8

339 46 13
                                    

Josh

Weekend zapowiadał się wspaniale. Już w sklepie, kiedy robiliśmy zakupy, wiedziałem, że to będzie kilka najlepszych dni od bardzo długiego czasu.

Niektórych ludzi zapewne mogłaby przerażać ilość alkoholu w naszym wózku, jednak postanowiliśmy się nie przejmować pytającymi spojrzeniami innych dorosłych w markecie. Udało mi się nawet pozostać obojętnym na zniesmaczone miny, kiedy przechodzący obok zauważali moją dłoń splecioną z tą Tylera.

Szliśmy z samego tyłu grupy, bo nic jeszcze nie powiedzieliśmy całej reszcie o nas. Sami chyba nie do końca wiedzieliśmy, jak nazwać naszą relację. Postanowiłem pozostać trzeźwy i zadać wieczorem brunetowi to jedno, ważne pytanie. Nie byłem pewny, co do niego czuję, ale coś z tyłu głowy podpowiadało, że bardzo mi na nim zależy i troszczę się o niego. Był wyjątkowy, to z całą pewnością. To dziwne uczucie w brzuchu, kiedy tylko o nim myślałem, sugerowało, że pora na zapytanie, czy chce być moim chłopakiem, nastąpiła. Miałem wrażenie, że on czuje to samo, ale cholernie bałem się odrzucenia. Narobienie sobie fałszywej nadziei na podstawie źle odczytanych intencji drugiego człowieka to jedna z najbardziej nieprzyjemnych rzeczy, jakie byłem w stanie teraz przywołać na myśl.

Starałem się odeprzeć te obawy i nie zatruwać sobie życia scenariuszami, które równie i dobrze mogły się nigdy nie wydarzyć. Miałem szczerą nadzieję na to, że to po prostu kolejny raz, kiedy za dużo myślę i analizuję wszystko. Takie coś już wiele razy miało miejsce w moim życiu, oby tym razem moje obawy również się nie sprawdziły. Nie chciałem mieć złamanego serca po raz kolejny. Przechodziłem przez to ostatnio i nie chciałem, aby ktokolwiek o tym nawet wspominał. Pora skupić się na wesołej stronie życia i odnaleźć ją na nowo, zanim znowu wpędzę się w niechęć do wstawania z łóżka czy też jedzenia, o wychodzeniu z domu nie wspominając.

- Halo, ziemia do Josha! Słyszysz ty nas w ogóle? Josh! - z zamyślenia wyrwał mnie niejaki Jorel Decker. Nie zauważyłem, kiedy zapłacili za zakupy i wyszliśmy ze sklepu. Gdyby nie Tyler ciągnący mnie za rękę, to pewnie stałbym gdzieś między półkami.
Czy to znaczy, że chłopaki to widzieli? Co za idiotyczne pytanie, przecież nie są ślepi. Skierowałem w końcu wzrok na przyjaciela, który przeniósł swoje spojrzenie z mojej twarzy na nie tylko moją dłoń. Uśmiechnął się przelotnie.
- Chyba się zamyśliłem...
- Chyba się domyśliłem - zaśmiał się, po czym zamknął załadowany zakupami bagażnik. - Miło, że do nas wróciłeś. Wsiadajcie i jedziemy!
Zająłem miejsce obok Josepha na tylnej kanapie i starałem się udawać, że nie widzę, jak J poruszył brwiami, kiedy spotkał mój wzrok w lusterku i był przekonany o tym, iż Tyler nie patrzy.  On jednak również to zauważył, zarumienił się w reakcji, więc ja mimowolnie zrobiłem to samo.

- Kto jeszcze tam będzie? - zapytał brunet.
- Kilku moich znajomych mieszkających w tej okolicy, Vanessa i dziewczyna Dave'a - odparł gospodarz.
- Czyli niedużo osób. To dobrze, nie lubię tłumów - Tylerowi wyraźnie ulżyło.
- Szczerze mówiąc to ja też nie. Szczególnie wtedy, kiedy musiałbym po nich sprzątać.

___________
Tyler

Jorel nie mieszkał daleko, więc droga do jego domu minęła nam na luźnej rozmowie o wszystkim i niczym.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, zostawiliśmy torby z rzeczami w jego pokoju i zabraliśmy się za ustawianie kubków na stole w ogrodzie. Nie było sensu wynosić jedzenia ani napojów, dopóki nie zjawiła się reszta towarzystwa, więc wszystko zanieśliśmy do kuchni.

Kiedy skończyliśmy ogarniać wszystko, wyszliśmy na werandę czekać na pozostałych, każdy z kubkiem świeżo zaparzonej kawy.
Jako pierwsi przyjechali Dylan, Jordon (który z jakiegoś powodu nie lubił swojego imienia i wolał być nazywany Charlie), Vanessa i Jenna, którą kojarzyłem ze szkoły, a dopiero dzisiaj dowiedziałem się, że jest dziewczyną Dave'a.

Około pół godziny po nich dotarła reszta, czyli Danny, Johnny, Matt i Anna , która musiała umknąć Jorelowi. Ciekawą rzeczą w wyglądzie ostatniej dziewczyny były jej włosy, w odcieniu różu niemal identycznym, co czupryna Josha.

Przenieśliśmy cały prowiant na zewnątrz, a Charlie bez większych problemów rozpalił ognisko. Dopiero kiedy byliśmy pewni, że płomień zaraz nie zgaśnie, otworzyliśmy pierwsze tego wieczoru piwa.

Rozejrzałem się po zebranych, mój wzrok najdłużej zatrzymał się na Joshu. Chłopak musiał poczuć moje spojrzenie, bo również popatrzył w moją stronę. Utrzymywaliśmy przez chwilę kontakt wzrokowy, stał jednak za daleko, abym mógł odczytać jakiekolwiek emocje z jego twarzy.

W jednej chwili pokonał dzielącą nas odległość.
- Musimy porozmawiać, chodźmy stąd - położył dłoń na moim ramieniu i skierował się na bok domu, jednocześnie pokazując, żebym poszedł za nim. Takie rzeczy nigdy nie brzmią zbyt dobrze.

- Więc, Tyler... Nie jestem za dobry w słowach, dlatego od razu przejdę do rzeczy - w jego słowach wyraźnie było słychać zdenerwowanie. Skinąłem głową na znak zrozumienia. - Zależy mi na tobie, nawet bardzo. W twoim towarzystwie czuję coś, czego jeszcze nigdy wcześniej nie odczuwałem. Wiem, że krótko się znamy, ale... Czy chciałbyś z-zostać m-moim chłopakiem? - przetarł dłonie o spodnie w geście zdenerwowania.
- Tak - odparłem cicho, z głową zwieszoną w dół. - Oczywiście, że tak - powtórzyłem, tym razem znacznie głośniej i spojrzałem w piękne oczy koloru mokki. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że o to pytasz!

Twarz chłopaka rozpromieniła się, a on sam zmniejszył dzielący nas dystans do minimum. Położył lewą dłoń na moim policzku, prawą ręką przyciągnął mnie w talii i złączył nasze usta w pełnym pasji pocałunku. Oparłem ręce o jego ramiona, następnie wplątałem swoje palce w jego włosy, chcąc trzymać go przy sobie najbliżej, jak to możliwe. Zamknąłem oczy, pragnąc zapamiętać jak najwięcej z tego momentu. Josh całował tak dobrze, a nasze usta poruszały się w idealnej synchronizacji. To wydawało się takie właściwe w swojej idealności, pomimo tego, że wciąż nie do końca wierzyłem w prawdziwość zdarzeń chwili obecnej.
Nie chciałem, aby ten moment kiedykolwiek dobiegł końca, jednak moje własne ciało zmusiło mnie do oderwania się od mojego chłopaka kiedy poczułem, że zaczyna mi brakować tlenu.

Pocałowałem go w policzek. Na jego piękną twarz wypłynął szczery uśmiech. Pochylił nieznacznie głowę, żeby oprzeć swoje czoło o moje. Skupiłem swoją uwagę na jego spojrzeniu, które zdawało się chcieć wyczytać wszystkie emocje z moich oczu i radosnym błysku w jego wzroku.

- Cieszę się, że cię mam... Mój chłopaku - powiedział, dobitnie podkreślając dwa ostatnie słowa.
- Również mnie to cieszy. Nie umiem nawet opisać, jak bardzo - uśmiechnąłem się najszerzej, jak potrafiłem. - Jeszcze miesiąc temu nie uwierzyłbym, że to w ogóle możliwe.
- Jesteś taki uroczy, Tyjo - pocałował mnie w nos i pogładził mój policzek zewnętrzną stroną swojej dłoni. Zachichotałem słysząc ten pseudonim.
- I kto to mówi Joshie, kto to mówi? - ostatni raz spojrzałem na jego twarz, zanim oparłem swoją o zagłębienie u podstawy jego szyi.

I think I lost my halo [joshler]| [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz