Marco przemierzył przedpokój naciągając sobie przez głowę jedną z swoich koszulek. Nie poświęcił zbyt wielkiej uwagi doborze stroju, po prostu wybrał pierwszą lepszą z wierzchu, padło akurat na czarną. Skierował swoje kroki do kuchni, wabiony apetycznym zapachem, który z niej dobiegał. Na myśl o jedzeniu od razu zaburczało mu w brzuchu, dzisiejsze naleśniki wydawały mu się odległą przeszłością, a za oknem zaczęły już zapalać się pierwsze uliczne lampy, zwiastując zapadający wieczór.
Wmaszerował do kuchni i pierwszym co rzuciło mu się w oczy, był stojący nad blatem demon, wokół którego lewitowały swobodnie w powietrzu różne kuchenne przed mioty. Co jakiś czas sięgał po któryś, dodawał do miski i odkładał z powrotem, jakby na niewidzialnej półce. Chłopak podszedł do niego i zaciekawiony spróbował zajrzeć do naczynia .
- Jak ci idzie?
- Wyśmienicie. - Tom zerknął na niego kątem oka - I nie podglądaj.
Przesunął się nieco w prawo, tym samym zasłaniając brunetowi widoczność. Ten jednak nie dawał za wygraną.
- Robiłeś to kiedykolwiek wcześniej?
Chciał zajrzeć mu przez ramię, ale demon był od niego wyższy. Nie wiele myśląc, wsparł się na jego barku i stanął na palce, teraz bez problemu mógł obserwować jak różowowłosy kolejno dodaje składniki do miski, tuż za nią stała książka kucharska. Oparł brodę na jego ramieniu, żeby nie stracić równowagi, gdy ten odezwał się nagle.
- Nie, nie mam pojęcia co to i z czym to się je. Ale zawsze można spróbować swoich sił, co nie?
Wziął miskę i przelał z niej przyprawiony już sos na blaszkę z ciastem. Potem pstryknął palcami, a garść pieczarek została w jednej chwili pokrojona w plasterki, by w następnej ułożyć się na rozwałkowanym cieście.
- Skoro nigdy nie robiłeś pizzy, to skąd wiedziałeś jak przyrządzić naleśniki?
Spytał zaciekawiony Marco i usiadł gdzieś na wolnym skrawku blatu. Chętnie by mu pomógł w przyrządzaniu jedzenia, ale mina Toma wskazywała na to, że jeśli chodzi o kuchnie, to jest to jego osobiste królestwo.
-Star też je lubiła. Miałem okazję zrobić je parę razy wcześniej. No dobra... - przewrócił oczami – kilkadziesiąt razy.
Dorzucił resztę składników, po czym schylił się, by włączyć piekarnik. Twarz Marco nieco stężała, a on sam jakby zmarkotniał. Uświadomił to sobie dopiero po chwili i wstrząsnął głową, żeby doprowadzić się do porządku. „Skąd u mnie ta nagła zmiana samopoczucia? Przecież to normalne, że gotował wcześniej dla Star, przecież nie jestem o to zazdrosny... nie jestem, prawda?". Marco przygryzł wewnętrzną stronę wargi i bił się przez chwilę z myślami. Nagle zdał sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy i poczuł, jak serce podchodzi mu go gardła. Poderwał głowę i zerknął niepewnie na demona.
- Em... Tom?
- No?
Różowowłosy majstrował coś przy pokrętłach piekarnika.
- Czy w związku z tym przegranym zakładem... - Marco zaczął gnieść po kolei swoje palce, żeby zająć czymś ręce. - Dalej...czytasz mi w myślach?
Chciał przełknąć ślinę, ale gula w gardle narosła mu do tego stopnia, że kompletnie ścisnęła mu przełyk. Tom natomiast nie przerywał swojej czynności i odpowiedział całkowicie spokojnie.
- Nie, od momentu kiedy zaczęliśmy grać tego nie robię. Przegrałeś ze mną już tyle razy, że mógłbyś spełniać moje życzenia przez miesiąc, więc w tej jednej rzeczy ci odpuściłem.
CZYTASZ
Mój terapeuta
FanfictionStar widocznie miała dość wybuchowej natury demona i po spektakularnym zerwaniu, postanawia wrócić do rodziców na Mewnię na kilka dni. W zaistniałej sytuacji Tom postanowił nauczyć się panować nad agresją, jednak wiedział, że nie obejdzie się bez p...