rozdział 7

131 7 0
                                    

4 dzień paktu

Wstałam wcześnie rano, aby przygotować się do wypisu. Nie chciałam nikomu mówić, ale w ten piękny ciepły i słoneczny dzień znów zaczęła boleć mnie głowa. Czułam się fatalnie tym bardziej wiedząc o tym, że Dawid wczoraj mnie zostawił bez słowa pożegnania. Bolało mnie to lecz przestałam się tym przejmować po dłuższym czasie wpatrywania się w moją upch aną walizkę z ciuchami, których ledwo co używałam. Po spakowaniu wszystkich moich rzeczy nie czekając na Dawida planowałam sama pojechać do hotelu. Myliłam się jednak, ponieważ chwilę po tym w drzwiach sali pojawił się Kwiatkowski. Czyli jednak nie olał mnie, ucieszyłam się. Nadal nie zapomniałam o obiecanym wypadzie do kina.

- Zuzia, misiu wybacz mi za wczorajszą sytuację. - wydusił z lekko zachrypniętym głosem w moją stronę ledwo na mnie spoglądając.

- Już myślałam, że dałeś sobie ze mną spokój i wróciłeś do domu. - poczułam, że staje się purpurowa.

- Nigdy w życiu, obiecałem Ci, że Cię nie zostawię bez względu na wszystko. - wyjaśnił mi Dawid.

- Dziękuję. - tylko tyle umiałam z siebie wydusić.

- Jeśli jesteś już spakowana możemy jechać di hotelu... - wokalista nie dokończył bo zdążyłam mu przerwać.

- nie mieliśmy jechać do kina?

- nie dałaś mi dokończyć... kontynuując pojedziemy najpierw do hotelu zawieść twoją walizkę, abyś nic nie dźwigała potem dopiero pójdziemy do kina. - skoczył z uśmiechem na twarzy.

Kiedy skończył mi tłumaczyć, zaczęłam ubierać się do wyjścia. Byłam gotowa spędzić 4 dzień z Dawidem, poprawiało mi to humor.

Kilka minut później byłam już przed szpitalem, modliłam się żebym nie musiała tu już wracać ale to było nie do wykonania, ponieważ miałam odejść. Postanowiłam, że odejdę ale w fajny sposób. Nie miałam jeszcze żadnego planu ale miałam nadzieję, że Kwiatkowski nasunie mi jakiś ciekawy pomysł, aby zaskoczyć ŚWIAT!
W szybkim tempie ruszyliśmy do samochodu, aby nie zmoczyć moich walizek. Wsiadłam i ruszyliśmy. Minęła chwila i byliśmy już przed ogromnymi drzwiami hotelu, które otwierały się dzięki pomocy wysokiego pana. Zakładam, że to jest jego zawód. Weszłam do środka razem z chłopakiem, od razu ruszyłam w stronę pokoju. Na drodze napotkałam panią, która obserwowała mnie bacznym wzrokiem idąc do pokoju. Przyznam, czułam się wtedy dość niekomfortowo.

- Zuzia może pójść z Tobą do pokoju?

- Nie Dawid, nie trzeba.

- Na pewno?

- Tak, aż tak się o mnie boisz?

- Można tak powiedzieć.

- Wiesz, że nie musisz.

- Jestem wtedy bardziej spokojny.

- Okej to chodź, do pokoju.

Aby nie wzbudzać w nim zbyt dużego niepokoju wzięłam go ze sobą. Widziałam w jego oczach strach, który zaczął się kiedy trafiłam do szpitala a on zdał sobie sprawę, że niedługo mnie zabraknie... nie zobaczy mnie już, po prostu umrę i tyle. Nie wiem po co to wszystko. Na początku kiedy pojechałam na koncert i wygrałam ten "specjalny" konkurs i przyjechałam aż do Sopotu, wierzyłam, że ten czas spędzony z Dawidem będzie wart naszego czasu. Teraz jednak żałuję, bo właśnie marnuję jego czas no w końcu i tak to co z nim przeżyję pójdzie w niepamięć bo umrę. I po co mu to? Teraz powinnam leżeć we własnym, ciepłym domu obok mojego kochanego psa, który wabi się Szarpi. Mam go od niemalże dzieciństwa i nigdy mimo wszystko nie zamierzałam go odstąpić na krok, zawsze go zabierałam wszędzie. Kocham go jak własnego brata, on to też raczej odwzajemnia. Zachowuje się wobec mnie jak członek rodziny. Co jak co ale psy to najlepsi przyjaciele człowieka, więc kim dla mnie jest Szarpi? Czymś czego nie można wyrazić słowami... Ja pierdole, co ja gadam? To chyba przez te leki przeciwbólowe, które podali mi jeszcze w szpitalu. Chcę spędzić każdą wolną chwilę z wokalistą ale boję się... hymm tak właściwie sama nie wiem czego się boję. Boję się straconego czasu? To niedorzeczne. Niech mnie ktoś obudzi z tego cholernego snu bo ja nie dam sobie rady. Na prawdę chcę go rozkochać, żeby już zawsze był mój, ale czy to takie proste jak mi się wydaje? Nie sądzę.

- To jak Zuziu, jesteś już gotowa? - zapytał z ciekawskim spojrzeniem wywracając oczami, które uwielbiałam.

- No... nie do końca wiesz. - trochę przesadziłam z tonem w moim piskliwym głosie, ale to wyszło samoczynnie.

- Wyrobisz się w 10 minut? - patrzył na mnie z miną pieska.

- Jasne daj mi chwilkę. - zachichotałam lekko pod nosem tak, aby mnie nie usłyszał.

Tydzień Na Miłość ~ Dawid Kwiatkowski ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz