Rozdział VII

52 8 11
                                    

Zapraszam również na moje fanfiction he lost control z Ashtonem (znajdziecie na moim profilu) ;---) 

__

Obudził mnie przeszywający wzrok, wpatrujący się we mnie od kilku minut. Otworzyłem powoli oczy i uniosłem głowę, nad którą pochylał się brunet.

-Próbowałeś mnie obudzić siłą umysłu? Wow, Calum, jesteś genialny-mruknąłem z ironią i przetarłem zaspane oczy.

-Nie-bąknął zmieszany-Chciałem cię oryginalnie obudzić, ale nie zdążyłem. Wiesz, coś kreatywniejszego niż oblanie wodą czy włożenie ręki do ciepłej wody-zaśmiał się.

-Nie musisz mi tego wypominać-oburzyłem się przypominając sobie piątą klasę.

-Czego? Tego, że posikałeś się w gacie?-zachichotał, a ja zmierzyłem go wzrokiem, po czym cisnąłem poduszką.

Kątem oka zauważyłem śmiejącego się Michaela i z całych sił starałem się nie zrobić czerwony.

Chłopcy mieli spakowane walizki. Byli już ubrani i tylko ja stałem w piżamie. Spojrzałem pytająco na Hooda.

-Mówiliśmy, że zmieniamy miejscówkę-wzruszył ramionami i wcisnął mi w rękę torbę z moimi rzeczami.

Wszystko działo się tak szybko, że powoli się gubiłem. Dali mi dwie minuty na przebranie się, a sami czekali przy wyjściu. Nie zadawałem żadnych pytań, bo wiedziałem, że i tak ich nie przekonam do zostania tutaj. Mike najwyraźniej myślał o tym samym, bo przez cały czas milczał.

Kiedy byłem już gotowy bez słowa wyszliśmy na zewnątrz. Było po dziesiątej, słońce było za chmurami i wiał delikatny wiatr, a ja już żałowałem, że narzuciłem na siebie tylko cienką kurtkę.

Po chwili siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy w stronę naszego nowego "domu" jak to powiedział Ashton. Zadupie Caluma było niczym w porównaniu do zadupia, na którym właśnie się znajdowaliśmy. Poruszaliśmy się po wąskiej, piaszczystej drodze, która ledwo mieściła nasze auto. Ciągle najeżdżaliśmy na jakieś kamienie, przez co mój żołądek robił co chwilę salto.

-Cóż za prosta droga-prychnął sarkastycznie czerwonowłosy-Czy większego odludzia nie mogliście wybrać?

-Przykro mi, panie nic-mi-nie-pasuje, ale chyba nie myślałeś, że dostaniemy się tam przez centrum, które tak jakby jest bez przejazdu-powiedział zirytowany Ashton i delikatnie zacisnął zęby.

Chłopak tylko fuknął i resztę drogi spędził w milczeniu. Mam wrażenie, że oni się nie zaprzyjaźnią.

Zamknąłem oczy i starałem się, w miarę możliwości, miło spędzić resztę drogi. Brunet najwyraźniej wyczuł napiętą atmosferę i włączył radio. W duchu podziękowałem mu za to, bo do samego końca nikt nie odezwał się słowem.

Nie wiem ile czasu minęło, ale musiałem na chwilę odlecieć, bo gdy się ocknąłem byliśmy na miejscu. A raczej tak wywnioskowałem po tym, że się zatrzymaliśmy, bo okolica nie wskazywała na to, że to miał być nasz schron, no chyba, że mieli zamiar mieszkać w lesie.

-Wychodźcie, jesteśmy-mruknął blondyn i zamknął drzwi, kiedy wyszliśmy z samochodu.-Musimy zostawić tu samochód, żeby nie ryzykować.

-Ryzykować? Czego?-spojrzałem na niego zaskoczony.

-Że ktoś nas znajdzie, idioto. Rusz czasem tym czymś, co masz pod czaszką-przewrócił oczami i teatralnie puknął się w głowę.

Zrobiłem oburzoną minę, ale nie chciałem kontynuować kłótni. Wyszliśmy spomiędzy drzew i zobaczyłem wysoki budynek. W tamtej chwili zrobiło mi się niedobrze.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 25, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

stitches | luke x michaelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz