SZEŚĆ

9 1 0
                                    

Rano ktoś mnie bezustannie szturchał, ale nie reagowałem, za dobrze mi się spało. Po chwili poczułem kilka bolących plaskaczów na policzkach. Otworzyłem lekko zaspane oczy i palnąłem największą głupotę.

-Mamusiu, jeszcze pięć minutek, nie spóźnię się do szkoły.

-Haha! Chyba coś Ci się pomyliło kochany, nie jestem twoją mamą i jak narazie nie planuje mieć dzieci!- mówił wycierając oczy od łez i nadal chichotał.

-Oj, już przestań Jack, każdemu się może zdarzyć! Nie chcę Ci przypominać co ty robiłeś przez sen,kiedy byliśmy młodsi.

-Okej, okej! Już jestem spokojny, chodź ze mną, Melka woła na śniadanie.. I chce z Tobą pogadać.

-Co znowu? Wiecznie Jeff! Przyczepcie się ludzie kogoś innego!-marudziłem, kierując się w stronę drzwi.

-Eee..Jeffrey

-Czego?

-Radziłbym Ci ubrać jakąś koszulkę czy coś -Jack podrapał się po głowie.

-Co tam pieprzysz pod nosem?

-Żebyś coś na siebie włożył! Co ty głuchy jesteś?

-Aha..co na przykład?-nie wiem czy zdawałem sobie z tego sprawę, ale robiłem z niego idiotę.

-Koszulkę? Ubierz na siebie reklamówkę, wiesz? Ubieraj się do cholery, a nie rób z siebie idioty! O co on się wścieka? Ja tylko robię sobie jaja, a i tak się okazało, że idiotą jestem ja. Chwyciłem pierwszy lepszy t-shirt i razem z Jackiem zbiegliśmy na dół gdzie zajęliśmy miejsce przy stole. Na przeciwko mnie siedział Slendi, gapił się, przygryzając dolną wargę. Czy on jest tym co myślę? Jak ja przeżyję dzisiejszy dzień? Jeszcze czegoś chce ode mnie Mela.

-Jeff, mogę Cię prosić?- świetnie!-posłuchaj mnie, czy to ty pomalowałeś zewnętrza ścianę domu?

-Że co? Ja nie mam takich chorych pomysłów! Na twoim miejscu miałbym oko na Proxy-zmierzyłem groźnym wzrokiem wspólników Slendera.

-Chcesz mi powiedzieć, że Masky, Hoodie i Ticy Toby są winni?

-Tak przypuszczam, oni są tacy genialni-machnąłem ręką i wróciłem do pokoju.

*******

Przez cały dzień siedziałem albo leżałem, próbowałem jakoś zabić panującą nudę. Na dworze lało , więc nie było nawet mowy o wyjściu. Podrzucałem nóż w górę, starając się złapać go za końcówkę, zsuwałem się z łóżka na ziemię i z powrotem wchodziłem, te wszystkie zabawy były do kitu. Gdyby była tu teraz Melka zapewne by powiedziała, że mam poczytać jakąś ciekawą książkę, albo żebym szedł do Bena pograć na jego konsoli. Problem z tym, że w książkach nie było żadnych ciekawych, a gierki Bena typu Superman czy inne badziewia mnie nie interesują.

-Mogę wejść?-zza drzwi wychyliła się Jane.

-Jasne, nie krępuj się.

-Chciałam Cię przeprosić za to, że Ci wcześniej nie wybaczyłam, to co? Zgoda?- wyciągnęła do mnie rękę i promiennie się uśmiechnęła.

-Spoko-podałem jej swoją dłoń i pociągnąłem w swoją stronę, straciła równowagę na swoich czarnych szpilkach i wylądowała na moich kolanach, delikatnie dotykając moich ust. Spojrzała mi w oczy zaskoczona i przyssała się jak pijawka, nasze pocałunki były coraz bardziej namiętne. Ściągnęła ze mnie bluzkę i muskała ustami moją klatkę, zjeżdżając do brzucha, czuje, że tej nocy się wiele wydarzy.

Proszę o gwiazdeczki! Przepraszam za błędy. Życzę miłej nocki ❤❤

Go To Sleep_Idź SpaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz