Starałam się nie myśleć w narastającym we mnie poczuciu winy, złości i bólu. Przez lata nauczyłam się chować i kontrolować uczucia. Zawsze przybierałam fałszywą maskę by być w ten sposób silniejsza. Na pozór wydawałam się być ponura, przerażająca, skryta. W środku jednak miałam chaos, nie potrafię tego inaczej określić.
Teraz jednak miałam ochotę płakać. Widziałam na własne oczy śmierć mojej prawdziwej mamy i siostry. Został mi tylko Nico (nie licząc rodziny, z którą mieszkałam po ucieczce z Tartaru. Nie chcę wspominać ich i czasu, który z nimi spędziłam.), mój mały braciszek kochający piratów i grę Magię i Mit. Teraz kiedy na niego patrzyłam widziałam siebie. Bardzo mnie to zaniepokoiło bo widać było jak bardzo się zmienił przez te lata. Coś musiało go naprawdę skrzywdzić, Nico musiał wiele przejść.
Chciałam podbiec do niego i go przytulić. Leżał wraz z resztą przybyłych herosów i utkwił swój nienawisty wzrok we mnie. Gdyby nie to, że starałam się kontrolować, już dawno spuściłabym głowę i rozpłakała. Patrzyłam jednak w jego oczy swoim obojętnym wyrazem twarzy. Odwróciłam się na pięcie zostawiając go za sobą, tak jakby był nikim ważnym. Podniosłam jego miecz, który leżał na ziemi. Był taki sam jak ten, który dostałam od Aresa. Bóg wojny myślał, że spodoba mi się to, że ja i mój brat będziemy mieli miecze wykute z tego samego stygijskiego żelaza. Mimo to patrzyłam na mój miecz z lekkim niepokojem. Tak jakby do mnie nie pasował, czułam, że nie jest mój.
Odwróciłam się do leżących na ziemi przybyszy i zmierzyłam ich wzrokiem. Postawiłam ich obok siebie, jeden obok drugiego bym mogła ich lepiej widzieć, a oni mnie. Wszyscy mieli lekko zaniepokojene miny, oprócz Nica, który był naburmuszony. Postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Właśnie chciałam coś powiedzieć kiedy nagle chłopak, o oczach koloru morza i czarnych włosach przemówił:
- No więc zabrałaś naszą broń i sprawiłaś dotknięciem, że nie możemy się ruszać. - zauważył. Kiwnęłam głową na znak zgody, oraz by kontynuował. - Czy możesz mi powiedzieć czy już zawsze będę leżał?
- Percy! - zawołała dziewczyna siedzącą obok niego. To Annabeth. Przewróciła oczy z poirytowania. - Jesteśmy tu z misją - zwróciła się do mnie.
Uniosłam dłoń by ją uciszyć. Nie ma sensu udawać, że nie wiem o co chodzi. Chcę się stąd wydostać więc będziemy potrzebowali siebie nawzajem. Trudno było mi zaakceptować to, że będę musiała obdarzyć ich w pewien sposób zaufaniem. Był tu jednak mój brat, a jemu ufałam bezgranicznie. Znałam też przeszłość tych herosów. Obserwowałam ich cały czas, toteż wiem o nich tyle co oni sami, a nawet i więcej. Czuję więź i z nimi.
Annabeth zdziwiło, że przerwałam jej w pół zdania. Zanim zaczęła znów się tłumaczyć postanowiłam podjąć rozmowę i zacząć moją grę.
- Wiem kim jesteście i po co tu jesteście. - spojrzałam na nich po kolei i wskazywałam na każdego palec. - Ty jesteś Leo Valdez, ty Piper McClean, Annabeth Chase, Percy Jackson, ty jesteś Frank Zhang, Hazel Levesque, a ty... - zawachałam się na chwilę kiedy wskazałam palcem na ostatniego herosa, skulonego obok Hazel. - Ty jesteś Nico di Angelo.
Wszyscy spoglądali na mnie podejrzliwie. Mówiłam więc dalej.
- Macie misje, jednak nie widzę dokładnie na czym polega. Tą kwestię zostawimy jednak na później. - machnęłam niedbale ręką jakbym odganiała muchę i przeszłam do innego tematu. - Bo widzicie wiem o was sporo. Wiem, że przysłała was tu Atena, która jest przekonana, że wam pomogę. - specjalnie podkreśliłam słowo "przekonana". Jeden z półbogów chyba to zauważył bo zwrócił mi uwagę:
- Czyli pomożesz nam? - to był Leo Valdez. No tak, to ten wielce irytujący i wiecznie szczęśliwy chłopiec. No może nie zawsze szczęśliwy. W tej kwestii jest podobny do mnie. On także zasłania swoje prawdziwe uczucia tylko, że w nieco inny sposób. On by nie pokazać swego smutku, żartuje i się śmieje. Ja chcąc nie pokazać swoich uczuć, robię się ponura, poważna i surowa.
Spiorunowałam go wzrokiem, a byłam w tym dobra.
- Tego nie powiedziałam i nigdy się nie dowiesz dopóki nie dasz mi skończyć. - wycedziłam. Chłopak przestraszył się nie na żarty. - Potrzebujecie mnie do waszej misji, ale i ja was potrzebuję.
Wszyscy zwrócili swoje zaciekawione twarze ku mnie.
- Pomogę wam jeżeli spełnicie moje trzy proste zadania.
Leo gwizdnął pod nosem i westchnął teatralnie. Piper chciała go chyba porozumiewawczo szturchnąć łokciem ale nie była w stanie, ponieważ miala dalej odrętwiałe mięśnie. Poruszyła się więc tylko niezdarnie i skrzywiła z bólu.
- Co to za zadania? - zapytał chłopak w blond włosach. Jason.
- Wszystko po kolei. - uspokoiłam go i zagwizdałam donośnie. Po chwili obok nas przeleciał czarny kłąb cienia i uformował się w potężnego kruka, który zaskrzeczał przerażająco.
- D-Dobry kanarek. - powiedział Leo piskliwym głosem.
- Absol zaniesie nas do mojego domu. Narazie nie jesteście w stanie się poruszać ale to minie. - zapewniłam.
Absol pomógł mi przewieszać na jego grzbiet bezwładne ciała półbogów. Na końcu usadowiłam się na kruku i wzbiłam delikatnie w powietrze. Zadawałam sobie bowiem sprawę, że pasażerowie mogą z łatwością spaść. Musiałam więc ułożyć ich w kupę i trzymać tak by nie ześlizgiwali się z ptaka. Nie byliśmy daleko od mojej chatki więc podróż na Absolu była dość krótka. Im to jednak odpowiadało, nie wyglądali na półbogów lubiących przejażdżki na wielkich, strasznych krukach stworzonych z mroku. Mogłabym równie dobrze przenieść nas cieniem ale obiecałam sobie, że będę się oszczędzać.
Kiedy wszyscy znaleźliśmy się już w moim domu kazałam usiąść gościom na kanapach. Tym razem mogli zrobić to sami ponieważ skurcze po uderzeniach powoli mijały. Wszyscy patrzyli na mnie w skupieniu jakby chcieli odgadnąć kim jestem i czy stanowię problem dla ich misji. Nie ufali mi, wiedzieli jednak, że jestem ich jedyną deską ratunku. Po chwili ciszy odezwał się Jason.
- Mówiłaś coś o zadaniach, które mamy dla ciebie wykonać?
Przytaknęłam potwierdzająco głową. Zbliżyłam się do szafki z moją kolekcją magicznych piór. Zaczęłam bawić się nerwowo piórkami.
- Trzy zadania. Nie mniej i nie więcej. Jeżeli wykonacie je - pomogę wam.
Wyczułam jak wszyscy w pomieszczeniu napinają mięśnie w gotowości.
- Waszym pierwszym zadaniem będzie odpowiedź na moje pytanie.
Wszyscy spojrzeli nerwowo na Annabeth. Jako, że jest córką Ateny - bogini mądrości, uważa się, że na najróżniejsze pomysły, odpowiednie strategie dobrane do sytuacji, oraz wiedzę. W tym zadaniu zapewne herosi liczyli na nią.
- Jak zapewne wiecie jestem herosem tak jak i wy. Co oznacza, że jednym z moich rodziców jest śmiertelnik, a drugim rodzicem jest bóg lub bogini. Moje pytanie brzmi: kto jest moim boskim rodzicem?
Wszyscy spojrzeli po sobie z niepewnym wyrazem twarzy. Leo gwizdnął donośle i klasnął w obie dłonie. Annabeth zacisnęła usta i zmarszczyła brwi w zamyśleniu. Wszystkie pary oczu spoglądały na mnie i muszę przyznać, że mnie to poszło. Zestresowana rzuciłam tylko: "Macie czas do wieczora." i wyszłam z pomieszczenia.
CZYTASZ
CÓRKA HADESA - Misja
FanfictionDni spędzone na wyspie Nel są policzone. Zgodnie z obietnicami bogów otrzyma pomoc od herosów. Ucieczka z wyspy jednak będzie nielada wyzwaniem, a nie jest to jedyne zadanie postawione przed herosami. Mają do odegrania ważną misję, jednak opuszczeni...