[16] Switch

665 66 8
                                    

Arthur usiadł po turecku na łóżku, przed sobą trzymając talerz z kotletem. Martwił go brak zmartwienia. Dosłownie. Zupełnie nie przejmował się tym, że zajadał się ludzkim mięsem bez mrugnięcia okiem. Wiedział, że powinno go to brzydzić, jednak żaden wewnętrzny wstręt się w nim nie budził. Poprawił okulary na nosie i włożył widelec z kawałkiem kotleta do ust. Gdy przełknął przeżute mięso, oblizał jeszcze wargi. 

- Naprawdę coś ze mną nie tak. Chyba nie odstaję aż tak bardzo od otoczenia. - mruknął do siebie, uśmiechając się krzywo. 

Spojrzał na zegarek. Powinna już pójść transmisja z centrum. Sam nie wiedział, czy chciał to widzieć. W jego głowie nadal gdzieś majaczyła sylwetka spokojnej, niewinnej Meghanne. Jakaś część jego umysłu panicznie starała się trwać w przekonaniu, że ta słodka dziewczyna siedzi gdzieś w wyrachowanym, zimnym Crooku. Że zdejmuje swój krwawy uśmiech z twarzy, by zastąpić go swoją prawdziwą, delikatnie uśmiechniętą buzią. Wiedział jednak, że tak nie jest. Ona nie zakrywała swojej prawdziwej twarzy. Ona ją wkładała, gdy nikt nie patrzył, zasłaniając przyszytą na stałe iluzję. Nie wątpił tylko w jedno. Kochał ją. Tak samo, jak ona kochała jego. Jej charakter mógł być inny, ale uczucia wobec niego pozostawały szczere. Przecież go ocaliła, po co miałaby to robić? Z tą myślą wziął pilot od telewizora w rękę i wcisnął czerwony przycisk. Jego oczy otworzyły się szerzej.

Widok był z góry, jakby kamerę ustawiono na czymś wysokim. Plecy czerwonowłosej postaci były przygarbione, a każdy mięsień widocznie spięty. Była gotowa do ataku.

Jak zwierzę.

Naprzeciwko niej stał człowiek ubrany w biały garnitur i szary płaszcz. W rękach trzymał coś, czego Arthur nie spodziewał się ujrzeć. Łuk. Nietypowe quinque, ale nie miał wątpliwości. Czerwono-granatowa poświata bijąca od plątaniny drobnych żyłek na grocie strzały była widoczna nawet w telewizji. Napięta cięciwa drżała, a czoło mężczyzny pokrywały krople potu. Arthur wstrzymał oddech i przygryzł dolną wargę, czując wypływającą na język czerwoną kroplę. W następnej sekundzie jego serce przeszyła lodowata igła, wylewając wszystkie trzymane tam złudne nadzieje na skręcone wnętrzności. Z głośników dobiegł go rechot tak upiorny, tak nieludzki, że instynktownie zesztywniał w bezruchu. To samo zrobili ludzie zebrani na około, obserwujący całe zajście stojąc w ścisłym kręgu naokoło walczących.

- Strzelaj, strzelaj! Jeśli odskoczę, trafisz ludzi! Szansa, że jedną strzałą sięgniesz tylko jedną osobę przy takim skupisku jest prawie żadna! - Crook śmiała się jak opętana przyjmując prowokacyjne pozy. Bez zawahania odwróciła się plecami do przeciwnika, czarno-czerwonymi oczami świdrując każdego, kto właśnie wpatrywał się w ekran telewizora.  - Drodzy państwo, wierzę, że jestem już na waszych ekranach! Witam, witam i o zdrowie pytam! Radzę mnie zapamiętać, jeszcze nie raz i nie dwa o mnie usłyszycie! Jam jest łgarz, częściej zwana Crookiem! - demonstracyjnie skłoniła się z gracją damy, nadal ignorując zastygłego w bezruchu Gołębia w tle. - Mam dla was super wiadomość~! - szczebiotała radośnie drapieżnym głosem. Słychać  w nim było szaleństwo. W jednej sekundzie zupełnie spoważniała. - Zginiecie. - natychmiast znów się "rozpogodziła" - Bo właśnie zaczęła się wooojnaaa~! A teraz pokażę wam, dlaczego warto trzymać z nami! - ostentacyjnie odwróciła się na pięcie i zwróciła do tłumu. 

- Chcecie tu umrzeć?! - zagrzmiała niczym generał motywujący swoje wojska przed atakiem. Odparła jej grobowa cisza. Zirytowana wypuściła kagune i roztrzaskała czaszkę chłopaka, któremu wcześniej zaczęła wyrywać części ciała na oczach tłumu. - CZY CHCECIE TU UMRZEĆ?! - powtórzyła głośniej.

- Nie! - ktoś zapłakał. Poza tym głosem, panowała zupełna cisza. Jakby każdy bał się ruszyć, żeby tylko nie zwrócić na siebie uwagi.

- Uznam to za głos całości. - Meg skierowała kagune na sparaliżowanego gołębia. Nie mógł zrobić nic, tylko patrzeć się na jej rozbawione spojrzenie i krwawy uśmiech wymalowany na bandanie. - Dam wam szansę. - znów odezwała się do tłumu, trzymając swoje kagune kilka centymetrów od twarzy mężczyzny z bezużytecznym w tamtej chwili łukiem. Nie strzelał, bo wiedział, że trafi jedynie cywili. To już nie było ryzyko, to była pewność. Tymczasem Crook kontynuowała. - Nie tknę was, jeśli sami go rozszarpiecie. Do dzieła!

Cisza. Nikt nie drgnął. 

- Chyba was nie przekonałam. A teraz? - kręgosłup jakiejś starszej pani donośnie trzasnął, gdy Meg podrzuciła ją tak wysoko, że uderzyła  w sufit i spadła na ziemię niczym worek ziemniaków, martwym spojrzeniem wpatrując się w przerażonego już mężczyznę. - Albo ja nie mam litości dla was, albo wy dla niego. - warknęła. 

- NIE ZGINĘ TU! - jakiś chłopak wrzasnął panicznie i w dzikim szale ruszył na mężczyznę z deskorolką w ręku. Meg uśmiechnęła się tylko i usunęła z kadru, pozwalając światu oglądać podręcznikowy przykład chaosu, paniki i rzezi. Nie potrzeba było wiele czasu, by ruszył na mężczyznę cały tłum. Uderzali go czym mogli, krzyczeli, płakali, jęczeli i wydawali inne, bliżej nieokreślone i nieprzypisane gatunkowi ludzkiemu dźwięki. Nie pozwoliła im go zabić. Po dosłownie paru sekundach, ryknęła tak, że nawet ta dzika kakofonia nie była w stanie jej zagłuszyć.

- STAĆ! - nikt ani drgnął. Wszyscy wpatrywali się w nią ze strachem, że zrobili coś nie tak.

- Dzielne prosiaczki. - Meg zaśmiała się, podchodząc do ładnie skatowanego mężczyzny. Łuk brwiowy miał rozcięty, przez co całe oko zalane miał krwią. Posoka wyciekała mu również z nosa. Twarz już zaczynała puchnąć, a mięśnie trzęsły się. Jego łuk leżał na ziemi, bezużyteczny. Crook złapała go za włosy i zaciągnęła pod kamerę. - Powiedz państwu, jak się czujesz?

Milczał zawzięcie.

- Dobrze, to ja coś ci powiem. - przybliżyła swoją twarz do jego ucha i zaczęła szeptać słodkim głosem. - Zostawię tych ludzi i zabiję tylko ciebie, jeśli się mnie posłuchasz i powiesz, że jesteście wobec nas bezsilni, nakłonisz do poddania. Chodzi o cywili, wasz priorytet, prawda? Wszystko w twoich rękach.

Nie wiedział, że ramieniem uruchomiła mikrofon w słuchawce skrytej w jej uchu, służącej do komunikacji między członkami akcji, ale w odległości metra od kamery, przekazującej głos również do urządzenia. Nie miał pojęcia, że wszyscy słyszeli, co zostało mu powiedziane.

- Pierdol się, zapchlona suko. - wysyczał, lekko sepleniąc przez coraz mocniej puchnącą twarz i przygryziony język. 

Meg spojrzała prosto do kamery.

- Widzicie? Nie zależy im na was. - Meg zaśmiała się, wypuszczając kagune i rozszarpując gołębia na miejscu. Jego ramię pofrunęło w górę i zniknęło na ułamek sekundy w tłumie, który odsunął się od urwanego ciała jak poparzony. - Nie uciekajcie. Tak czy siak was złapiemy. Jesteśmy wszędzie~! - Zaszczebiotała, ruszając w tłum.

Zabijała wszystkich.

Kobiety, dzieci, starszych, chorych, mężczyzn. Rysowała z ich krwi kwiaty likorysu. Tańczyła na parkiecie z ich ciał. Kręciła piruety na śliskiej od posoki posadzce. Nawet nie zauważyła, kiedy pojawił się Nosferat. Wyciągnęła w jego stronę rękę, zaczynając melodyjnym głosem śpiewać.

- Nad blokowiskiem łuna...* - Nosferat ujął niepewnie jej dłoń, raczej tylko z obawy, że odmowa może go zaboleć i zaczęli powoli wirować wśród zmasakrowanych ciał. Ona w siódmym niebie, on zesztywniały ze strachu, nerwowo przełykający ślinę co jakiś czas. Posadzka śliska od krwi i skóry. Strzępki mięsa za paznokciami. Dobiegające z innych pięter paniczne wrzaski i spokój tańczącej pary. Danse macabre to jedyne właściwe określenie tej sceny, widzianej przez wiele par oczu. O jedną parę za wiele.

Arthur poczuł ucisk zazdrości w sercu. Kiedy już zaczynał dogadywać się z Nosferatem, kiedy już zapomniał o wrogości, znów obudziła się w nim niechęć. Nie chciał być paranoikiem. Wiedział, że Crook była taka wobec wszystkich. Mimo wszystko ten widok...

- Gdzie jest ten chłopak co zabijał koty~?*

------------

* - "Pożar" - Mikromusic


The Crook [Tokyo Ghoul, PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz