Rozdział IV

45 9 30
                                    

Przez całą drogę trzymałem chłopaka za rękę, ale sam się cały trzęsłem ze zdenerwowania. Zamknąłem oczy i powoli zasypiałem. Nagle samochód zahamował i uderzyłem twarzą w siedzenie kierowcy.

-Co do...-przetarłem oczy zdezorientowany.

-Mamy chyba problem-powiedział Ashton i wszyscy spojrzeliśmy na niego.

-Mówisz, że jest jakaś epidemia martwych ludzi, którzy sobie przypomnieli, że nie skasowali historii w przeglądarce i wstali z grobu, my aktualnie uciekamy z nieprzytomnym chłopakiem, który nawet nie wiemy czy żyje, a ty mówisz, że mamy problem? Poważnie?-sarkastycznie skomentowałem.

-Przymknij się Luke. Chodzi mi o jego brata, mówiłeś, że został w domu. Sam.

-Cholera-powiedzieliśmy z Calumem w tej samej chwili i przybiliśmy sobie piątkę.

-Chłopaki!-zdenerwował się blondyn.

-Napisałem do niego esemesa, że Mike będzie jutro-powiedziałem spokojnie.

-No i super, szkoda tylko, że jednak jutro raczej go nie będzie-mruknął Hood.

Podrapałem się po głowie i westchnąłem. Byłem ostatnią osobą, która się z nim widziała, będę głównym podejrzanym, ale muszę wziąć winę na siebie. Ponownie wyciągnąłem telefon z kieszeni chłopaka i wybrałem numer Toma.

-Co robisz?-spytał Ash.

-Muszę mu powiedzieć prawdę, będą się o niego martwili.

-A ciebie wpakują do więzienia, kiedy dowiedzą się, że nie udzieliłeś mu pomocy i teoretycznie go porwałeś-powiedział chłopak mrużąc oczy.

-Ja? To wasz cholerny pomysł i jesteście w tym ze mną-warknąłem.

-Nieistotne-mruknął Calum.

Przewróciłem oczami i zadzwoniłem do Toma. Jeden sygnał... drugi...zero odpowiedzi. Już miałem przerwać połączenie, gdy usłyszałem głos. Nie był to jednak głos chłopca, był to głęboki, męski głos.

-Halo? Jest Tom?-spytałem przestraszony.

-Kim pan jest?-odezwał się nieznajomy.

-Ja...ee. Jestem znajomym i...Chciałem powiedzieć, że jego brat wróci za kilka dni.

-Nie!-krzyknął mężczyzna, na co prawie upuściłem telefon.-Tu nie jest bezpiecznie. Tom i jego mama są teraz w innym miejscu, jeśli jesteście bezpieczni, zostańcie tam gdzie jesteście. Nie martwcie się o nich.

Obcy facet mówi, że są w innym miejscu i mamy się o nich nie martwić, oczywiście, przecież to takie logiczne.

-Kurde-mruknąłem i oparłem głowę na siedzeniu.

-Co jest?

-Nie ma ich, odebrał jakiś mężczyzna i mówi, że są bezpieczni-jęknąłem bezsilnie.

-To dobrze, co nie? Jeden kłopot z głowy-powiedział spokojnie Ashton.

Nie miałem siły się z nim kłócić. Oparłem się na ramieniu Michaela i zasnąłem.

***

-Luke, wstawaj. Jesteśmy na miejscu.-Calum potrząsnął moim ramieniem.

Otworzyłem oczy zaspany i zdezorientowany. Nie wiedziałem, co tu robię, ale spojrzałem na nadal nieprzytomnego chłopaka i wszystkie wspomnienia wróciły. Jęknąłem, mając nadzieję, że to tylko sen. Niestety, wszystko działo się na prawdę. Wysiadłem z samochodu i ujrzałem dom jednego z chłopaków.

stitches | luke x michaelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz