8. Nie jestem hipochondryczką, zaufaj mi

448 57 9
                                    

[tu jest troszkę więcej Sepa, więc spokojnie]

27 lipca 2016r.

April

Kiedy kończyliśmy śniadanie w okazałej jadalni Scavito przyozdobionej obrazami babci i ciotki Carme, spełniło się moje jedyne od rana pragnienie ― ktoś wspomniał o czymś innym niż wczorajsze przesłuchanie do Snu Nocy Letniej.

― Słuchajcie, a ktoś w ogóle w tym roku obczaił, czy wszystko okej z naszą polanką? ― zapytała Mar między kęsami bagietki.

Całe rodzeństwo spojrzało po sobie, a potem oskarżycielski wzrok pełnej dwunastki ― dam głowę, że nawet Toby zdawał się rozumieć powagę sytuacji ― spoczął na moim ojcu, znanym szerzej jako Marco Favero.

― A czemu miałoby być z nią coś nie okej? ― zapytał zdziwiony. ― Zresztą, nikt mi nie powiedział, że mam sprawdzić!

― Ktoś mógł się na niej rozbić, jak dwa lata temu ― zasugerowała Aug. Przeszył mnie dreszcz na tamto wspomnienie.

― W sumie racja ― przyznał Dess. ― Możemy pojechać tam dzisiaj i sprawdzić, tak na wszelki wypadek.

Jedną z wielu naszych wakacyjnych tradycji był tygodniowy wyjazd pod namiot. Prawdę mówiąc, szczerze nie cierpiałam tej części pobytu w Millarion i nigdy się z tym nie kryłam. Nie chodziło o to, że bałam się „ubrudzić swoją śliczną buźkę", jak zawsze kpił mój starszy brat Dess. Po prostu... nie lubiłam tego wszystkiego, od rozbijania namiotów, przez spanie w śpiworach i bieganie po wodę do pobliskiego strumienia, aż po komary. Brr, komary. Nienawidziłam wszelkich robaków, a komary zawsze znajdowały się w mojej osobistej top piątce, zaraz po tych okropnych ćmach.

W sumie, to wszelkie latające insekty przypominały mi moje rodzeństwo, ale nie wiem, czy to stąd wynikają moje fobie.

― Faktycznie, powinniśmy to sprawdzić ― stwierdziła Jane. Jeśli Jane uznała coś za niezbędne, to z pewnością takie było. ― Zwłaszcza, że w tym roku jedziemy sami pod namiot, bez nikogo z dorosłych.

― To kto jedzie albo idzie? ― zapytał Nov z pełnymi ustami.

― Na pewno nie ty, małolacie ― rzucił Sep, będąc zaledwie o rok starszy.

― Ty też nie ― upomniała go Jane.

― Małolacie ― dorzucił sepleniąc Febb siedzący na jej kolanach.

― Obrażasz mnie, bezczelny smarkaczu z beznadziejnym imieniem? ― obruszył się September. ― Jestem prawie osiem razy starszy od ciebie, co najmniej osiemdziesiąt razy fajniejszy i osiem tysięcy razy bardziej sadystyczny. Do tego dochodzi też wiedza na temat tortur oraz specjalistyczny sprzęt w mojej szafie...

― Sep, to dwulatek, on tylko po tobie powtarzał ― przywołała go do porządku Jane cierpliwym tonem. Tylko ona miała prawo pouczać najbardziej psychopatycznego z Maynardów, unikając pożarcia żywcem. ― Nie możesz wyzywać dwulatka na pojedynek z wiedzy w zakresie tortur.

― Nie mów mi, jak mam żyć ― wymruczał, ale zamilkł.

Jeju, rozmowy mojego rodzeństwa są takie denne. Moja własna twarz jest o wiele ciekawsza, doszłam do tego wniosku już dawno tego. W myśl tej zasady odblokowałam iPhone'a ― gdy tylko przyniosłam go do domu, świeżo kupionego, zostałam natychmiast zwyzywana od burżujek i Mary Sue, ale niewiele mnie to obchodziło ― i włączyłam aparat.

Jedyną rzeczą, która wkurzała mnie bardziej niż moje rodzeństwo, bezwzględnie są te idiotyczne filtry psów ze Snapchata. Ach, no i ta nowa rasa Tumblr girls, ta z łokciami przyrośniętymi do twarzy i brwiami ombre. Tylko. Pastelowe. Gotki.

Perypetie rodziny MaynardówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz