Part 2

354 20 2
                                    

Jo

Nieważne, czy to będą jedynie kilka dni, czy więcej... Zajmij się nią jak najlepsza wolontariuszka, czy kim tam jesteś.

Jego słowa powtarzałam sobie za każdym razem gdy wchodziłam dom sali numer szesnaście gdzie na dwóch szpitalnych łóżkach leżał Aniołek i Królewna.

Od zabiegu Lily minął zaledwie dzień, lecz w czasie tych dwudziestu czterech godzin przekroczyłam próg sali już kilkukrotnie.

Mała blondynka z początku bardzo wystraszona i nieufna za sprawą Angel zdawała się być o wiele weselsza, przez co kontakt z nią stał się automatycznie łatwiejszy.

Sala numer szesnaście, zazwyczaj goszczona jedynie przeze mnie i Angel, już od dwóch godzin jest miejscem przesiadywania pani Hemmings, która już na samym początku dała mi do zrozumienia, że mam się do niej zwracać Liz.

-Babciu, zobacz!- Lily radośnie wskazywała na kartkę papieru, na której narysowała dla swojej babci domek i jakiegoś czarnego pieska. - Narysowałam nasz domek i Molly.- dodała dumnie, podając kobiecie rysunek.

Liz uśmiechnęła się czule, a na jej twarzy uwydatniły się niektóre zmarszczki świadczące o jej wieku.

-Pięknie, skarbie.- powiedziała, głaszcząc dziewczynkę po jej włosach. - A co narysowała Angel?- zapytała.

Dziewczynka niepewnie uniosła wzrok na Liz. Była nią onieśmielona, podobnie jak większością ludzi, przybywających w tym szpitalu, ale mimo to pokazała jej swój rysunek w całości wykonany czarną kredką.

Liz zmarszczyła zaskoczona brwi, widząc obrazek Aniołka.

-Kochanie, dlaczego nie użyłaś więcej kolorów?- dziwiła się kobieta.

Niekontrolowany uśmiech cisnął mi się na twarz, bo ja doskonale wiedziałam dlaczego ona tak robi.

Angel wzruszyła ramionami.

-Rysuję tylko kontury, bo nie chce mi się kolorować...zbyt dużo z tym pracy.- odparła, a Liz zdawała się odetchnąć z ulgą, ponieważ nie miało to żadnego podłoża psychicznego.

Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc, że Angel robi to samo, patrząc w moim kierunku, po czym ponownie wraca do swojej kartki aby dorysować coś jeszcze do swojego mini dzieła.

Dziewczynki zużyły już mnóstwo kartek, a każdy nowy rysunek ofiarowały Liz, pielęgniarką, które przychodziły co jakiś czas do sali albo nawet mnie. Jeden z rysunków Lily schowałam do kieszeni bluzy, uważając przy tym by się nie zniszczył. 

-Jo.- pani Ayla weszła do sali, uśmiechając się w stronę dziewczynek.

-Proszę pani!- pisnęły obie prawie równocześnie, machając rysunkami w jej stronę. - Mamy coś dla pani.- dodała podekscytowana Lily, wyciągając w stronę pielęgniarki rączkę, w której trzymała rysunek, tak samo jak jej towarzyszka obok.

Pani Ayla pochwaliła je obie za piękne obrazki, a następnie przyjęła je od nich, obiecując, że powiesi je na tablicy w pokoju pielęgniarek.

-Niedługo nie będzie miejsca na tej tablicy, tyle pięknych rysunków narysowałyście...- mówiła, odchodząc do wyjścia, lecz w między czasie wskazała mi na wyjście, dając jednocześnie do zrozumienia, że mam wyjść na korytarz.

Zaniepokojona zrobiłam to o co poprosiła. Przestraszyłam się, że coś się stało, ponieważ z reguły nigdy takie sytuacje się nie zdarzały, więc kiedy tylko stanęłam na korytarzu automatycznie zaczęłam gnieść ze stresu rąbek swojej bluzy.

Good girl l.h Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz