprosić za wyłączenie Ci tej bieżni. – mówił że skruchą. – Naprawdę, chciałem tylko żebyś się zatrzymała i na mnie popatrzyła, bo przez cały czas mnie olewałaś.
Mi też zrobiło się głupio. Może i spowodował, że prawie upadłam, ale ja go do tego sprowokowałam.
– Nie rozumiem czemu Cię to aż tak drażni. – spojrzał na mnie pytająco. – No to, że Cię lekceważę. Nie powinno Cię to w ogóle obchodzić. – stwierdziłam.
Johnny westchnął uśmiechając się lekko.
– Ja naprawdę próbuję się z tobą zaprzyjaźnić i jak na razie nie mam zamiaru przestać, więc musisz się do mnie w pewnym stopniu przyzwyczaić.
Z moich ust wyrwał się jęk frustracji, co go rozbawiło.
Chłopak, który stał przede mną był naprawdę, trudny do ogarnięcia.
– W porządku Johnny, mam nadzieję, że nie zamęczysz mnie na śmierć swoją nachalnością. – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Do zobaczenia jutro. – poprawiłam torbę na ramieniu i miałam odwrócić się w swoją stronę, kiedy położył mi rękę na ramieniu i obrócił.
– Z Nathan'em tak ładnie się pożegnałaś a ze mną to już nie? – zapytał przesłodzonym głosem wskazując na swoją twarz. Przewróciłam oczami rozbawiona. Dałam mu lekkiego buziaka w policzek i walnęłam go w ramię.
– Teraz możesz iść. – puścił mi oko, masując przy okazji obolałe miejsce.
Zaśmiałam się krótko, wymijając go i idąc w stronę domu.

Pozdrawiam spod cieplutkiej kołderki!
Jak jest się chorym to wyobraźnia działa na pełnych obrotach!
~TiredQueen

(Not) Every Body is PerfectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz