To zwykła kłótnia

7K 577 701
                                    

- Nie, nie i nie! Ile razy mam jeszcze powtarzać?!

Marco podniósł wzrok znad książki i kątem oka zauważył Star, która ze złością zatrzasnęła drzwi wejściowe i z zaciśniętymi pięściami skierowała się na górę, tupiąc przy tym jak rozwścieczony nosorożec. Chłopak przeniósł zdezorientowane spojrzenie w ich kierunku. Widocznie ktoś musiał wciąż stać po drugiej stronie, bo zawiasy chybotały się niebezpiecznie pod wpływem czyichś gwałtownych uderzeń.

- Star, nie wygłupiaj się! Kochanie, otwórz te drzwi, porozmawiajmy...!

Ponieważ głos nie doczekał się odpowiedzi, szybko zmienił swoje nastawienie.

- Star, jeśli zaraz nie otworzysz....

Nawet siedzący na kanapie w salonie Marco mógł wyczuć, jak temperatura za pomieszczeniem niebezpiecznie wzrasta. Wydawało się, że powietrze, tak samo jak chłopak stojący za drzwiami, zaczyna wrzeć i kipieć ostrzegawczo. 

- Do jasnej cholery, otwórz te przeklęte drzwi!

Zawiasy zatrzeszczały po raz ostatni, zanim oderwały się od framugi, a drzwi frontowe z głośnym hukiem uderzyły o ścianę obok.

W przejściu stanął wysoki chłopak o ciemnoróżowych włosach, pośród których sterczała para demonicznych rogów, oraz o trzech purpurowych źrenicach. Miał na sobie czarny garnitur, który zdawał się zionąć żywym ogniem. Jednak to nie ubrania płonęły, buchające języki wyrastały wprost z jego blado-fioletowej skóry, pokrywając go aż po czubek głowy. Wyglądało na to, że chłopak zastygł w stanie czystej furii. O ile płomienie nie robiły mu najmniejszej krzywdy, nie można było powiedzieć tego samego o drzwiach, wgniecionych do wewnątrz, których klamka roztopiła się prawie całkowicie.

Przybysz przeszedł przez próg i zrobił parę kroków w kierunku schodów, zostawiając za sobą czarne dziury na dywanie, ale Star była szybsza. Zbiegła na dół i wyczuwszy co się święci, podeszła do chłopaka na odległość, w której płomienie nie dotykały jej twarzy i przystawiła swoją skrzydlatą różdżkę pod jego brodę.

- Tom, wynocha stąd w tej chwili! Spalasz mi dywan! W całym domu śmierdzi paloną wełną!

- Trzeba było mnie wpuścić, kiedy jeszcze byłem miły!

- Nie miałam ani ochoty, ani obowiązku wpuszczać cię do mojego domu! A to nie daje ci przyzwolenia, żeby od razu wywarzać drzwi!

- Stały mi na drodze, więc się ich pozbyłem! Skoro ci tak bardzo na nich zależało, mogłaś otworzyć je wcześniej!

- Nie będę się godziła, żebyś robił w moim domu co ci się żywnie podoba!

- Właściwie, to jest mój dom...

Marco odezwał się niepewnie z kanapy, ale gdy pozostała dwójka przeniosła na niego mordercze spojrzenie, umilkł natychmiast. Mógłby powiedzieć, że oto był świadkiem najzwyklejszej związkowej kłótni, gdyby nie fakt, że chłopak jej przyjaciółki był demonem z innego wymiaru, z wyraźnym problemem panowania nad agresją; który wywarzał drzwi i niszczył wszystko wokół, kiedy tylko coś nie pójdzie po jego myśli, a... a jego dywan płonął. Teraz już tak na poważnie płonął.

- Czemu nie pozwalasz mi normalnie z tobą porozmawiać?!

- Bo nie mam ochoty na rozmowę! Nie wrócę do ciebie za żadne skarby tego czy innego świata, to wszystko, co mam ci do powiedzenia!

- Nie możesz powiedzieć tego od tak i oczekiwać, że nie będę zamierzał z tym nic zrobić!

- Nie obchodzi mnie co masz mi do powiedzenia, wyraźnie dałam ci do zrozumienia, że mam dość ciebie jako tykającej bomby, która w każdym momencie może wybuchnąć i spalić całe miasto!

Mój terapeutaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz