Jego zasady gry

4.9K 486 789
                                    

- Co ty niby myślisz, że robisz?

Marco uniósł zdezorientowane spojrzenie.

- Śniadanie.

Tom zerknął należącą przed nim żałosną imitację kanapki, która w żadnym stopniu kanapki nie przypomniała. Zaryzykowałby określenie jej pokaleczonym chlebem z porozrzucanymi plastrami sera i szynki, ale na pewno nie czymś zdatnym do spożycia. Różowowłosy spojrzał na bruneta krzyżując ręce na piersi i unosząc jedną brew do góry. Jego wzrok mówił sam za siebie „Ty to kurwa nazywasz śniadaniem?". Marco wywrócił teatralnie oczami.

- Nie czepiaj się! Dopiero zacząłem!

- I chyba nie chcę wiedzieć jak to się skończy.

Ignorując protesty chłopaka, wziął z jego zabandażowanych i widocznie nienadających się do użytku dłoni poćwiartowaną kromkę chleba i nóż.

- Z tymi rękami do niczego się nie nadasz, tylko sobie większą krzywdę zrobisz.

- Aha? Ja? Sobie? Przypomnieć ci, czyja to wina?

Tom nawet na niego nie spojrzał, tylko przegonił go ruchem ręki tuż przed jego twarzą.

- No już, sio, idź mi stąd.

- Nigdzie się nie ruszam. To moja kuchnia i mam zamiar dopilnować, żeby nie stanęła w płomieniach!

Marco stanął ostentacyjnie na środku pomieszczenia i na potwierdzenie swoich słów, skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na demona spod przymrużonych powiek. Na nim samym nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia. Zawiązał wyczarowany przed chwilą czarny fartuch na swoich biodrach i wyminął bruneta w poszukiwaniu patelni, której mógłby użyć.

- Nie ignoruj mnie, dobrze wiem, że słyszałeś!

- Przeszkadzasz mi.

Odrzekł krótko i pstryknięciem palca sprawił, że Marco z miejsca, którego jeszcze przed chwilą tak uparcie pilnował, znalazł się na kanapie w salonie, przygnieciony stosem poduszek. Poczuł się jak małe dziecko, które przegania się z pokoju, kiedy staje się zbyt irytujące. Tom uśmiechnął się w kuchni pod nosem, podczas wbijania kolejnego jajka do przygotowanej uprzednio miski.

- Może mam cię wsadzić do kojca dla dzieci, żebyś się tu nie panoszył?

- Wielkie dzięki, obejdzie się...

Brunet wygrzebał się spod stery poduszek i usiadł z pochmurną miną na wolnym skrawku kanapy. Chwycił leżący nieopodal pilot i wybrawszy pierwszy lepszy kanał, siedział bez ruchu z rękami skrzyżowanymi na piersi i miną, jakby właśnie połknął cytrynę.

- Głupi demon, myśli, że może mi się po kuchni panoszyć...

Mruknął pod nosem wbijając wzrok w łysiejącego prezentera na ekranie.

- A teraz wieści z ostatniej chwili!

Marco już wyciągnął rękę, żeby zmienić kanał. Jakoś nie miał ochoty na oglądanie wiadomości, za dużo tam Dudy i PIS'u.

- Otrzymaliśmy właśnie wiadomość o ucieczce jednego z wyjątkowo niebezpiecznych więźniów! Jeśli ktokolwiek jest w stanie wskazać przestępcę, proszę zgłosić się niezwłocznie na policję...

Ręka chłopaka z pilotem stopniowo opadała, a brwi uniosły się w zaciekawieniu.

- Oto jego znaki rozpoznawcze: wyróżnia go nietypowe zabarwienie włosów...

Marco odruchowo zerknął w stronę kuchni, na krzątającego się w te i we wte oraz nucącego coś pod nosem Toma. Przeniósł wzrok na prezentera w telewizji, jakby chciał zapytać „Coś w stylu takiego pedalskiego różu?". Spiker kontynuował swoją wypowiedź.

Mój terapeutaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz