Rozdział 11

117 9 5
                                    

Obudziłam się jak zwykle około siódmej rano. Wykonałam poranne czynności i poszłam do salonu. Będąc już na miejscu przywitałam się z Rosalette i Raven, a następnie udałam się do części kuchennej, by przygotować sobie śniadanie. Szybko zrobiłam sobie dwie kanapki i herbatę. Wzięłam swój posiłek i usiadłam obok dziewczyn.

-Kiedy zaczynamy mój trening?- zapytałam siostry

-Jak najszybciej się da. Nie możemy przekładać go w nieskończoność, bo w końcu się nie wyrobimy i może być za późno...- odpowiedziała Raven.

-To prawda. Urodziny miałaś cztery miesiące temu, więc zostało ci tylko osiem na przygotowania, a to mało czasu. - wtrąciła się Rosalette

-Wiem... - szybko dojadłam śniadanie, wypiłam herbatę do końca i puste naczynia postawiłam w zlewie.

-Jeżeli chcesz, to możemy zaczynać – powiedziałam.

Raven kiwnęła głową. Zaprowadziła mnie na dach, bo tak jak powiedziała, tam lepiej się trenuje. Rosalette poszła z nami, ponieważ była ciekawa jak będą wyglądały nasze ćwiczenia. Usiadłyśmy po turecku.

-Zaczniemy od medytacji. Musisz być skupiona, by nie stracić kontroli nad mocą, albo nawet ciałem. Spróbuj unieść się trochę nad ziemią i powtarzaj za mną: „Azatarh, Metrion, Zinthos" - zakomunikowała Raven. Zrobiłam o co mnie prosiła.

-Oczyść umysł. Nie myśl o niczym – usłyszałam głos siostry w mojej głowie. Najwidoczniej używała telepatii.Starałam się wykonywać to jak najlepiej. Nie chciałam stracić kontroli, więc musiałam być maksymalnie skupiona. Zaczęłam medytować. Słyszałam jedynie szum oceanu, śpiew ptaków i „Azarath, Metrion, Zinthos", które wypowiadałam co chwilę z siostrą.Po jakiejś godzinie usłyszałam jak drzwi na dach się otwierają, a na zewnątrz weszło kilka osób. Po głosach poznałam, że to Raito, Destiny, Robin, Gwiazdka i Cyborg. Najwyraźniej Jarek i Bestia jeszcze spali. Ktoś z obecnych do mnie podszedł. Miałam zamknięte oczy, więc nie widziałam kto to. Po chwili dowiedziałam się kim był. To Raito.

-Długo już medytujecie?- zapytał. Otworzyłam jedno oko i uśmiechnęłam się do niego lekko, a tem cmoknął mnie w policzek. Trochę się zarumieniłam.

-Dopiero godzinę.- odpowiedziała Raven

-Hmm... A może pójdziemy dzisiaj do parku na piknik? Co wy na to, przyjaciele?- zapytała Gwiazdka, która nie wiadomo kiedy znalazła się obok nas.

-Star dobrze mówi. W parku też będziecie mogły medytować. W końcu w wieży nie ma co robić oprócz telewizji i gier wideo.- rzekł Robin

-No ostatecznie możemy tam pójść – zadecydowała Rae

-To teraz trzeba obudzić tych dwóch śpiochów... Kto to zrobi? - zapytałam. Nikt nie podniósł ręki. Najwyraźniej byłam na to skazana od samego początku.

-Ech... To ja pójdę ich obudzić.... - stwierdziłam z niesmakiem i wstałam

-Mogę ci pomóc jak chcesz - zaproponował Raito na co uśmiechnęłam się lekko i przytaknęłam.My poszliśmy zrobić swoje, a reszta postanowiła przygotować kosze na piknik. Kilka minut później staliśmy przed pokojami chłopaków. Ja postanowiłam obudzić Jarka, a Raito Bestię. Weszłam do pokoju brata, a mój (już) chłopak do „jaskini" Zielonego.Stanęłam obok łóżka Jarka i zastanowiłam się: „Jak obudzić tego śpiocha...?" Postawiłam na tradycyjny sposób, czyli szturchałam go i mówiłam żeby się obudził. Nie podziałało. Spróbowałam głośniej, czyli wrzasnęłam mu do ucha. Jarek tylko mruknął coś pod nosem, odwrócił się na drugi bok i dalej spał.

-Ugh... To będzie trudniejsze niż myślałam... - powiedziałam do siebie.Próbowałam jeszcze innych sposobów, ale żaden nie podziałał.

-Ech.... Najwyżej nie pójdzie z nami na piknik...Jarek gwałtownie się podniósł przy okazji prawie przyprawiając mnie o zawał.

-Idziemy na piknik?! - wrzasnąłPrzez chwilę stałam i patrzyłam na niego zdezorientowana.-Ty tylko udawałeś?! - krzyknęłam po jakimś czasie zdenerwowana. Jarek tylko uśmiechnął się głupio za co walnęłam go poduszką w głowę. Spiorunowałam go wzrokiem, powiedziałam żeby się ubierał i wyszłam. Raito zresztą czekali już w salonie.

-Co tak długo? - zapytał czerwonooki

-Mój drogi braciszek chciał mnie wkurzyć i udawał, że śpi... A ty jak obudziłeś Bestię? - zadałam pytanie

-Prościzna... Po prostu zabrałem mu zapas tofu spod łóżka, na co zareagował automatycznie. Mało mnie nie zgniótł w postaci słonia....! - stwierdził chłopak

-No co? Myślałem, że to złodziej! - wtrącił swoje „trzy grosze" Bestia. Klepnęłam się w czoło w geście rezygnacji. Nagle usłyszeliśmy głos Robina, który informował nas, że wszystko jest już gotowe i możemy iść. Wzięłam ze sobą koc i ruszyliśmy do parku.Jakiś czas później byliśmy na miejscu. Rozłożyłam koc na trawie w cieniu i usiadłam na nim. Raven dosiadła się do mnie, a reszta natomiast postanowiła pograć w piłkę nożną. Rachel wyjęła książkę i zaczęła czytać. Ja natomiast postanowiłam jeszcze trochę pomedytować. Usiadłam po turecku, uniosłam się lekko nad ziemię i skupiona zaczęłam powtarzać „Azarath, Metrion, Zinthos". Trenowałam jakieś piętnaście minut, gdy nagle usłyszałam krzyki przyjaciół i... dostałam piłką w głowę. Z powodu, że siedziałam do nich tyłem, odwróciłam się powoli w ich stronę, uniosłam lekko brew i spytałam:

-Kogo to sprawka...?Wszyscy spojrzeli na Jarka, co też zrobiłam ja. Brat uśmiechnął się głupio jak zawsze, gdy coś nabroił. Westchnęłam i za pomocą mocy chlusnęłam go wodą po twarzy. Uśmiechnęłam się lekko.

-To był pierwszy i ostatni raz.. - powiedziałam nadal uśmiechnięta i wróciłam do medytowania, a reszta do meczu.Nawet się nie spostrzegłam jak minęły dwie godziny. Poczułam jak ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu. To był oczywiście Raito. Przerwałam moje dotychczasowe zajęcie i spojrzałam na niego. Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę co odwzajemnił.

-Nie jesteś głodna? - zapytał

-Troszeczkę – odparłam

-No to chodź – powiedział i poprowadził mnie na sąsiedni koc, gdzie wszyscy czekali na mnie bym do nich dołączyła i coś zjadła.Usiadłam pomiędzy Raito, a Destiny. Wszyscy zabraliśmy się za jedzenie przygotowanych wcześniej kanapek.Popołudnie minęło nam całkiem spokojnie. Nie było żadnego wezwania i mogliśmy relaksować się w promieniach słońca.

***

Następne dni niewiele różniły się od poprzednich. Wezwania na misje były rzadko, lecz Robin tak czy siak urządzał treningi. Nie dziwiłam mu się. Zło mogło zaatakować w każdej chwili. Codziennie miałam złe przeczucie, że przed moimi urodzinami coś się stanie i najwyraźniej tak będzie...


*******

Czyta to ktoś w ogóle? Nie za bardzo tego widać. Dajcie jakiś znak po sobie ;)


Młodzi tytani. Prawdziwa przyjaźń trwa wiecznie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz