[13] Poranek

739 73 6
                                    

Meg stała na skraju dachu wieżowca. Nie znała tej okolicy, panorama była jej obca. Czubki jej trampków wystawały poza krawędź. Widziała ciemność przepływającą w dole. Wokół panowała gęsta cisza, żaden dźwięk nie dobiegał jej uszu. Mocny podmuch wiatru sprawił, że jej włosy rozleciały się we wszystkich kierunkach, z daleka upodabniając ją do rozkwitającego kwiatu likorysu. Dziewczyna poczuła, jak fioletowawe niebo zaczyna walić jej się na głowę, a ciemna przestrzeń pod nogami powoli ją wsysa. Chciała odskoczyć, gdy z czarnej, nieprzeniknionej masy wyłoniła się czerwona dłoń, jednak nie mogła się ruszyć i poczuła tylko, jak palce zaciskają się wokół jej kostki. Niemy krzyk zastygł w jej gardle. Wszystko odbywało się w zupełnej ciszy. Ona też zdawała się oplatać wokół czerwonowłosej i przygniatać ją. Coraz więcej dłoni łapało jej nogi, a potem również ramiona. Zaczęły ciągnąć ją w dół. W pewnym momencie poddała się i pozwoliła swojemu ciału opaść w dół. Nie obchodziło jej już, co się z nią stanie. Przeszłość? Przyszłość? Kogo one interesują? Całkiem przyjemnie tak się zatapiać. Tak, tonęła. Czarna masa zamknęła się nad jej głową, a na klatce piersiowej zaczęła czuć coraz większy ucisk. Nie przejmowała się nim. Była spokojna, cicha jak otoczenie. Ostatni raz spojrzała do góry, gdzie ujrzała tylko więcej sięgających ku niej rąk. Uśmiechnęła się pod nosem, pod plecami czując dno, a następnie kolejne dłonie oplatające jej tors. Zamknęła oczy, czując, jak z jej ust ulatuje ostatni bąbelek powietrza. Znów uchyliła powieki, obserwując bańkę wędrującą kołysanym ruchem ku górze. Wiedziała, że zaraz pęknie. Skądś wiedziała, ile czasu zostało temu bąbelkowi. 

10...

9...

Zaczęła odliczyć. Czy liczby są w ogóle ważne? Wie ile czasu minie, a jak go nazwie - to przecież bez znaczenia.

Kamyk...

But...

Oko...

Nie, to głupie. 

5, 4, 3, 2, 1...

- Meg! Nie idź w stronę światła! Chociaż w twoim przypadku to lepiej nigdzie nie idź, do ciemności też nie! 

- Na żarty ci się teraz zbiera? - dziewczyna rozpoznała ten głos. Arthur.

- Daj spokój, przecież zaraz się obudzi. Pewnie nie w takim stanie bywała w szkole, a ty nawet tego nie zauważałeś. - Nosferat prychnął. 

- Oj tak. Raz klepnął mnie w złamane ramię. - Meg uśmiechnęła się krzywo, unosząc powieki i podnosząc się do siadu.

- Widzisz? Żyje. - Nosferat poklepał dziewczynę po głowie niczym sprzedawca reklamowany produkt.

- Chyba byłam w piekle, wiecie? Najwyraźniej mnie tam nie chcieli. - Rozcięta warga dziewczyny uniosła się w kolejnym krzywym uśmiechu. 

- Meg, nic ci nie jest? - Arthur zignorował Nosferata całkowicie.

- Nie powiedziałabym. Co ciekawe, ty nadal żyjesz. A dzielisz powietrze z rudym. - czerwonowłosa spojrzała na rudzielca z uniesioną brwią. - Jesteś chory czy przechodzisz na pacyfizm? - spytała, niewzruszona zmartwionym okularnikiem. Jak przez chwilę nie będzie się z nim migdalić, nie przestanie jej nagle kochać. 

- Sam się sobie dziwię, ale dzielnie wytrzymuję tego wrzoda! - odparł Nosferat pogodnie. - Nie chcę potem skończyć gorzej od niego, a jak cię znam, to byś mną przemalowała ściany. 

- To prawda. Czasem jednak myślisz. - dziewczyna skrzywiła się z bólu, zmieniając pozycję. Doll ładnie ją urządziła. - Która godzina? Ile spałam?

- Osiemnasta. Prawie dobę. Ja obudziłem się po godzince, ale to ja. Nadal się leczę, jeśli ci to jakoś mentalnie pomoże. - rudy uśmiechnął się.

- Nie, nijak mi to nie pomaga. Zabij się, to może będzie mi lepiej. - prychnęła.

- The death of a bachelooooooooooor! - Nosferat zaczął wyć, bo śpiewem ciężko to było nazwać i upadł na kolana, ze zbolałą miną udając, że popełnia samobójstwo.

- Ale chodziło mi o twoje cierpienie, nie przy okazji całego otoczenia...

- To umówmy się, że za każdym razem, gdy uratuję ci życie, będę śpiewać ci kołysankę  przed zaśnięciem. Może w ten sposób rzadziej będę prawie zabijany w imię ratowania ci tyłka. - posłał jej figlarny uśmiech, który Meg mimowolnie odwzajemniła.

- Może być. A teraz pomóżcie mi wstać, muszę się ogarnąć. Chcę pozwiedzać. W końcu zaczęliśmy wojnę, prawda? Fajnie popatrzeć, co się dzieje.

- Jeszcze niewiele. Zacznie się, gdy reszta oddziałów zostanie przejęta, a do tego jeszcze cztery dni. - odparł Arthur.

- A ty skąd wiesz?! - Nosferat niemal podskoczył ze złości.

- Bo gadasz przez sen, to raz, a dwa, że drzwi nie są dźwiękoszczelne. - Arhur poprawił okulary. 

Dobrze, już zaczynasz pokazywać, że po coś cię zabrałam. Przydaj się potem, błagam...

- Mówiłaś, że byłaś w piekle. Zaraz będzie okazja na zrobienie własnego tutaj. Zlep się szybko w kupę, bo za trzy dni ruszasz jako członek mojego oddziału powstałego parę godzin temu i ruszamy na pierwszą akcję na cywilach. Trzeba ich nastraszyć, pokazać, że to wojna. Finezyjne formy zabijania jak najbardziej wskazane, taka popisówka, sama rozumiesz. 

- No nieźle. Już mi się podoba. - Meg uśmiechnęła się, a w jej oczach zatańczył drapieżny błysk.

- Ale spokojnie, teraz spać. - rudy lekko pstryknął ją w czoło, widząc chęć mordu wypisaną na twarzy. 

- Nie traktuj mnie jak dziecka, bo cię trafię czymś ciężkim! - warknęła, jednak rzeczywiście położyła się i przykryła lepiej kołdrą. Nie słuchała się go. Po prostu miała taki zamiar już wcześniej. Obawiała się, że Nosferat mógł to inaczej zrozumieć... najwyżej się zdziwi, gdy pozwoli sobie na za wiele. Z tą piękną wizją Nosferata rozwalonego na ścianie niczym muchę, pozwoliła swoim powiekom opaść i znów zaczęła dryfować w przyjemnej ciemności, tym razem jednak bez rąk naokoło jej ciała. 

Niech nastanie krwawy ranek. Zaśmiała się, nie do końca wiedząc, czy we śnie, czy rzeczywiście.


The Crook [Tokyo Ghoul, PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz