2. Idioci będą idiotami

803 85 3
                                    

  Wyczekiwałem niecierpliwie końca lekcji. Naprawdę nie miałem ochoty siedzieć na drugim już tego dnia angielskim, bo nauczycielka od historii jest na zwolnieniu.
 — Kageyama, proszę cię o przeczytanie kolejnej strony i przetłumaczenie jej. — Anglistka wskazała na mnie.
  Niechętnie wstałem i chwyciłem książkę w ręce. Też sobie wymyśliła — przynosi nam książki i każe nam je czytać. Pociągnąłem nosem i spojrzałem na tekst przede mną.
  — He was looking at his friend and... — Nauczycielka mi przerwała ruchem dłoni. Byłem pewny, że jak zwykle chodziło o moją wymowę.
  — Co ty czytasz? — spytała i podeszła do mnie, zabierając mi książkę. — My jesteśmy na stronie dwudziestej, w drugim rozdziale. Zacznij trochę uważać na moich lekcjach. — Oddała mi książkę i odeszła na swoje miejsce.
  Przerzuciłem kilka kartek i już miałem zacząć czytać, gdy nadeszło wybawienie — dzwonek rozbrzmiał, ogłaszając koniec ostatniej lekcji.
  Wyszedłem z klasy jako pierwszy. Czułem się tego dnia fatalnie, a katar nie dawał mi spokoju. Do tego mój zmieniony przez zapchany nos głos, brzmiał więcej niż dziwnie.
 
  W sali czekała już połowa drużyny. Za mną przyczłapał Hinata.
  — Cześć, Tobio-chan! — krzyknął Nishinoya.
  — Ja ci zaraz dam Tobio-cha...— urwałem nagle, głośno kichając.
  — Fatalnie wyglądasz, Kageyama, więc może odpuść sobie dzisiejszy trening — stwierdził Daichi.
  — Dam sobie radę — odparłem.
  — Jak wolisz, ale radzę ci dziś odpocząć — dodał i odszedł.
  — O czym on mówił, Kageyama? Co ci jest? — zapytał nagle Hinata.
  — A nie widać? — warknąłem, spoglądając na niego.
  — Wyglądasz strasznie. — Przyjrzał mi się dokładniej. — Z resztą jak zawsze, tylko dziś trochę, a nawet o wiele bardziej — dodał.
  — Ja ci kiedyś przywalę! — Zagroziłem mu pięścią, po czym zaniosłem się duszącym kaszlem.
  — O, jesteś chory — oznajmił. Od rana przebywaliśmy ze sobą, a ten dopiero zauważył.
  — Brawo.
  — Hinata, zostaw biedaka. — Podszedł do nas Sugawara. Wicekapitan dotknął mojego czoła dłonią, na co zareagowałem krokiem w tył. — Spokojnie, tylko temperaturę sprawdzę. — ponownie przyłożył dłoń. — Gorączki raczej nie masz, ale lepiej sobie odpuść ten trening. Daichi ma rację.
  — Naprawdę dam radę! — zaprotestowałem— Niedługo gramy tyle meczy!
  — Słuchaj się swoich senpai'ów, Tobio-chan. — Sugawara mrugnął do mnie.
    Nagle do sali wszedł trener wraz z panem Takedą.
  — Wróciłem! Wszyscy są? Zaczynamy trening! — oznajmił pan Ukai.
  — Nie ma Tanaki — stwierdził Nishinoya.
  — A temu co? — zdziwił się trener.
  — Skąd ja mam to wiedzieć — Liberi wzruszył ramionami.
  — Przecież jesteście... Nieważnie. Rozgrzewka!
   Zaczęliśmy rozgrzewkę. Nagle koło mnie pojawili się Noya oraz Hinata i biegli ze mną. Byłem ciekaw ich nowego dziwnego pomysłu, który zapewne chcieli mi przedstawić.
  — Tak naprawdę wiem, czemu nie ma Ryuu — szepnął libero.
  — A co mnie to obchodzi?
  — Cicho bądź i słuchaj! — skarcił mnie rudzielec, a ja przewróciłem oczami, pociągając nosem.
  — Zauważyłeś, że wczoraj nie przyszła też Kiyoko? — Wskazał na naszą menadżerkę, która szykowała nam bidony z wodą. — Tanaka chciał jej wyznać miłość i zaprosić ją na randkę. Nie chcę być niemiły, bo to mój przyjaciel... Ale zrobił z siebie totalnego idiotę! — Libero wybuchnął śmiechem.
  — Koniec rozgrzewki! — Trener zagwizdał gwizdkiem.
  — Idioci zawsze będą idiotami— odparłem i podbiegłem do trenera.
   Za sobą słyszałem rozmowę libero i Hinaty, którym nie wychodziło dyskretne szeptanie:
  — Jak jest chory, to jest jeszcze gorszy — stwierdził rudowłosy.
  — Zdążyłem zauważyć — odparł drugi.
  W pewnym momencie pojawił się nie kto inny jak Tanaka.
  — Przepraszam za spóźnienie! — krzyknął.
  — Dobra, już nie przepraszaj i idź się przebrać, a my już zaczynamy. Czemu jeszcze nie założyliście siatki?! Ruszajcie się! — krzyczał trener.
Wszyscy zabrali się do roboty. Ja nieco zdezorientowany nie wiedziałem co mam robić. Przez całe te przeziębienie miałem zamglony wzrok.
  — Kageyama, załóż ze mną siatkę — oznajmił kapitan.
  — Tak — odparłem i ruszyłam za nim.
  Chwyciłem jeden koniec siatki i wszedłem na krzesło. Drugi koniec złapał kapitan.
  — Trochę wyżej, Tobio — polecił Daichi.
  — Dobrze. — podniosłem ręce nieco wyżej po czym gwałtownie kichnąłem, wypuszczając z rąk siatkę, która opadła na stojącego blisko Asahiego i o mało nie spadając z krzesełka, na którym stałem.
  — Ja ci jednak radzę usiąść albo nawet iść do domu i się wykurować — stwierdził kapitan, schodząc na dół i pomagając Asahiemu.
  — No i co z tą siatką?! — krzyknął pan Ukai. Tego dnia widocznie nie był w humorze.
  — Za chwilę założymy. Zejdź, Kageyama — polecił Sugawara. — Lepiej będzie jeśli Tobio odpuści sobie dzisiejszy trening, trenerze.
  — A co mu jest? — spytał przyglądając mi się — Kageyama! Jeśli zamierzasz ćwiczyć ledwo żywy, to cię zaraz wyrzucę za drzwi. Już mi siadać na ławkę — rozkazał.
  — Ale to tylko przeziębienie— odparłem i spojrzałem trenerowi w oczy, po czym zmieniłem swoje nastawienie. — Tak, proszę pana.— Posłusznie usiadłem na ławce.
  Po chwili obok mnie usiadła Kiyoko. Spojrzała na mnie, chwilę się nad czymś zastanawiając.
  — Zrób sobie herbatę z mrożonych malin w domu. Trochę cię to rozgrzeje.
  — Dziękuję za radę — powiedziałem zaskoczony. Kiyoko mało kiedy się odzywała, a zwłaszcza do mnie.
  — Dobra, to zaczynamy! — oznajmił trener.
  Po mojej drugiej stronie usiadła Yachi i całą trójką przyglądaliśmy się ćwiczącym — ja z lekką zazdrością, Kiyoko coś notowała, spoglądając co chwilę na chłopaków, a Yachi gapiła się jak zaczarowana i nie uszło mojej uwadze, że najczęściej spoglądała na rudowłosego.
  Nagle ze strony boiska dobiegł głośny huk i jęknięcie
   — Nic ci nie jest, Tanaka-senpai? — Yamaguchi jako pierwszy podbiegł do Tanaki leżącego na podłodze.
  — Nic takiego — odparł i się podniódł, po czym ekko syknął z bólu i złapał się za łokieć.
  — Ale pójdź do Kiyoko — polecił Sugawara.
  Ryūnosuke podszedł do naszej ławki trzymając się za stłuczoną rękę. Już miał podejść do Kiyoko, gdy nagle cofnął się i podszedł do młodszej z menadżerek.
  — Zmarnować okazję, by go Kiyoko opatrzyła — rozległ się nagle głos Noyi.
  — Yachi, czy mogłabyś opatrzyć moją rękę? — spytał grzecznie.
  — Ja? — wyjąkała przestraszona blondynka.
  — Tak, ty.
  — No dobrze — odparła.
   Wyglądało to wszystko, jakby Tanaka celowo unikał Kiyoko. Samą czarnowłosą chyba niewiele obchodziła zaistniała sytuacja, ale po Tanace było widać, że jest jakiś nieswój.

When I see you... - Kageayama x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz