Była druga trzydzieści w nocy, kiedy dzwonek telefonu głucho odbił się od ścian pokoju skutecznie mnie budząc. Niechętnie uchyliłem ociężałe powieki, policzek jeszcze bardziej wtulając w miękką poduszkę aby złapać resztki minionego snu. Mój organizm boleśnie zaprotestował wstawaniu o tak barbarzyńskiej godzinie.
Sięgnąłem po służbowy telefon leżący na szafce nocnej i odebrałem, nie patrząc nawet na wyświetlacz. Usiadłem na łóżku.
- Halo? - rzuciłem zaspanym głosem, dłonią szybko tłumiąc ziewnięcie. Nie chciałem w żadnym razie wypaść nieprofesjonalnie.
- Mr. A... Andrju Duda? - usłyszałem w słuchawce miękki, przyjemnie głęboki i delikatnie zachrypnięty głos z dobrze słyszalnym, amerykańskim akcentem. W tej samej sekundzie przez moje plecy przesunął się przyjemny dreszcz. Poczułem, że krótkie włosy na karku delikatnie się zjeżyły. Od razu się ożywiłem, otrząsając z resztek senności.
Dobrze znałem ten głos.
Donald Trump.
Serce podskoczyło mi do gardła. Szybko wstałem z łóżka i zupełnie ignorując porannego powstańca w szerokich bokserkach (który i tak cholernie przeszkadzał!) wyszedłem z pokoju wprost na ciemny, opustoszały korytarz. Nie chciałem budzić rozmową mojej żony, Agaty, z którą dzieliłem łóżko.
Od razu przestawiłem się na język angielski, starając się brzmieć jak najbardziej profesjonalnie. Nieco zbyt sztywno usiadłem w fotelu w salonie, ale nie zwróciłem na to większej uwagi.
- Tak, o co chodzi? - zapytałem, udając że zupełnie nie mam pojęcia z kim rozmawiam, choć miałem ochotę zachowywać się jak nastolatka, której robi się mokro na widok Justina Biebera. Spotkał mnie przecież taki zaszczyt!
- Tu Donald Trump... Dzwonię żeby osobiście podziękować panu za gratulacje, które dostałem w związku z moim wyborem na czterdziestego piątego prezydenta Stanów Zjednoczonych - zaczął oficjalnie, a ja skromnie się uśmiechnąłem, mimo że mężczyzna nie mógł tego widzieć. A szkoda...
- Nie ma za co. To naprawdę nic takiego i jeszcze raz gra...
- Chciałbym też osobiście poinformować, że duży udział w moim zwycięstwie miała Polonia w Ameryce - przerwał mi nagle, a ja mimowolnie zagryzłem wargę. Ta zaborczość, władczość i pewność siebie sprawiła, że dziwnie zakręciło mi się w głowie. Podobało mi się to uczucie, ale szybko je od siebie odrzuciłem. Nie mogłem się rozpraszać.
- Polacy zawsze dokonują dobrych wyborów - rzuciłem niby od niechcenia, chcąc odrobinę mu pochlebić. Dopiero po chwili zorientowałem się, jak głupie to było; pewnie każdy prezydent wręcz wchodził mu w dupę, aby tylko być lepiej postrzeganym przez takiego kogoś jak sam Trump. Co mogłem ja jeden, przywódca tak mało znaczącego kraju jakim jest Polska? Ta rozmowa była dla niego zapewne tylko przykrą formalnością. Ta świadomość nieprzyjemnie mnie uderzyła, poczułem jak mój żołądek się skręca.
- Owszem. Dlatego też chciałem zaprosić pana do Ameryki, niedługo po moim zaprzysiężeniu, które będzie miało miejsce za dwa miesiące - zaczął ostrożnie, a ja tępo wgapiłem się w kominek, w którym ogień już dawno wygasł. Został tylko nieprzyjemny chłód.
On... zaprasza mnie do siebie?
Nie odezwałem się.
- Chciałbym omówić sprawę wiz dla Polaków, a także poinformować, że skoro mniej więcej dogadałem się już z Vladimirem Putinem, moglibyśmy razem negocjować odzyskanie Tupolewa - dodał jeszcze, co zapewne miało przyśpieszyć moją decyzję.
Wstrzymałem oddech.
Razem. Negocjować. Razem.
Brzmi jak bajka.
- Oczywiście, że się pojawię. To... sprawa bardzo bliska sercu każdego Polaka... - plątał mi się język. Nie wiedziałem co powiedzieć i jak dobrać słowa. Natłok myśli kotłował się w mojej głowie, doprowadzając do tępego bólu gdzieś w skroni.
- To nagroda za głosy oddane na mnie - sprostował Trump. Zapewne nie chciał, abym odebrał ten gest jako symbol sympatii. - Miło mi będzie pana gościć. Do zobaczenia - dodał pośpiesznie i zanim zdążyłem odpowiedzieć rozłączył się.
Siedziałem nieruchomo, wbijając pusty wzrok w skąpaną w mroku nocy ścianę. Uderzyła mnie nagła fala gorąca, na wskutek której ciężko oparłem się o oparcie fotela. Zmarszczyłem brwi i na chwilę zacisnąłem powieki, aby potem jeszcze raz je otworzyć. Zastanawiałem się, czy nie jest to jakiś chory rodzaj snu.
Nie mogłem uwierzyć, że sam Donald Trump postanowił gościć mnie w Ameryce, nawet jeśli chodziło o sprawy służbowe. O co mu chodziło? Dlaczego tak nagle wyskoczył z tym Tupolewem? I co najważniejsze, dlaczego to, że był tak stanowczy, oschły i władczy imponowało mi najbardziej?
________
OK, JA WIEM ŻE TO JEST RAK, JA MAM RAKA (TO ZNACZY GORĄCZKĘ, PRZEZ KTÓRĄ TO COŚ POWSTAŁO XD) ALE NIE BIJCIE
I wiem, że miałam pisać "Mój brat jest gejem!", ale nie mogłam się powstrzymać, kiedy wpadłam na tak genialny pomysł jak Trump x Duda
Oczywiście to tylko prolog, kopalnia rakowiska dopiero się zacznie, więc kto lubi takie klimaciki, zachęcam :> tym bardziej, że rozdziały nie będą długie i żmudne, nienawidzę takich XD
Dlatego też jeśli pojawią się odczucia typu: "no jasne, tak wygląda rozmowa dwóch prezydentów yhyhy", to pamiętajcie, że właśnie dla mnie miało to tak wyglądać - żeby było śmieszniej XD
Pomysł jest w 100% mój, wpadłam na niego widząc wiadomości o tym, że Trump rzeczywiście zaprosił Dudę do USA. Tak to jest, jak jest się chorym i czyta się super wiadomości ze świata
Nie polecam
CZYTASZ
Melancholijne noce Donalda i Andrzeja.
FanfictionJeden telefon, jedna krótka obietnica, zbyt wiele emocji. Ile Andrzej Duda, pełniący zaszczytną funkcję prezydenta Polski jest w stanie zrobić dla Donalda Trumpa, prezydenta USA w zamian za odzyskanie owianego sławą Tupolewa? Powyższe opowiadanie p...