16. Nienormalny powrót do normalności

7.6K 595 108
                                    

Na tabliczce nie było napisane "Sebastian". Znajdowało się na niej imię Krzysztof. Imię mojego ojca.

- Sebastian? O mój Boże! – zawołał ktoś nad moją głową, a kiedy spojrzałem na niego spuchniętymi oczami, bez zawahania klęknął obok mnie i bardzo, bardzo mocno mnie przytulił. W wyniku swojej bezradności od razu zacisnąłem dłonie na koszulce chłopaka, którym okazał się Nicholas.

- Przepraszam, tak bardzo Cię przepraszam. – wyszeptał mi do ucha. Chciałem się odsunąć, jednak nie pozwolił mi oddalić się chociaż na centymetr. Nie wiem ile tak klęczeliśmy, ale w końcu doszedłem do wniosku, że mógłbym z nim tak sterczeć wiecznie. Mimo wszystkich wydarzeń jedyne o czym marzyłem było spędzić z nim czas.

- Przejdziemy się? – spytałem wreszcie, słysząc swój własny, zachrypnięty głos.

Pokiwał twierdząco głową, po czym wstał i pomógł w tym samym. Wiedziałem, że rozmowa nie będzie należała do najłatwiejszych.

- Nie wierzę, że tu jesteś. – stwierdziłem, kiedy wyszliśmy z cmentarza. Zdjąłem z siebie marynarkę od nowego garnituru, który dostałem w prezencie. – Prawdę mówiąc nie myślałem, że spotkam Cię jeszcze kiedykolwiek.

- Wiem, że spieprzyłem całą sprawę. – mruknął smutnym głosem, a ja spojrzałem na niego z ciekawością i nutą litości.

- Spieprzyłeś to po całości. Jednak najpierw chciałbym Ci wszystko opowiedzieć, chodź. – mimo tego, że zdążyłem go znienawidzić, nadal mnie do niego ciągnęło. Jednak tym razem nad tym panowałem. Zaprowadziłem go w najważniejsze dla mnie miejsce: klif.

- Znalazłem list dopiero dzisiaj, w ogóle o tym nie myślałem. Sebastian, da radę...

- Zamknij się i daj mi mówić. – uciszyłem chłopaka, bo głupie przeprosiny i gadanie o niczym to ostatnie na co miałem teraz ochotę. Usiadłem na brzegu, spuszczając nogi w dół. Ostatnimi czasy uwielbiałem siadać jak najbliżej krawędzi, jednak nadal czując choć kawałek bezpiecznego gruntu pod sobą.

- Wtedy, w grudniu, spotkałem osobę, która zniszczyła moje życie... A Ty stanąłeś w jego obronie. Czułem, że skoro osoba, która podobno mnie „kocha" nie wierzy mi, to właśnie tracę ostatni sens mojego życia. Tak, stałeś się sensem mojego życia. Miałem po co i dla kogo w końcu żyć. Nie dopuszczałem do siebie tej myśli na początku, bo jak to tak: chłopak z chłopakiem? Jednak im dłużej Cię nie było, tym bardziej upewniałem się, że cholera, tęsknię za Tobą. I że było to coś poważniejszego niż zdawałem sobie sprawę. Jednak ta sytuacja wtedy, w parku. Wiesz, że to w jakimś stopniu mnie zabiło, prawda? Mentalnie byłem martwy. Jednak mimo wszystko byłem w stanie Ci wybaczyć, gdybyś przyszedł na ten cholerny klif. Przychodziłem tu dzień w dzień, przez ponad pół roku. Wiesz jaki moment był najgorszy? Ten, gdy koło północy wstawałem i musiałem odejść. Zawsze zastanawiałem się czy nie przyjdziesz tam później. Jak się okazało: nie przyszedłeś.

Zastanowisz się pewnie dlaczego Cię unikałem? Otóż jakimś cudem, wtedy w styczniu, ojciec dowiedział się o nas, to znaczy o tym, że nasza znajomość nie jest zwykłą znajomością. Stwierdził, że jeśli w ciągu kilku dni nie znajdę sobie dziewczyny, zabije mnie, bo nie zamierza trzymać pod swoim domem pedała. Tak więc zacząłem spotykać się z jakąś dziewczyną ze szkoły, jednak nie mogłem dopuścić, żebyś to zobaczył. Tak, nadal myślałem głównie o Tobie. Kiedy zacząłem raz kiedyś pojawiać się z nią publicznie, ojciec na jakiś czas się uspokoił. To chyba trwało ponad miesiąc. Ponad miesiąc, gdy mnie nie uderzył i wyhamował z piciem. Jednak kiedy znowu zaszalał, wylądowałem w szpitalu z dwoma złamanymi żebrami. To było jakoś w marcu. Wtedy też opowiedziałem o tym Markowi, o tym co dzieje się u mnie w domu. Jednak nie potrafiłem wtedy powiedzieć czegoś jeszcze.

Pod presjąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz