Rozdział 1: Pierwsze zagrożenie.

5.6K 338 482
                                    



Od pamiętnej rozmowy z Trumpem stałem się odrobinę bardziej nerwowy. Nie mogłem doczekać się mojego wyjazdu do Stanów i spotkania z mężczyzną; przyłapywałem się nawet na tym, że marzyłem o usłyszeniu na żywo jego głębokiego, ciepłego głosu. To  było coraz bardziej przerażające.

Sytuacja w USA jednak nie układała się pomyślnie zarówno dla Donalda jak i dla mnie. Coraz głośniejszy stawał się incydent, w którym jeden z elektorów uznał, że nie zagłosuje zgodnie z wolą narodu i odda swój głos na Hilary Clinton. 

Hmm... O ile się nie mylę, miał na imię Christopher Suprun. Biorąc pod uwagę fakt, że chyba jeszcze nie zdążył podburzyć reszty elektorów, mamy jeszcze czas. Kolegium Elektorskie zbierze się 19 grudnia, więc miałem nadzieję że tydzień wystarczy, aby przekonać Donalda do załatwienia sprawy pokojowo.

I wtrącenia gościa do łagru. Mogę nawet podpisać odpowiednie skierowanie na dodatkowe dziesięć lat prac w kopalniach.

Poprawiłem krawat, aby wyglądać jak najkorzystniej i rzuciłem wzrokiem na tego przystojniaka po drugiej stronie lustra. Zrobiłem uwodzicielską minę, przeczesując palcami włosy. Właśnie w taki sposób powinienem powitać Donalda, kiedy już zawitam w Ameryce. 

- Andrzejku? - drgnąłem, słysząc głos mojej żony i odwróciłem się w jej stronę.  Była jeszcze w szlafroku, z rozczochranymi włosami i rozmytymi resztkami makijażu oczu z poprzedniego dnia.

W tym samym momencie szczerze przyznałem przed samym sobą, że obecnie wolałbym stanąć oko w oko z bazyliszkiem niż widzieć ją w takim stanie rano.

- Tak? - zapytałem, ubierając buty, nakładając płaszcz i łapiąc w dłoń dużą, czarną teczkę. Dopiero wtedy zwróciłem na nią większą uwagę, podchodząc bliżej.

- Gapiłeś się na swoje odbicie w lustrze przez dłuższy czas. Myślałam, że coś się stało - rzuciła, a ja nachyliłem się do niej, aby szybko pocałować ją w usta.

- Podziwiałem swoją urodę - wyjaśniłem krótko, prostując się. - Miłego dnia - dodałem jeszcze i szybko wyszedłem z domu, jak aktor najwyższej klasy udając że się śpieszę.

Idąc chodnikiem poczułem, że trącam coś nogą. Spojrzałem w dół i zobaczyłem kamień owinięty zwykłą kartką papieru. Uniosłem brwi w górę. No tak, pewnie jakiś działacz KOD'u nie potrafił nawet go dorzucić i wybić mi okna jak każdy cywilizowany facet.

Z ciężkim westchnięciem odwinąłem kartkę i przesunąłem wzrokiem po liście, zapełnionym koślawym, ledwo czytelnym charakterem pisma.

"Koham twoje oczy

Twoje usta

I twój podbrudek terz.


Cichy wielbiciel, niepoprawny romantyk i nieśmiały wariat,

B. K."


Uniosłem brwi w górę. Nigdzie nie było wzmianki, czy ten list jest do mojego psa, kucharki, czy też żony, toteż niespecjalnie się nim przejąłem. Zapewne był to tylko niezbyt udany żart, zrobiony zapewne przez jakiegoś początkującego śmieszka. Dlatego też zmiąłem kartkę w dłoni i wyrzuciłem ją za siebie, prosto w jakieś krzaki.

Wtedy jeszcze niestety nie wiedziałem, że w tych krzakach czaiło się na mnie o wiele gorsze niebezpieczeństwo.

Wsiadłem do samochodu, w którym czekał na mnie mój szofer. Zapiąłem pasy i przeciągle ziewnąłem, jak przystało na wieśniaka, którym byłem całym sercem. Przetarłem lekko jeszcze klejące się oczy, zerkając na zegarek. Była szósta rano.

- Jedźmy, nie chcę tracić czasu. Czeka mnie ciężki dzień, razem z Wielkim Imperatorem Jarosławem K. będziemy walczyć z rebelią KOD-owców - rzuciłem niechętnie, spoglądając za okno samochodu. Mój szofer bez słowa zaczął cofać, aby wyjechać z podjazdu.

- A właśnie, szefie. Przyjechałem tutaj zaledwie pół godzinki temu i niedaleko bramy kręcił się jakiś gruby facet w masce konia na głowie. Chciałem go złapać i wybadać o co chodzi, ale kiedy mnie zobaczył, czmychnął w jakieś krzaki wręcz z kocią gracją, więc go nie goniłem. Nie wiesz o co może chodzić? - zapytał, a ja spojrzałem na niego, mocno marszcząc swoje brwi. Zabrzmiało to niepokojąco. 

A jeśli połączyć to z listem, który znalazłem dziś na podwórku...

- Pewnie jakiś wysłaniec tego no... Alimenciarza, wiesz. Kijowskiego - machnąłem niedbale ręką. - Najwyżej bardziej zmobilizuję moją ochronę, żeby nie było żadnych przypałów.

Szofer skinął głową, a ja wbiłem wzrok w przesuwający się krajobraz za oknem samochodu. Niepokój jednak pozostał, silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Coś czułem, że czekały mnie naprawdę ciężkie dni...


____

DOBRA, NAPISAŁAM XD ale z baardzo dużym opóźnieniem. Nie miałam za bardzo czasu na zajmowanie się pisaniem rozdziałów (nawet tak krótkich jak Melancholijne Noce), a kiedy czas się znalazł, nie miałam weny.

Poza tym nie wiedziałam jak poprowadzić fabułę, dopiero 19 grudnia elektorzy wybierają w USA prezydenta USA, a przy obecnej sytuacji wcale nie jest w 100% pewne, czy Donaldowi Trumpowi uda się wygrać. Wolałam się dostosować do sytuacji politycznej, dlatego trochę inaczej rozwinęłam fabułę :')

Na święta pewnie dostaniecie i "Mój brat jest gejem!" i "Melancholijne noce". A przynajmniej się postaram.

Indżoj! <3




Melancholijne noce Donalda i Andrzeja.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz