Miałem wrażenie, że droga do Białego Domu była krótsza, niż w rzeczywistości. Nie wiedziałem, czy była to wina obcego otoczenia, które zawzięcie obserwowałem przez okno samochodu, czy dobrego towarzystwa, w którym przyszło mi spędzić podróż.
Trump okazał się być całkiem dobrym kompanem do rozmów, nawet jeśli przez całą drogę wymienialiśmy tylko niewiele znaczące i jeszcze mniej wnoszące do naszego życia uwagi. Jedynym negatywnym skutkiem tej podróży było moje poczucie męskości, które mocno podupadło przez jazdę w towarzystwie Donalda.
Z wiadomych przyczyn.
Wysiadłem z samochodu, który zaparkował na podjeździe przed Białym Domem. Mojej uwadze nie umknęło, że willa była wręcz otoczona ochroniarzami i monitorowana przez kamery, które uchwyciłem kątem oka. Brakowało jeszcze snajperów na dachach i mielibyśmy piękny komplecik.
Donald podchwycił mój zaskoczony, pytający wzrok. Wzruszył ramionami i przez pierwsze kilka sekund milczał.
- To przez protesty przeciwko mnie. Musiałem zwiększyć liczbę ochroniarzy, aby czuć się bezpiecznie. Ludzie mają to do siebie, że są jeszcze mniej przewidywalni niż zwierzęta; nigdy nie wiadomo, co strzeli im do głowy - podzielił się ze mną swoimi przemyśleniami, a ja ze zrozumieniem pokiwałem głową. No proszę, gość gada prawie jak filozof.
Prawie, jakoś jego słowa mnie nie wzruszyły.
Ale po jego wypowiedzi można wywnioskować, że wygląda na to, że nawet w Stanach mają coś na wzór naszego, polskiego KOD'u! Może jeszcze nie jesteśmy aż tak zaściankowi? Zaczyna się moda na protesty w "obronie" demokracji. Reprezentatywnym strojem tego lata będzie cosplay Statuy Wolności.
- Jest aż tak źle? - zapytałem z czystej grzeczności, wchodząc za nim do Białego Domu i uważnie się rozglądając. Przepych budynku sprawił, że aż zakręciło mi się w głowie, a ciśnienie zapewne skoczyło na grubo ponad dwieście.
- Nie każdy demokratycznie wybrany prezydent jest ulubieńcem wszystkich - rzucił wymijająco, a ja chwilowo się zawahałem.
- Wiem co masz na myśli - odparłem cicho, z pewnym zakłopotaniem. Skłamałbym, gdybym powiedział, że sytuacja w Polsce mnie nie dobija.
Właśnie wtedy poczułem łączącą nas nić porozumienia.
Weszliśmy do przestronnego i jasnego pokoju. Za zaproszeniem Trumpa usiadłem przy niewielkim stoliku, w głębokim miękkim fotelu. Donald usiadł naprzeciwko mnie, prosząc całkiem ładną pokojówkę o kawę i dobre ciasto dla nas. Na mężczyznę spojrzałem dopiero, kiedy kobieta wyszła. Lekko się do niego nachyliłem.
- Więc, poruszając sprawę wiz dla Polaków, sądzę że... - zacząłem, ale Trump przerwał mi niedbałym machnięciem dłoni.
- Dajmy na razie spokój z politycznymi tematami. Będziemy mieli na to jeszcze czas - rzucił spokojnie, widocznie się odprężając. Wyciągnął nogi do przodu, zakładając jedną na drugą.
Posłałem mu zaskoczone spojrzenie i lekko uniosłem brwi w górę.
- Czy nie po to tu właśnie przyjechałem? - zapytałem niepewnie, zerkając na pokojówkę, która przyniosła nam na tacy filiżanki z kawą i talerzyki z jakimś bliżej nieokreślonym ciastem.
- Nie - odparł swobodnie. - Skoro jestem już prezydentem, mogę wykorzystać to, co oferuje mi ta pozycja. Robimy imprezę.
...
Odchrząknąłem kilka razy.
- Ale przepraszam, że co? - zapytałem kulturalnie, patrząc na niego tak, jak się patrzy na wariata onanizującego się na środku ulicy do kosza na śmieci.
CZYTASZ
Melancholijne noce Donalda i Andrzeja.
FanfictionJeden telefon, jedna krótka obietnica, zbyt wiele emocji. Ile Andrzej Duda, pełniący zaszczytną funkcję prezydenta Polski jest w stanie zrobić dla Donalda Trumpa, prezydenta USA w zamian za odzyskanie owianego sławą Tupolewa? Powyższe opowiadanie p...