Rozdział VI

51 8 19
                                    

Luke

Chodziłem zdenerwowany po całym pomieszczeniu. Nie dawała mi spokoju myśl, że chłopak gdzieś tam jest i może mu się coś stać. Chłopaki siedzieli jakby nigdy nic i totalnie olali to, że Michael jest w niebezpieczeństwie. Ledwo powstrzymywałem się od naskoczenia na nich, ale wiem, że nie mogli go zatrzymać. W końcu jest dorosły i może robić co chce, prawda? Jednak ta myśl ciągle mnie dręczyła.

Po kilku minutach chodzenia od jednego końca pokoju do drugiego postanowiłem działać. Chwyciłem za kurtkę i odwróciłem się w stronę wyjścia.

-A ty się gdzieś wybierasz?-odwrócił się Hood i zmierzył mnie wzrokiem.

-Nie wiem jak wy, ale nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie i czekać na najgorsze, muszę go znaleźć-powiedziałem zarzucając ubranie na siebie.

-Luke, słuchaj. Michael wydaje się być rozważny... no dobra, może to złe określenie, ale nic mu nie będzie. Pewnie dawno jest już w domu, a ty wyjdziesz na idiotę-mruknął Ashton nie odrywając wzroku od książki.

-Trudno, pójdę sam. Nie potrzebuje waszej pomocy-odburknąłem i w milczeniu wyszedłem.

Nie próbowali mnie powstrzymywać, ale może to dobrze, nie będę musiał się z nimi użerać. Wyszedłem na zewnątrz, powietrze było chłodne i zaczynało się ściemniać. Próbując sobie przypomnieć drogę, odwróciłem się w poszukiwaniu wyjścia. Nie zajęło mi to bardzo długo, bo już po chwili byłem na środku ulicy. Było zupełnie pusto. Szedłem przed siebie nerwowo się rozglądając i nasłuchując każdego podejrzanego dźwięku. Teraz każde trzaśnięcie sprawiało, że włos mi się jeżył na głowie. Kiedy przeszedłem kilka metrów wgłąb ulicy zauważyłem policyjny radiowóz. Podszedłem bliżej, aby dokładniej mu się przyjrzeć. W środku nie było nikogo, a przednia szyba była lekko stłuczona, jakby ktoś w nią uderzył. Obejrzałem auto z każdej strony, ale nie dostrzegłem niczego podejrzanego, więc poszedłem dalej. Idąc coraz mniej pewnym krokiem usłyszałem głos, jakby krzyk. Coś mi podpowiadało, że ktoś ma kłopoty. Skręciłem w uliczkę, z której dochodziły podejrzane dźwięki. Kiedy powoli się zbliżyłem ujrzałem postać, klęczała na chodniku kurczowo zaciskając rękę na kostce. Wywnioskowałem, że to mężczyzna.

-Przepraszam, nic panu nie jest?-zapytałem nieśmiało.

Był odwrócony do mnie plecami, nie mogłem zobaczyć jego twarzy. Słysząc mój głos gwałtownie się odwrócił i podniósł się z ziemi, sycząc z bólu.

-Mi nic, ale ktoś inny jest w niebezpieczeństwie-powiedział masując napuchniętą kostkę.

-To znaczy?

-Czerwonowłosy chłopiec utknął z NIMI za tą uliczką, nie mogłem nic zrobić-powiedział z grymasem na twarzy.

-Michael...-jęknąłem cicho.

-Znasz go?-zaciekawił się mężczyzna.

Dopiero teraz zwróciłem uwagę na jego policyjny mundur, a ten radiowóz na pewno był jego.

Nie byłem w stanie mu odpowiedzieć, więc czym prędzej pognałem w stronę miejsca, które wskazał mundurowy. Kiedy minąłem zakręt zobaczyłem chłopaka leżącego na ziemi, kilka metrów od niego stały dwie przerażające postacie, które powoli się do niego zbliżały. Zakryłem usta ręką, aby powstrzymać się od krzyknięcia.

-Cholera-mruknął Mike.

Przez chwilę stałem sparaliżowany, nie widząc co robić. Kiedy oprzytomniałem sięgnąłem po pierwszą lepszą rzecz, którą okazała się pokrywa śmietnika. Wspaniale, na pewno coś mi to da.

stitches | luke x michaelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz