7 - Mam serce z waty. Za miękkie.

604 63 45
                                    

~ Jack ~

I pomyśleć, że nie wpadłem na ten jakże genialny pomysł nieco wcześniej. 

Cały dzisiejszy dzień szkolny poszedł wyjątkowo gładko. Ani śladu dupków, ani śladu napindrzonych safanduł; nauczyciele nawet dali mi spokój; ani śladu tych jakże wkurzających, natarczywych spojrzeń; ba. Ani śladu wszelkich potencjalnych problemów. 

A, co jest z tego wszystkiego najważniejsze... ani śladu Katnappe.

Zerkam spokojnie na ten, wydawałoby się, czarny od starości, jakże prymitywny zegar umieszczony tuż nad drzwiami w głównym holu; który, tak przy okazji, ma mój pełny szacunek, skoro jako jedyny mebel ani razu nie był wymieniany z powodów przygniecenia -ekhm- Duo TubiVlad -ekhm-; z satysfakcją obserwując, jak wybija równa piętnasta.

Dla większości uczniów-delikwentów czas powrotu do domu. Jest to bowiem koniec wszelkich zajęć... i wciąż ani śladu Ashley.

Czyli wszystko poszło według planu.

Musiał jej się spodobać ten mały... prezencik, który jej zostawiłem pod drzwiami.

~ * ~

Ponownie ignorując spojrzenia dwójki dryblasów... których imiona, o dziwo, tym razem zapamiętałem. Chyba, że to są ich przezwiska? Nie wiem, i jakoś mało mnie to obchodzi. Zrobi mi to małą różnicę. Oboje brzydcy i bliźniaki (nie tak jak pewna inna para bliźniaków, za którą nawet tęsknię). Ogółem; jeden, ten bardziej szeroki, to Red. Ten, co wygląda jak jego zgnieciona pionowo wersja, to Bull. Tak, wiem, wiem. Jakże oryginalnie... Chociaż i tak jest całkiem nieźle. Przynajmniej nieźle, jak na użytkową powierzchnię mózgową nie większą niż pół fistaszka.

Ale na czym to ja byłem? A, no tak.

Omijając to energetyczne duo (ED w skrócie; równie dobrze można ich nazwać Elementarnymi Dryblasami z tym ich IQ) wszedłem do powoli coraz bardziej tłocznego holu, a następnie rozsiadłem się na, o dziwo, dość wygodnej kanapie (jest nowa; poprzednia ,,spłonęła w tajemniczych okolicznościach'')

Już po chwili dostałem ciarek, gdy tylko przypomniałem sobie, co dokładnie wydarzyło się na dość podobnym meblu jeszcze niedawno... zły Jack, zły! Nie czas teraz o tym myśleć!

Ekhm, skupiając całą swoją uwagę na otoczeniu.

Nie ma ani śladu Gigi'ego, ani śladu elity, ani śladu Chase'a... a przede wszystkim; wciąż ani śladu Ashley.

Spóźnia się. I na pewno nie tylko ja to zauważyłem.

Blondyna zazwyczaj siedziała tutaj już od równej szesnastej piętnaście, chcąc tym samym podlizać się Chase'owi; jakieś tam bzyczenie, a w jej wypadku to raczej mruczenie, mu przy uchu, jaka to ona jest godna zaufania i punktualna... blegh.

I, tak jak też przewidziałem, aktualnie wybija już prawie osiemnasta, a po niej wciąż ani śladu.

Musiał naprrrawdę~ spodobać jej się ten mały prezencik, który jej zostawiłem.

Gdy tylko dłuższa wskazówka zegarka przesunęła się o trzydzieści stopni, zacząłem odliczanie.

Będzie tu za eins, zwei, drei...

Głośny szelest; trzaśnięcie drzwiami. Nerwowym krokom towarzyszyła, wydawałoby się, idealna cisza, kiedy to wszyscy inni zaprzestali wszelkim rozmowom. Wszyscy zamilkli.

Siedziałem w ten sposób, że to mój tył był odwrócony w stronę drzwi... ale dobrze wiedziałem, kto dokładnie mógł wywołać taką atmosferę.

✔♥ Druga Połówka II Chase x Jack (Xiaolin Showdown)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz