Rozdział 4

91 4 0
                                    

- Jo! Wstawaj, bo się spóźnisz do szkoły! - usłyszałam miły głos mojej mamy. Otworzyłam oczy, ale je szybko zamknęłam widząc jasność. Odwróciłam się i zakryłam się kołdrą. - Będziesz miała spóźnienie.

- Dobra, już wstaję - mruknęłam pod nosem.  "Jakoś" otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek na biurku. Siódma pięćdziesiąt. Od razu wstałam, bardzo mi zależało na pójście na pierwszą lekcję, lubię w-f.

Ubrałam dresy pod które ubrałam spodenki na w-f, aby spędzić mniej czasu w szatni. Na górę ubrałam jasnoturkusową luźną koszulkę. Umyłam się i uczesałam moje ciemne włosy w kitek. Wzięłam torbę spod drzwi mojego pokoju i poszłam do kuchni.

- No, jesteś. Masz tu kanapkę i leć do szkoły. Jest godzina ósma, więc się pośpiesz. - powiedziała mama dając mi pudełko z drugim śniadaniem... a raczej pierwszym, bo w domu nic nie zjadłam. I to był błąd.

Doszłam do szkoły i włożyłam torbę to szafki. Wzięłam czystą białą koszulkę i pobiegłam do szatni przy sali gimnastycznej. Przebrałam się i spojrzałam na zegar. Ósma piętnaście. No super. Weszłam do sali, a wszyscy skierowali wzrok na mnie.

- I kogo my tu mamy? Czyżbyś się spóźniła?-zapytał pan Libanwes, nauczyciel w-f'u i trener Szkolnej Drużyny Koszykówki.

Ignorując nauczyciela zajęłam ostatnią drabinkę i zaczęłam ćwiczenia. Kilka ćwiczeń rozciągających mięśnie nóg i przeszliśmy do gry. Graliśmy, aż dziwne, w siatkówkę. Emma i Clara wybierały składy. "Leo, Chris,Ann...". Czekałam, aż ktoś powie moje imię.

-Jo, chodź tu. Nie będziemy czekać- powiedziała Emma idąc z "naszą" drużyną zająć miejsca na sali.

Pięć minut gry i coś przerwało. Pan Libanwes zagwizdnął, aż wszyscy na raz stanęli na baczność.

-Jo!  Proszę do mnie! Reszta proszę kontynuować grę- powiedział dość donośnym głosem nauczyciel. Wyszłam z sali za nim- Idź się przebrać.

-Ale dlaczego?- zapytałam

-Nie pytaj tylko biegnij do szatnii!

Przebrałam się, wzięłam koszulkę i spodenki i wyszłam z szatni. Stanęłam przed ogromnymi szklanymi drzwiami na salę gimnastyczną. Pan Libanwes sędziował grę. Wydawało mi się, że o mnie zapomniał. Chciałam wejść na salę. Wyciągnęłam dłoń przed siebie i dotknęłam uchwytu. Stałam tak przez kilka sekund. Zdjęłam rękę i odwróciłam się tyłem do sali. Oparłam się o drzwi. Nie wiedziałam co robić. Usiadłam na ławce na korytarzu przy szatnii. Kilka minut później usłyszałam jakieś kroki.

-O! Już czekasz? Dlaczego nie przyszłaś od razu? - powiedziała dyrektorka.

- Pan Libanwes nie powiedział mi gdzie mam pójść. Miałam na niego czekać przed salą - odpowiedziałam grzecznie.

-No dobrze. To idź do sekretariatu, ja poinformuję pana Libanwes, że już poszłaś.

Nie wiedząc dlaczego zostałam wezwana do sekretariatu, poszłam tam. Zatrzymałam się przed drzwiami "strasznego pomieszczenia". Tak nazywają sekretariat uczniowie starszych klas. Nie wiem dlaczego. Rozejrzałam się wokół. Nikogo nie było. Spojrzałam na zegar wiszący na przeciwnej ścianie holu. Ósma trzydzieści. Może lepiej, jeśli zaczekam na dyrektorkę? Minęła sekunda, a z końca korytarzu usłyszałam kroki. Te same co przed minutą. Pani Jannyson. Spojrzałam na drzwi, potem na strój, który nadal trzymałam w dłoni, aż wreszcie na dyrektorkę.

- Wejdź - powiedziała otwierając mi drzwi.

Za drzwiami stało kilka osób elegandzko ubrani. Weszłam. Kazali mi usiąść obok starszego mężczyzny. Rozejrzałam się wokół. Dwóch starszych panów, trochę młodsza kobieta w marynarce, dyrektorka i... on? Na przeciwko mnie siedział Carl. Spojrzał na mnie, po jego oczach widać było lekkie zdziwienie. Mrugnął do mnie. Odwróciłam wzrok i spojrzałam ponownie na kobietę. Próbowałam przeczytać, co pisze na plakietce. Gdy rozszyfrowałam jej imię i nazwisko, inż. Bella Adamson, pan obok mnie podał mi jakieś kartki. To samo uczynił z Carlem. Potem wszyscy wstali i się pożegnali. Wyszli. Pani Jannyson kazała nam zostać.

- Powiem wam dokładnie o co chodzi. W związku z tym, iż oboje potraficie wspaniale grać na instrumentach, organizatorzy Wielkiej Imprezy Klasycznej postanowili poprosić was o uczestniczeniu w owej imprezie.

Co??? Spojrzałam ma kolegę, który nie wiem kiedy przesiadł się obok mnie. Był lekko zdziwiony.

- Mamy grać? - zapytałam dyrektorkę

- Owszem. Będziecie mieć koncert. Jeśli nie będziecie mogli, no to trudno. Czasem tak bywa - odpowiedziała kurpulentna kobieta w okrągłych okularach.

Dzwonek.

Wyszliśmy z sekretariatu. Spojrzałam na Carla, a on w tej samej chwili na mnie.

- Chcesz grać? - zapytałam niepewnie.

- Nie wiem co o tym myśleć - powiedział. Spojrzał na moje ręce - A gdzie masz strój na w-f?

- Zostawiłam u dyrki!!! - jednym ruchem odwróciłam się i pobiegłam w głąb korytarzu.

Gdy wróciłam Carla nie było. No cóż. Mogłam go przeprosić i potem pobiec, albo kazać mu zaczekać. Cóż, stało się jak stało. Podeszłam do szafki i schowałam strój. Wyjęłam z torby książki do chemii i poszłam do klasy.

Koniec. Ostatni dzwonek w tym dniu. Wyszłam ze szkoły. Piękna pogoda. Bezchmurne niebo, słońce grzeje, chyba z 30 stopni. Wiatru wogóle nie czuję. Poszłam do domu.

Myślałam cały czas o koledze. O Carlu. Nie podszedł do mnie po lekcjach.

----------------------------------

Cześć! Jak wam się podoba? Piszcie w komentarzach co sądzicie o tej historii. Liczę także na głosy.

Do napisania! Lilalinda

Przygody Jo [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz