ROZDZIAŁ IV

72 13 2
                                    

Patrzyłam zafascynowana jak płomyki ognia tańczą na dłoni mojej siostry, ani odrobinę nie przypalając skóry. Czasem łączyły się w jeden, większy ognik, a następnie rozpadały na kilkanaście mniejszych. Po chwili Maggie zacisnęła pięść i całe światło zgasło.
Z niedowierzaniem patrzyłam na rękę siostry. To tylko wyobraźnia, prawda?
- Jak ty to... - udało mi się wykrztusić.
- Kiedy dowiedziałam się, że tak potrafię, jeszcze tego samego dnia uciekłam. Bałam się. Nie wiedziałam co mam robić, co myśleć o tych dokumentach i jak zapanować nad żywiołem nie robiąc nikomu krzywdy. A teraz, kiedy już wiesz... Musimy coś zrobić - westchnęła strapiona.
Przez chwilę stałyśmy w milczeniu. Nagle zwróciłam uwagę na lekko połyskujący, błękitny koralik zdobiący szyję mojej siostry.
- Co to jest? - dotknęłam naszyjnika. Był przyjemnie chłodny. - Nigdy go nie widziałam.
- Znalazłam go razem z dokumentami. Stwierdziłam, że może do czegoś służyć i nam się przyda. Mogę ci go dać jeśli chcesz - powiedziała, zawieszając mi go na szyi. Pewnie tylko mi się wydawało, ale lekko pulsował. Uśmiechnęłam się do niej.
- Dziękuję.
Chciałam jeszcze coś dodać, gdy nagle ziemią wstrząsnął wielki huk. Przestraszone odwróciłyśmy się szybko. Nasz stary dom był cały w płomieniach. Z okien wydobywały się długie języki ognia, wszędzie unosił się dym. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Maggie, ale usłyszałam krzyki:
- Tam są! Łapać je!
W naszą stronę biegło kilkudziesięciu uzbrojonych, ubranych na czarno mężczyzn. Mogłabym przysiąc, że pojawili się dosłownie znikąd. Spanikowane zaczęłyśmy uciekać, mimo to byłyśmy bez szans. Otoczyli nas. Kątem oka widziałam jak Maggie próbuje bezskutecznie stworzyć ogień. W tak ważnym momencie jej moc zawiodła. Straciłam nadzieję. Widziałam tylko połyskujące złowieszczo miecze i wycelowane w nas karabiny.

I kiedy myślałam, że to koniec, mój błękitny koralik rozbłysnął oślepiającym blaskiem, a następnie została tylko ciemność.

***

Słyszałam ptaki. Czułam delikatny powiew wiatru i ciepło grzejącego słońca. Czy tak wygląda śmierć? Czy wszystko skończyło się zanim poznałam swoje moce i dowiedziałam się kim są moi rodzice?
Jednak z jednej strony czułam ulgę. Nie czyhało już na mnie żadne niebezpieczeństwo, nikt mi nie zagrażał.
Kiedy otworzyłam oczy mój wzrok padł na rozległą dolinę, którą przecinała rzeka. Na horyzoncie wysokie szczyty gór niemalże dotykały nieba, a zbocza usiane były gęstym lasem. Obok mnie leżała Maggie. Dotknęłam jej ramienia.
- Maggie słyszysz mnie?
- Mhmm... - powoli odwrociła głowę w moją stronę. Miała potargane włosy i brudne ubranie. Ja z pewnością wyglądałam podobnie. - Gdzie jesteśmy?
- Nie wiem...
Usiadłam. Miałam obolałe plecy i lekko skaleczoną dłoń. Zaczęłam strzepywać z siebie piasek.
Kiedy ponownie spojrzałam na dolinę, zauważyłam grupę jeźdźców zmierzającą w naszą stronę. Mieli czarne stroje i byli uzbrojeni w miecze i łuki.
A może jeszcze nie umarłyśmy?
- Maggie, musimy się schować! - powiedziałam szybko i zaczęłam biec w stronę drzew. Moja siostra udała się za mną. Mam nadzieję że nas nie zauważyli.
Skryłyśmy się w pobliskiej jaskini. Nie była dość głęboka, ale musiała wystarczyć. Po kilku minutach usłyszałyśmy głosy:
- Jesteś pewien, że je tu widziałeś? - spytał ktoś z kpiną - Czy może jeszcze raz mam ci powtórzyć, że nie mamy zbyt wiele czasu?
- Nie, panie. Ale nie wydawało mi się - ten głos był cichszy, zdawało się że to podwładny owego "pana" - Jeżeli mnie moja moc nie myli. Mogę jeszcze raz się rozejrzeć.
Moc? Czyli nie tylko my jesteśmy takie? I czy powinnyśmy się tej mocy obawiać?
- Tylko szybko. Nie mamy całego dnia.
Przez chwilę panowała cisza. Nawet ptaki przestały śpiewać.
- Są tutaj. - Jak to? Przecież nas nie widać! - Schowały się w jaskini.
Zatkało nas. Spanikowane wybiegłyśmy na zewnątrz. I to był błąd.

Czekali na nas, dokładnie okrążając wyjście. Większość jeźdźców celowała do nas z łuków, inni trzymali miecze. Już drugi raz w ciągu tego dnia byłyśmy w tak beznadziejnej sytuacji.
Jeden z żołnierzy zsiadł ze swojego siwego wierzchowca i podszedł w naszą stronę. Jego koń poruszył się niespokojnie, ale został na miejscu.
Jeździec był kilka kroków od nas, kiedy Maggie wytworzyła w dłoniach ogień i rzuciła w jego stronę. Mężczyzna krzyknął, a spłoszony koń cofnął się o kilka kroków.
A może mamy jeszcze jakieś szanse na ucieczkę?
Moja siostra zaczęła rzucać ogniem w kolejnych jeźdźców. Wszyscy cofali się, chcąc uniknąć poparzenia. Szkoda, że nie miałam jeszcze mocy i nie mogłam jej pomóc.
W pewnym momencie jeden z mężczyzn zauważył, że nie walczę i tylko chowam się za siostrą. Zaczął biec w moją stronę. Przerażona, instynktownie wyciągnęłam przed siebie ręce, osłaniając twarz. Wtedy stało się coś dziwnego. Poczułam dziwny dreszcz w okolicach łopatek.

I w tym momencie objawiła się moja pierwsza moc.


Hejjj! Czy ktoś to w ogóle czyta?? Piszcie komentarze, to bardzo motywuje! ;3
Zostawiajcie też gwiazdki, jeżeli uzbiera się kilka dodam następny rozdział!!!
:]
Miłego dnia!

Tajemnica Dwóch ŚwiatówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz