3. "Miłe" odwiedziny

786 83 2
                                    

  Wszedłem do domu zmarnowany jak nigdy. Najchętniej zostałbym w domu do końca tygodnia, a nawet i miesiąca.
  — Co dziś tak wcześnie? — spytała mama na mój widok.
  Sam mogłem zadać jej takie pytanie. Powinna być o tej godzinie jeszcze w pracy.
  — Jakoś tak... — wymamrotałem.
  — Co tak dziwnie mówisz? Jesteś chory?
  — A nie widać? — Wszedłem do kuchni, gdzie urzędowała moja rodzicielka. Wyjąłem z szafki szklankę, by wlać sobie trochę wody. Drapało mnie niemiłosiernie w gardle.
  Mama przyjrzała mi się uważnie, po czym przyłożyła dłoń do mojego czoła.
  — Masz temperaturę — stwierdziła i podeszła do szafki, w której znajdują się leki. Wyjęła termometr i mi go wręczyła. — Siadaj i zmierz sobie temperaturę — rozkzała. — Jak zwykle chory przez swoją głupotę. Za bardzo się wdałeś w ojca.
  Niechętnie wykonałem jej polecenie. Zacząłem się zatanawiać, czemu tak nagle wspomniała o tacie. Dawno nie poruszaliśmy w domu jego tematu.
  Nagle urządzenie zaczęło wydawać ten irytujący dźwięk. Sprawdziłem wynik i podałem go mamie, a ta westchnęła głośno i chwyciła czajnik. Zapaliła palnik kuchenki i postawiła go na nim.
  — To przez to, że wczoraj wróciłeś taki mokry i czapki nie nosisz. — I zaczęła swoją litanię. Ile ja razy muszę słyszeć te jej monologi o ciepłym ubieraniu? — Zaraz dam ci leki, a ty idź do łóżka. Przez najbliższe kilka dni zostajesz w domu — oznajmiła.

  Mama nafaszerowała mnie jakimiś syropami i innymi specyfikami. Oczywiście kazała mi iść spać i odpoczywać. Było mi to na rękę, bo naprawdę byłem zmęczony. Z zaśnięciem był jednak problem, gdyż nie jest łatwo usnąć przy zapchanym nosie. Podniosłem się do siadu i położyłem poduszkę w rogu łóżka, przy ścianie. Chwyciłem leżący na parapecie przy łóżku telefon, którego nigdy nie zabierałem ze sobą do szkoły. Akurat w momencie, gdy chwyciłem go w dłoń, dostałem wiadomość. Oparłem się o poduszkę i odblokowałem telefon. Wiadomość była od Hinaty. Czasami żałowałem, że podałem mu swój e-mail.

17:59
Od: Shouyou
Wiesz kto jutro przyjeżdża??

18:00
Od: Shouyou
Kageyama?

18:00
Od: Shouyou
TOBIO!

18:05
Co? Nie jestem maszyną do odpisywania

18:06
Od: Shouyou
Całe sześć minut zajęło ci odpianie

18:06
Od: Shouyou
Odpisanie*

18:08
Daj mi spokój

18:09
Od: Shouyou

Jutro przyjeżdza Kuroo i Kenma!

18:10
Po co

18:11
Od: Shouyou
Nie wiem. Mają wolny dzień.
Oni to maja dobrze T_T

18:13
Od: Shouyou
Mamy cała drużyną z nimi iść na karaoke. Będziesz mogł się popisać.

18:15
Czym niby?

18:16
Od:Shouyou
Słyszałem jak podśpiewywałeś sobie pod nosem ^^ Nie jest tak źle

18:19
Kiedy?!

18:20
Od: Shouyou
Nieważne. Pa! Do jutra!

18:24
Na mnie nie liczcie. Pa.

  Odkryłem przykryte do tej pory nogi. Było mi zbyt gorąco, a głowa pulsowała z bólu. Wyłączyłem drażniący ekran telefonu i rzuciłem go obok siebie na pościel. Nie na długo się z nim jednak rozstałem, gdyż zawibrował on dosłownie sekundę później. Myślałem, że to ponownie Hinata, ale okazało się, że to zaproszenie do grona znajomych na popularnym w naszej szkole portalu społecznościowym. Mało kto mnie zapraszał. Prawie nikt nie wiedział o istnieniu mojego konta. Duże zaskoczenie przeżyłem, gdy ujrzałem zdjęcie tej nowej dziewczyny. Po nazwisku bym nie poznał, ale jej blada cera i charakterystyczny pieprzyk na policzku ułatwiały sprawę. Momentalnie odżyłem i zacząłem się zastanawiać nad zaakceptowaniem zaproszenia. Po krótkim namyśle to zrobiłem.
 

***

  Jak to musi wyglądać, kiedy w twoim domu jest ponad dziesięciu twoich znajomych lub "znajomych" i wszyscy znajdują się w twoim pokoju? Co najmniej dziwnie.
  Otóż Hinata wpadł na genialny pomysł odwiedzenia chorego Kageyamy i zanim wybrali się na na te całe karaoke, postanowili wpaść na soczek... dosłownie.
  — Jak się czujesz, Kageyama? — spytał Daichi, kiedy już zwlokłem się z łóżka.
  Byłem zły na mamę, że wzięła sobie wolne, aby się mną zająć. Nie byłem mały. Do tego wpuściła taką gromadę ludzi do mojego pokoju.
  — Może być — mruknąłem.
  — Szkoda, że z nami nie pójdziesz, Tobio. Co nie Kenma? — Kuroo szturchnął w ramię zapatrzonego w swoją konsolę chłopaka, a ten mruknął coś chcąc, aby czarnowłosy dał mu spokój. — Kto wie, może by tam kogoś odstraszył, gdyby wszystkie stoliki były zajęte.
  — Nie pozwalaj sobie — warknąłem. — Dla ciebie jestem Kageyama.
  Byłem niezadowolony z całej tej sytuacji i chyba nie powinno to nikogo dziwić.
  — Oj, nie czepiaj się szczegółów, stary — odparł kapitan Nekomy.
  W moim pokoju panował hałas i harmider. Jedynie Tsukishima słuchający muzyki i Kenma grający w jedną ze swoich gierek, siedzieli cicho.
  — Ej, chłopaki! — Na środku pokoju stanął nagle Sugawara. — Dajmy może Tobio spokój. Zobaczcie, wyglada jak siedem nieszczęść. — Wskazał na mnie. — A do tego robi się późno.
  Wszyscy obecni przyznali srebrnowłosemu rację i w jednej chwili zaczęli się wynosić. Pierwszy przy drzwiach był Tsukishima. Nie dziwiłem się temu, bo podono zaciągnęli go do mojego domu przekupstwem. Nie dowiedziałem się jednak czego użyli, a mogło to by być przydatne.

  Następnego dnia mama poszła do pracy po moich namowach. Powróciła jednak do domu z wielkim hałasem. Była mocno wkurzona.
  — Ja nie wiem co oni sobie wyobrażają! Jak zwykle zaniosłam im te papiery, a oni mi z takim tekstem wyskakują — prowadziła swój monolog. — Obyś ty, synku znalazł jakąś normalną pracę. — Zamieszała herbatę w zielonym kubku i upiła jej łyk.
  Jakoś nie interesowała mnie jej wypowiedź. Udawałem, że słucham, jedząc powoli gorący posiłek.
  — A jak się czujesz? — zmieniła nagle temat.
  — Nie najgorzej — odparłem.
  — Wziąłeś leki, które ci zostawiłam? — spytała.
  — Ta — mruknąłem w odpowiedzi.
  — To teraz jedz szybko, bo ci ostygnie, a ja muszę zadzwonić do Riko. Jak wróci po wolnym do pracy, to nie będzie wiedziała co się dzieje — powiedziała i zaczęła się rozglądać za swoim telefonem.

***

  Następny dzień nadszedł naprawdę powoli. Całą noc męczyłem się z gorączką i zapchanym nosem.
 

Po południu przyszedł do mnie Hinata. Zaoferował się, że dostarczy mi lekcje. Była sobota. Był tuż po weekend'owym treningu.

  — Jak tam, Tobio? — spytał, siadając ma moim niepościelonym łóżku.
  — Normalnie — odparłem, wyłączając przegladarkę internetową w komputerze i obróciłem się na krześle obrotowym w stronę rudowłosego. Byłem opatulony w koc i siedziałem przy biurku.
  — To ja ci może zostawię te notatki. Na szczęście mamy lekcje z tymi samymi nauczycielami. — Wstał i wyjął ze swojej torby kilka zeszytów, po czym mi je wręczył.
  — Dzięki, mam nadzieję, że cię rozczytam.
  — Hej! Ty sam nie piszesz lepiej! Moje pismo w porównaniu do twojego jest znośne! - Oburzył się.
  — Ciszej, głowa mnie boli — skarciłem go.
  Westchnąłem głośno, odłożyłem zeszyty na biurko i wstałem.
  — Idę po herbatę. — Podszedłem do drzwi dalej opatulony kocem.
  — Ja to zrobię, a ty siedź — zaoferował.
  — Zostań. Nie umieram przecież. — Wyszedłem z pokoju. Udałem się do kuchni, po czym wróciłem po kilku minutach z dwoma kubkami herbaty. Koc po drodze mi spadł, ale chciało mi się po niego wracać.
  — Nie zostałeś dłużej na treningu? Przecież się kończy o czternastej. — Podałem Hinacie jeden z kubków.
  — Nie. Skoro ty nie grasz, to jest nudno, bo nikt nie che mi wystawiać tych mega szybkich piłek. Nic się nie stanie jak sobie odpuszczę. Jesteśmy duetem.
  Przyznam, że nieco się zdziwiłem. Hinata miałby opuszczać trening? I to z mojego powodu?
  — Głupi jesteś?! — spytałem głośno, nie zważając na bolące gardło. — Nie będziesz najlepszy, jak będziesz tak robił. Skoro ja obecnie nie trenuję, to powinieneś trenować za nas obu. Nie możemy tracić czasu. — Spojrzałem ze złością na Hinatę, który zrobił minę zbitego psa.
  — Nie jestem głupi! — krzyknął obrażony rudzielec. — I herbatę rozlałeś! - dodał.
  Zapadła na jakiś czas cisza. Mierzyliśmy się wzrokiem i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z ostatnich słów Hinaty. Spojrzałem na trzymany do tej pory przeze mnie kubek — połowa napoju z niego zniknęła, a znalazła się na podłodze. Westchnąłem głośno i poszedłem po mopa.

When I see you... - Kageayama x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz