ROZDZIAŁ VI

56 9 5
                                    

Nie wiem jak długo siedziałam z szeroko otwartymi oczami, patrząc na Caleba. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Do tej pory wszystko wydawało mi się nierealne, ale tego zupełnie się nie spodziewałam. Moja mama królową? Nie... na pewno nie. Gdyby tak było, z pewnością bym coś pamiętała. Szkoda, że nie ma ze mną Maggie... pewnie znalazłaby jakieś wytłumaczenie.

- Nic nie pamiętam... - odezwałam się w końcu - ale to pewnie nie ja... pewnie mnie z kimś pomyliłeś - dodałam cicho.
- Nie masz żadnych wspomnień, nic? - zapytał chłopak, wstając - W sumie lepiej dla ciebie, że tego nie pamiętasz. Wiele bym dał, żeby o tym zapomnieć - westchnął. - Zjedz coś, musimy ruszać w dalszą drogę.

Wydawał się przybity, ale nie chciałam dopytywać dlaczego. Na razie nie ufałam mu, nie wiedziałam czy mówi prawdę.
Wstałam z prowizorycznego posłania i zaczęłam pomagać mu pakować rzeczy. Mimo że nie darzyłam go zaufaniem, nie mogłam powiedzieć, że nie jestem mu ogromnie wdzięczna. W końcu uratował mi życie.
Po dłuższej chwili chłopak zapytał:
- A wiesz chociaż, jakie zwierzę jest twoim opiekunem? To mogłoby nam pomóc w podróży.
- Opiekunem??
- Widzę, że będę musiał ci opowiedzieć wszystko od początku - westchnął.

Wieczorem wyruszyliśmy w dalszą drogę. Cały czas podróżowaliśmy lasem, zatrzymując się tylko kilka razy, aby uzupełnić zapas wody. Nocą było tu niezwykle cicho, jedynymi odgłosami były nasze kroki i delikatny szum strumyka.
- Świat, w którym teraz jesteśmy, nazywa się Sahila - powiedział Caleb - Jest tu dużo lasów, takich jak ten, ale także morza i pustynie. Mieszkańcy Sahilii, Argowie, umieją przenosić się stąd do Ziemi i z powrotem. Każdy ma swojego Opiekuna - zwierzę, które chroni go, zjawia się kiedy jest on w potrzebie.
Nie każdy Arg włada mocami - tych, którzy to potrafią, nazywamy Uzdolnionymi. Najczęściej Uzdolnieni mają jedno dziedzictwo, ale zdarzają się osoby, które mają ich kilka - tak jak na przykład ja. Pozostali mieszkańcy Sahilii praktycznie niewiele różnią się od zwykłych ludzi zamieszkujących Ziemię.
Przez długi czas Sahila była spokojnym i obfitującym w dobra państwem. Sąsiednie państwa-światy nie miały złych zamiarów, razem z nią rozwijały się i wzajemnie ochraniały.
Jednak po pewnym czasie władca jednego ze światów - król Kreon - zbuntował się. Nie podobało mu się, że jego państwo jest równe innym. Pragnął podbić sojuszników, być panem całego wszechświata i przestał współpracować.
W tym czasie tron Sahilii objęła nowa, młoda para królewska. Po kilku latach urodziła się ich pierwsza, później druga córka. Wiedziano, że kiedyś księżniczki mogą posiąść potężne moce i cały kraj pragnął chronić je z całego serca. Wobec tego wszystkich bardzo martwiło zachowanie sąsiada, coraz bardziej zagrażał Sahilii.
Para królewska postanowiła zorganizować zebranie. Zaprosili wszystkich władców, łącznie z zaślepionym bogactwem i władzą królem Kreonem, chcąc załagodzić atmosferę.
Tego dnia wszyscy zgromadzili się, chcąc zaradzić problemowi.
Jednak ten dzień był początkiem największej tragedii w historii Sahilii.

Spojrzałam z ukosa na Caleba. Kiedy mówił, patrzył przed siebie i widać było, że ostatnie słowa wypowiedział z trudem. Jego czarne włosy wpadały mu do oczu. W tej chwili wydawało mi się, że skądś go znam. Nie chciałam mu jednak przerywać i słuchałam dalej:

- Kreon zażądał, aby wszyscy zebrani władcy oddali mu pokłon. Zagroził, że jeśli tego nie zrobią, zemści się. Nikt jednak na to nie przystał. Został wyśmiany. W gniewie wybiegł z sali, a następnie wbiegło kilkudziesięciu jego żołnierzy. Podłożyli ogień. Prawie nikt nie przeżył - chłopak spuścił głowę. - Ludzie mówią, że nasi król i królowa przeżyli. Ale nikt ich nie widział, a minęł już rok od tego wydarzenia. Wszyscy powoli tracą nadzieję...
- Nie rozumiem, skoro przeżyli to dlaczego mieliby się ukrywać? - przerwałam mu.
- Od roku Sahilą rządzi nie kto inny jak Kreon. I podobno więzi twoich rodziców.

***

Nie mogłam zasnąć. Wieczorem rozbiliśmy obóz, Caleb pewnie już spał, a ja patrywałam sie w bezchmurne niebo usiane gwiazdami. Nie dawała mi spokoju jedna rzecz. Chodziło o mnie i Maggie. Skoro cała ta sprawa wydarzyła się rok temu, niemożliwe jest, że jesteśmy córkami z rodziny królewskiej. Nie twierdzę,  że choć na chwilę w to uwierzyłam, ale dlaczego Caleb tak myśli? To trochę dziwne.
Przekręciłam się na drugi bok. Las byl ciemny, mroczny. Nagle na drugiej stronie polany zauważyłam wpatrującą się we mnie parę oczu. Wytrzymałam oddech. Z duszą na ramieniu okręciłam sie na druga stronę:
- Caleb, ratuj - szepnęłam spanikowana, budząc chłopaka - ktoś tam jest! - drżącą ręką wskazałam kierunek.
Chłopak zniknął i bezszelestnie wstał.
- Nie ruszaj się. W razie co skorzystaj z mocy.
Udało mi się tylko przytaknąć. Jak miałam użyć mocy? Przecież władałam nią tylko raz, do tego niezbyt umiejętnie. Zwyczajnie tego nie umiałam. Szkoda, że nie powiedziałam mu o tym wcześniej. Teraz na to raczej za późno.
Nie ruszałam sie z miejsca i w napięciu nasłuchiwalam jakichś odgłosów.
Kiedy byłam już przekonana, że Calebowi coś się stało, usłyszałam głos:
- Alice, chodź tutaj! Przedstawię ci mojego Opiekuna.

Tajemnica Dwóch ŚwiatówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz