rozdział 6

193 10 2
                                    

Na samą myśl, że zostało mi pięć dni z Dawidem chciało mi się płakać. Tym bardziej że trzeci dzień z siedmiu spędzamy w szpitalu na badaniach. Kwiatkowski mówi, że tak będzie lepiej jeśli zrobią mi wszystkie potrzebne badania, aby po powrocie do Sopotu było wszystko w porządku. Nie chcę znowu zemdleć przy nim, nie chcę marnować mu dni urlopu. W końcu miał wypocząć a nie przejmować się mną.

Wtedy byłam trochę głupia bo nie zauważałam, że wokalistka poprzez opiekę i troskę okazuje mi coś więcej niż kumpel/przyjaciel. Może już wtedy coś do mnie poczuł? Być może chciał się o mnie martwić i opiekować. Chciał udowodnić jak bardzo mu zależy?

Kiedy się obudziłam obok mojego łóżka stał lekarz z dobrą i złą wiadomością. Nie byłam pewna co chcę wiedzieć najpierw, postanowiłam razem z Dawidem, że lepiej będzie jeśli zdecyduje się na tą złą wiadomość.

- Dobrze Zuziu, więc zła wiadomość jest taka, że lepiej będzie jeśli zgolisz włosy. - lekarz wpatrzony w moją zbladniałą twarz posmutniał.

Wiedział, że tego nie chcę, że boję się tego jak będę wyglądała. Jednak wolałam sobie ulżyć i zgodziłam się.

- Zuzia, musisz wiedzieć, że pokochałem te twoje cieniutkie włosy. Będzie mi ich brakować, ale pamiętaj, że i tak zawsze będziesz piękna. Z włosami czy bez, to nie ma znaczenia. - powiedziała mi Kwiatkowski z uśmiechem na twarzy.

- Naprawdę? Nie będzie Ci przykro? - spytałam zaniepokojona.

- Tak, naprawdę. Przykro będzie mi wtedy kiedy będziesz się męczyła. - puścił mi lekko oczko.

Pocieszyło mnie to.

- Dobrze, teraz dobra wiadomość. Jutro będziesz mogła wyjść ze szpitala.

Nawet nie wiecie jak bardzo się ucieszyłam. Odrazu spojrzałam na Dawida, on znów spojrzał na mnie. Już wiedziałam, że jest szczęśliwy razem ze mną. Jego uśmiech od ucha do ucha mógł nawet pozwolić zapomnieć choć na chwilę, że umieram, że zaraz będę prawie łysa. Wtedy się tym nie przejmowałam, w końcu dla wokalisty to nie miało znaczenia czy mam włosy czy nie. Za to między innymi go pokochałam.

Kilka minut później po usłyszeniu dobrej wiadomości przyszła po mnie pielęgniarka, którą nieco polubiłam.

- Zuza, jesteś gotowa? - zagadnęła mnie.

- Tak, nie będą strasznie krótkie? - zaczęłam się bać.

- Nie, obiecuje Ci. Będą piękne.

Poszłam więc za nią. Szłyśmy przez długi jasny korytarz w którym wisiały rysunki chorych dzieci. Coraz bardziej zaczęłam myśleć o śmierci. Jak to jest gdy się odchodzi? Czy to boli? Czy trafie do nieba? To było gorsze od ścinania włosów.
Ta świadomość, że się umiera.

- A więc na chłopaka. - zarechotała cicho pielęgniarka.

Raz... dwa... trzy... i już nie było odwrotu. Byłam łysa, nie dosłownie ale tak się czułam dotykając czubka głowy. Głowy, która wydawała mi się łysa. Nie wierzę, że się z tego śmieje! Kurde, ja serio czuje się jak Pazdan na boisku. Ja to Pazdan, moje życie to bramka a guz to piłka. To pewien rodzaj gry. Chodzi mi głównie o to, że jeśli piłka (w moim przypadku guz) trafi do bramki (można powiedzieć, że to moje tak jakby życie) to oznacza, że umrę a jeśli Pazdan (znaczy ja) spudłuje to wygram mecz i przeżyje. Czaicie? Wymyśliłam to teraz, na szybko. Chociaż raz zagram mecz, hahaha :D
Dla Was może być to przykre, ale dla mnie to już raczej przestało mieć znaczenie. No bo wiecie jeśli wiecie że umieracie no to po co być przygnębionym do końca życia? To nie miałoby sensu.

Godzinę później wróciłam na salę, już bez włosów.

- Wow, Zuza pasują Ci te włosy. - ucieszył się Kwiatkowski.

- Naprawdę Ci się podobają? - zagadnęłam go z ciekawości.

- Tak. - potwierdził swoją wypowiedź uśmiechając się do mnie.

Minęło nam już połowę dnia a nic z Dawidem praktycznie nie zrobiliśmy i mało rozmawialiśmy.

- Dawid nie boisz się, że kiedy wyjdę ze szpitala mogę w każdej chwili umrzeć?

- Nie boję się, że umrzesz. Boję się, że umierając będziesz bała się co jest po drugiej stronie, wolę żebyś myślała o nas. O tym co ze mną przeżyłaś. - zaczęły napływać go łzy.

- To miłe, nie wiedziałam, że tego chcesz. - uśmiechnęłam się do niego.

- Jutro lepiej spędzimy czas, zaplanowałem wyjście do kina. - oznajmił mi Kwiatkowski.

- Okej, jestem za. Dawno nie byłam w kinie.

Po naszej rozmowie poszłam na badania. Po nich miałam wiedzieć czy wyjde ze szpitala. Było to dla mnie bardzo ważne, miałam nadzieję, że nie będę musiała dłużej tu siedzieć.

Po zrobieniu badań miał przyjść do mnie lekarz i powiedzieć czy mogę jutro wyjść.

Półgodziny później był już na sali lekarz.

- Zuzia, mam dobre wieści. Możesz wyjść ze szpitala, ponieważ jak narazie wszystko jest w  porządku.

- Czyli później będzie źle i umrę? - zrozumiałam, że tak już ma być i nie mogę tego zmienić.

Kiedy to powiedziałam na twarzy Dawida zginął uśmiech. Zaczęły lecieć mu łzy po czym wyszedł szybkim krokiem z sali, abym nie musiała na to patrzeć. Widać było, że jest mu z tego powodu bardzo przykro. Zrozumiał, że naprawdę umieram.

- Jeszcze masz dużo czasu, nie przejmuj się jesteś młodą, piękną dziewczyną. - pocieszył mnie lekarz.

Przypomniałam sobie wtedy o kolejnych spędzonych dniach z wokalistą. Odrazu poprawił mi się humor.

Za oknem było już ciemno. Na salach świeciły się światła, jakoś szybko chciało mi się dzisiaj spać. Umyłam się, przebrałam w ciepłą piżame i położyłam się spać.
Szybko udało mi się zasnąć.

******************************

Co ja mogę powiedzieć? Jest kolejny rozdział, który zajął mi nie wiem jakim cudem 2 dni. Ciężko mi się go pisało, nie wiedziałam czy dobrze robie, że Zuzia jest w takim stanie. Mam nadzieję, że podoba Wam się i zapraszam do czytania następnego!

♡·♡·♡·♡·♡·♡·♡·♡·♡·♡·♡·♡·♡·♡

Kocham Was!


Tydzień Na Miłość ~ Dawid Kwiatkowski ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz