Rozdział 1

336 23 1
                                    


**oczami Arthura**
   Ocknąłem się na polanie.Jak się tu znalazłem? Nic nie pamiętam.Ostatnim  wspomnienie jakie znam to kłótnia z Merlinem i niebiesko-srebrzysta mgła.Rozglądam się,  po chwili zauważam że nie jestem sam...
Jest ze mną  Merlin(jak zwykle) i trzy piękne dziewczęta.Jedna z nich ma rude ,sięgające pasa włosy.Druga z koleji ma zlocisty,długi warkocz. Jadnak najbardziej moją uwagę przyciąga ona...
Ma jasną, bladą cere, długie, czarne loki aż do łokcia, czerwone usta i brązowe oczy.Wygląda prześlicznie jakby pochodziła  nie z tego świata. Wszystkie są szczupłe i średniego wzrostu.Wydają się być łagodne i bezbronne jednak nagle zauważam że są uzbrojone.Dwie władają mieczem,a pozostała toporem. Śmieszy mnie to.Jednak w ich oczach widzę nienawiść. Przerywa mi Merlin:
-Arthurze , gdzie my jesteśmy?
-Nie mam pojęcia,ale  zastanawiam się czemu te kobiety biegnął na nas z bronią.
-Coś ty im znowu zrobił?!!
-Czemu to zawsze  ja muszę być wszystkiemu winny?! Czy zapominasz kim jestem?!
-A mam ci przypominać jak goniła cię ta brunetka z karczmy, której obiecałeś ,że zostanie królową Camelotu i pamiętam kim jesteś "oślą łąką"!!
-Byłem pijany a ty miałeś nigdy o tym więcej nie mówić chyba, że chcesz stać w dybach.Co to "ośla  łąka"?!!
Nie dane mi było dokończyć, bo oto dotarła jedna z panien i zaczęła ze mną pojedynek.
Do niej przybyły pozostałe i związały Merlina.Chyba musiałem być osłabilny po podróży ,bo po chwili pokonała mnie .W między czasie dowiedziałem się jak sie nazywają:Sophija, Veronica i Ann. Już leżełem na ziemi i byłem prawie pewny że odbierze mi życie ale usłyszeliśmy kroki ...
**oczami osoby trzeciej**
Gdy Arthur leżał na ziemi, a Sophija trzymała miecz przy jego gardle usłyszeliśmy rozmowy i śmiechy. Ann podeszła zobaczyć kto to jest. Jej oczom ukazały się...krasonludy?!  Veronica podbiegła do siostry , by zobaczyć czy nic jej nie grozi. Gdy jeden z nich zobaczył ją nie mógł oderwać od niej oczu. Był to mężczyzna o szlachetnych rysach twarzy, błękitnych tęczówkach i  czarnych,długich włosach.  Musiał się jednak opamiętać .
-Kim jesteście?-zapytał
-To zależy kto pyta- powiedziała Veronica, wyjmując powoli miecz.
- Jesteśmy krasnoludami z Ereboru- odpowiedział.
"Nie dość że piękna to jescze w dodatku umie walczyć! Ideał poprostu!"-pomyślał przywódca.
-Ja jestem Ann,to Veronica a tam nasza siostra Sophija
- A tamtci dwaj co leżą na ziemi i próbują ją przekonać aby ich nie zabijała?-zapytał z rozbawianiem.
-Aaaaa...tamten to książe Arthur, a ten o ciemnych włosach to Merlin.-odparła.
-Rozumiem...-powiedział już zciszonym głosem ,gdyż ich spojrzenia spotkały się . Patrzyli na siebie przez chwilę, ale rudo włosa  przerwała
-Dokąd zmierzacie?-spytała
-Yyyyy....do...-krasnoludy nie chciały mówić nikomu o celu wyprawy.
-Do Ereboru czy jakoś tam czyż nie?-zapytała Ann
-Skąd wiesz?!-krzykną .
-Sam zdradziłeś! Przecież powiedziałeś:"Jesteśmy krasnoludami Z EREBORU".-rzekła naciskając na ostanie słowa.
-Możemy z wami?-spytała po chwili .
-Nie, nie i jeszcze raz NIE! To męska wyprawa!Jest pełna niebezpieczeństw i wogule...
-To co i tak nie wiemy gdzie jesteśmy. Ann idź do Sophiji, bo zaraz ręka jej odpadnie. Cały czas trzyma przy jego gardle miecz,pomóż jej-dodała śmiejąc się Veronica, blondynka pobiegła do siostry. -Proszę, pozwólcie nam. Nie wiemy gdzie jesteśmy, nie mamy gdzie się podziać. Proszę...-Veronica spojrzała smutnymi oczami na Thorina, a on nie mógł tego wytrzymać. -Dobrze-mrukną i spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. A ona tylko go odwzajemniła, odgarnęła swoje pięnkne,długie,rude włosy...
Thorin zarządził nocleg i wszyscy ulegli czarowi snu.

  

"Nie Warto Nienawidzić"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz