Rozdział 6

241 14 3
                                    

   Nagle usłyszeli dziwne,niezrozumiałe dla nich odgłosy. Towarzyszyło temu szczekanie i warczenie co mogło zwiastować tylko jedno...orkowie na wargach.
-To  pięknie wpadliśmy z deszczu...
-Pod rynnę- Thorin wszedł w słowo Gandalfowi.
-Szybko!!!Uciekajmy!!!-rozkozał czarodziej .
Wszyscy bez zastanowienia wykonali jego polecenie. Niestety, jedyną deską ratunku były wysokie sosny,gdyż zaraz  za nimi  znajdowała się  przepaść. Gdy wróg nadjechał, wargi zaczęły wskakiwać na drzewa,skutkiem czego  padały  one jedno po drugim i kompania przeskakiwała po nich  aż wkońcu cała drużyna znalazła się na ostatniej sośnie,za którą była otchłań. Właśnie w tym czasie zjawił się on...ten, który tak mocno zapisał się w pamięci Thorina za swój czyn, który zmienił go na zawsze.
-Nie...to niemożliwe-mówił sam do siebie mężczyzna .
Patrzył na niego wzrokiem pełnym pogardy, nienawieźci i złości. Blady ork tylko  uśmiechnął się złowieszczo.  Gandalf zauważył, że na jednej z gałązek siedzi motylek. Wziął go, powiedział mu coś szeptem i wypuścił. 
-Zabijcie ich wszystkich,ale tego zostawcie mnie-powiedział Azog i wskazał mieczem  na Thorina .  Orkowie zaczęli wykonywać rozkaz swojego pana. Czarodziej zerwał jedną z szyszek ,zaraz potym podpalił ją za  pomocą magii i rzucił na dół celując w wroga. Wkońcu wszyscy czynili to samo co Mithrandir i wargowie odeszli na tyły. Ta sytuacja bardzo zezłościła Azoga.  Nagle Thorin wstał i zszedł z drzewa. Veronica szybko chwyciła go za rękę
-Proszę,nie idź. To niebezpieczne.- powiedział ,a w jej oczach zalśniły łzy.
-Muszę to zrobić...nie mam wyjścia...-odpowiedział. Wyrwał swoją dłoń z jej uścisku i skupił się na wysokiej,uzbrojonej,bladej postaci na wargu.
Zaczął biec w jego stronę jednak wróg był szybszy, naskoczył na niego i powalił na ziemię.Krasnolud był po nim ledwo przytomny. Gdy próbował się podnieść, Azog z całej siły uderzył go swoją ciężką bronią w twarz. Mężczyzna po tym mocnym upadku ,opadł na ziemię i leżał na niej bezwładnie. Veronica widząc tą scenę  zaczęła płakać. Pełna nienawieźci  zeszła z drzewa i wyjęła broń. W ślad za nią  podążyła  cała kompania. Zaczęła się walka. Thorin leżał nieprzytomny na skale. Dziewczyna  szybko do niego podbiegła.
-Co on ci zrobił?-szepnęła do krasnoluda i wtuliła się w niego. Nagle nadleciała pomoc. Orły zaczęły wszystkich zabierać, a orków spychać z góry w przepaść.
Udało się...byli uratowani.
     Ptaki wylądowały na wielkiej pojedyńczej wapiennej skale. Gandalf szybko podbiegł do nielrzytomnego krasnoluda, wymówił jakieś dziwne słowa. Thorin otworzył oczy i przemówił:
-Nikomu nic się nie stało?-zapytał jeszcze z trudem.
-Nie...wytraszyliśmy się twojej walki z Azogiem-rzekł Mirlthrandir .
-Ośmieszyłem się tylko. Żałośnie to wyglądało prawada-zakończył zciszonym głosem i wstał.
-Wcale nie! Zachowałeś się głupio!Mogłeś zginąć bałam się o ciebie!- Veronica podeszła do mężczyzny. Spojrzał na nią i przytulił ją.
Nagle Arthur się wtrącił:
-Nie skomentuje tej sytuacji ,ale za to pochwalę waszą komunikację. Zawsze prosicie te orły o wsparcie?-zapytał.
Wywołało  to wielki śmiech w  całej kompanii.
-No co?! To nawet nie mogę zapytać?!-Rzekł niby obużony .
-Och, Arthurze....widać,że macie inne warunki w tym  waszym świecie.-roześmiał się Gandalf. J Thorin wpatrywał się w  daleki punkt, ale zarazem tak dla niego bliski. Ujrzeli Samotną Górę.
-Zobaczcie...nasza ojczyzna...nasz dom...-zwrócił się do pozostałych. 
***godzinę później***
Wszyscy szli w wolnym tępie.
-Tu się zatrzymamy na nocleg-rzekł dowódca.
Bombur zaczął szykować obiado-kolację, a inni szykowali sobie wygodne posłanie do spania. 
-Ej, Sophija...Arthur cały czas się na ciebie patrzy-rzekła do siostry Ann.
-Co?!Oczym ty mówisz?!-Zapytała  ruminiąc się.
-Każdy to zauważył-odpowiedziała rudowłosa.-Jak nie wierzysz idź zapytaj Merlina, Bombura,Filiego czy Dwalina.
-Nie dziękuje.
-Rób co chcesz . Niby chciałyśmy go zabić ale...teraz...-Ann uniosła brwi - raczej wątpie.
- W  sumie masz rację. Co mi szkodzi. Ty też musisz sobie zacząć szukać faceta....-odparła czarnowłosa.
-Ja? Czemu?!- Ann zdawała się być zbita z tropu.
-Bo skoro każesz mi iść do niego zagadać i tak dalej, to niedługo zostaniesz sama .Zobacz   Veronica i Thorin też spędzają coraz więcej czasu razem - uśmiechnęła się Sophija.
-Spadaj-Ann delikatnie popchnęła ją i obie zaczęły się śmiać.
***Następnego dnia ***
    Podróż w tych  terenach była niebezpieczna. Nie dość, iż orkowie byli w pobliżu to jeszcze grasowała tu bestia. Wielki niedźwiedź,dla którego rozszarpanie krasnoluda czy człowieka to nic trudnego.
-Bilbo...pójdź sprawdzić czy nie ma nikogo w pobliżu. Jak coś to szybko uciekaj.Będziemy tu na ciebie czekać-rozkazał Thorin. Hobbit posłusznie spełnił polecenie. W tym czasie krasnolud zobaczył, że Veronica siedzi sama na skale. Podszedł do niej i uśmiechną się. Dziewczyna spojrzała na niego.
-masz całą twarz w zazchniętej krwi wiesz?-rzekła.
-Zaraz pójdę umyć-powiedział cicho. Chwycił ją za ręce i wtulił się w nią. W tej chwili Bilbo wrócił i powiedział,że teren zdaje się być bezpieczny. Veronica powiedziała:
-Słychać stąd wodę,czyli blisko jest rzeka. Chodź  przemyjemy ci twarz. -powiedziała i oboje ruszyli w stronę rzeki .
-Siadaj -rozkazała. Namoczyła kawałek chustki pożyczonej od Oriego i zaczeła  myć mu twarz.  - Aaaałłł...-krzywił się brunet.
-Trudno. Pocierpisz sobie teraz. Nie trzeba było schodzić z tego drzewa i walczyć. Teraz nie narzekaj- powiedziała ostrym tonem.
Thorin uniósł brwi i przemówił
-Wiesz moja droga...nie jesteś krasnoludem,więc nie rozumiesz... A poza tym nie będziesz mi rozkazywać-rzekł łagodnym tonem i odgarnął jej włosy do tyłu  uśmiechając się czule.
Jednak zaraz po tym usłyszeli głosy członków grupy:
-NIEDŹWIEDŹ!! SZYBKO!!! UCIEKAJMY!!!
Para szybko wróciła i znowu  zaczęła się  ucieczka. Uciekali dobrych pare minut. Nagle Gandalf wpadł na genialny pomysł. Skręcił w prawo do małej jaskini ,a za nim cała brygada. Chwilę siedzieli cicho i czekali  aż  niedźwiedź odejdzie. - Posłuchajcie! To był Beorn, u którego zresztą zamierzamy dziś nocować.- powiedział poważnie Mithrandir.
- Chyba za dużo zapaliłeś dziś tych ziół od Radagasta i padło ci to ostro na mózg.- skomentował Dwalin.
- Czuję się wspaniale. Słuchaj dalej i  nie przerywaj, więc tak: zamierzałem pójść dziś do niego i poprosić o nocleg, ale plany się zmieniły. Jest pare spraw ,które musimy omówić.
- Przejdź wreszcie do setna- zdenerwował się Arthur.
- Już ,spokojnie. Beorn gdy się zdenerwuje zamienia swoją postać w to dzikie zwierze. Dziś ktoś musiał wywrócić go z równowagi , co nie wróży nam dobrze. W tych stronach jest bardzo niebezpiecznie i warto starać się o dach nad głową...-czarodziej nie skończył mówić , bo tym razem przerwał mu Merlin:
- Proszę wyjaśnij nam plan, a nie trujesz głowe jakimiś bzdetami- jęknął,po czym zapytał.-Słyszycie ten wibrujący dźwięk?
- To drżenie twoich  kolan- powiedział złośliwie książe  Camelotu.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. -Och... Arthurze nie przyznawaj się. Nieraz prałem twoje obsikane ze strachu gacie.-powiedział przez śmiech jego sługa.
Teraz nikt nie mógł powstrzymać się od  śmiechu nawet Gandalf. Merlin za to otrzymał od Arthura w głowe. Niestety  tą radosnął chwilę przerwał Mithrandir:
- Koniec żartów mamy mało czasu zaraz będzie  noc  i zacznął się tu schodzić wilki. To ich grota. Beorn ma słabość do zakochanych par i oczywiście kobiet. Dlatego na początku Thorin z eh... Veronicą będą udawać zakochaną pare...- mówił spokojnie magik, kiedy znowu mu przerwano.
-To zły pomysł.Może niech to będzie Kili i Ann.- powiedział z nadzieją dowódca.Wiedział bowiem ,że nie umie okazywać uczuć.
- Lepiej nie ,oni tylko sprawę pogorszą-odpowiedział.
-Wypraszam sobie. Kiedy chcę umiem być poważna i odpowiedzialna-odpowiedziała oburzona blondynka.
-Niestety to się dzieje rzadko- powiedział ze śmiechem Dwalin. -Zamknij się ,bo zęby trzy razy nie rosną!-krzyknęła gotowa do walki Ann.
-Już ,koniec. -Uspokajał  starzec.-Mam lepszy pomysł. Nasze trzy panie razem z wybranymi przezemnie krasnoludami będą udawać małożeństwo i błagać go o nocleg. Oczywiście pójdę z wami. Kiedy gospodarz się zgodzi nadejdzie reszta kompanii. Kto jest za?-zapytał z nadzieją.
-Zależy kto z kim będzie parą- powiedział Arthur.
-Nie martw się. Ciebie i tak nikt nie zechce wybrać.- powidział Merlin.
-Słyszałeś Ann. Zęby trzy razy nie rosną.-zagroził mu książę.
-Tak jest Panie. Kiedy wrócimy do Camelotu poproszę medyka o coś na twoje zęby.-Droczył się z nim czarnowłosy.
-Ja poproszę o coś ...- blondyn nie dokończył mówić .
-Musi być sprawiedliwie, więc ustawicie się w rzędzie ,a nasze panie będą mówiły numerki.-odparł Gandalf.
-Super. Lubie takie zabawy. Mogę być pierwsza laski?-Zapytała Ann.
-Mam to gdzieś. Możesz nawet być za mnie.-odparła Sophia.
-Oczywiście. Ja będę na końcu-odparła Veronica.
-Mogę już losować!!! -krzyknęła dziewczyna.
-Tak. Mów liczbę.-odpowiedział wynalazca tego pomysłu.
-Dobrze. Ile gwiazd w niebiosach... wybieram piątkę z prawej.-odpowiedziała.
Padło na Killiego.
-To się będzie działo-powiedział brat wybranego.
-Moge wiedzieć kto to?-Zapytała z nadzieją .
-Oczywiście . Będzie ciekawie.-odpowiedział Kili.
-Juhu...nie wylosowałam Dwalina.-podbiegła i się przytuliła do swojego wybranka. Nadeszła kolej Sophiji.
-Wybieram dziesiątke z lewej.-powiedziała smętnie.
-Och... to sobie wybrałaś- skomentował Merlin.
-Nie ... to Arthur?-powiedziała wkurzona.
-Też się ciesze. Może przynajmiej raz będziesz dla mnie milsza.-powiedział blondyn.
-Chcę zmienić wybór.-zażądała czarnowłosa.
-Nie ma takiej opcji.-Powiedział stanowczo Mithrandir.
-Ale ja go zabiję za nim dotrzemy do domu-żaliła się.
-Jeśli  to zrobisz wszyscy przez ciebie umrzemy-powiedział obojętnie magik.
Nadeszła kolej Veronici.
-Hmm... to może ja wybiorę pana z numerem trzy- powiedziała spokojnie rudowłosa.
-Oh ,oh o...  masz świetny gust- rzekł Thorin.
-Wylosowałam ciebie?-zapytała cichutko kiedy wszyscy się  rozeszli ,ale krasnolud stał na tyle blisko, że bez problemu, ją usłyszał.
-Tak. Może nie będzie ci ze mną aż tak źle.-odpowiedział brunet.
-Uwierz mi ,że się ciesze  - uśmiechnęła się przyjaźnie.  Kiedy miał zamiar odpowiedzieć uszłyszeli głos czarownika wołającego wszystkich. Poszli do niego:
-Posłuchajcie mnie. Musimy już ruszać. Zgodnie z planem. Reszta kompani dostanie odemni znak, w postaci małego fioletowego motylka. Jak go zobaczycie dołączycie do nas. Wszyscy rozumieją?-Zapytał.
-Ja nie rozumiem. Jak mamy udawać małożeństwo?- zapytał poważnie jak nigdy Kili.
-Najlepiej tak ,żeby was nie pożarł tam na miejscu i się nabrał-odpowiedział Bifur.
-Dobrze. Skoro wszyscy już rozumieją, omówmy szczegóły planu i proszę was o szczególną uwagę. "Zakochne pary" łącznie ze mną pójdą przez mały gaj w strone wielkiego,zrobionego z drewna domu. Wy zostaniecie na początku tego małego lasku i najciszej jak się da poczekacie na znak. Motyl zaprowadzi was do miejsca, w którym się spotkamy.- powiedział Gandalf.
-Myślę ,że możemy zaczynać.- powiedział Gloin.
Wyruszyli. Zgodnie z planem na początku poszły poszczególne osoby. Reszta została i pilnie czekała na znak.
***"zakochane pary"***
Szli małym laskiem. Nagle zobaczyli wielki, mający może dwa piętra dom. Zrobiony z dębu z starannymi zdobieniami. 
-Operacje czas zacząć- rzekł Mithrandir.
Na te słowa kobiety z wybranych par wtuliły się w swoich partnerów.
-Boże!!Nie wierzę ,że to robie.-jęknęła Sophija.
-Spokojnie nikomu nie powiem, że wtulasz się we mnie jak małe dziecko ,kiedy miało koszmar w nocy - powiedział dumnie Arthur.
-Zamknij się!!Tylko wzbudzasz podejrzenia i najlepiej się nie odzywaj tylko rób mine zbitego psa. -Rzekła.
Doszli do drzwi i czarodzej zapukał w nie koładką, która swoją drogą była w kształcie głowy niedźwiedźia. Od razu drzwi się otworzyły. Staną w nich mężczyzna wyglądający troszkę dziwnie.

 Staną w nich mężczyzna wyglądający troszkę dziwnie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Och... Co was sprowadza?!- jęknął zdenrwowany gospodarz. -Znalazłem ich rodzine nie daleko twojego domu. Nie mają nic. Potrzebują noclegu.-powiedział czarodziej.
-Myślicie, że to dom dla bezdomnych?! Jeśli tak grubo się mylicie. Ja nienawidze gości!- krzyknął pan domu .
-Proszę! Nie mamy nic poza własną miłością do siebie. Pomóż nam. Nie przeżyjemy tej nocy na zewnątrz i ty dobrze o tym wiesz.- rzekła błagalnym tonem Veronica poczym wtuliła się w bok Thorina.  Ann udawała, że płacze w ramie Kiliego. Sophija z miną zbitego psa "przytulała się" (było to raczej stanie bardzo blisko) do Arthura.
- Mój mąż Kili jest bardzo zmęczony trudami podróży i nie wiadomo jak długo jeszcze wytrzyma. Proszę jest moim życiem. Uratuj je!-powiedziała błagalnie Ann.
-Dobrze niech wam będzie. Macie robić w tym domu wszystko co wam karze. Jest tylko jedna najważniejsza zasada. Nikt nie wychodzi z domu od północy do godziny szóstej.- zgodził się Beorn.
W tymczasie czarodziej wysłał znak.
-Przenocujesz całą naszą rodzinę?- zapytała Sophija.
-Tak. Niech wam będzie.-odparł właściciel
***reszta kompani***
-O przyleciał ten mały insekt.Dostaliśmy znak!- rzekł Nori.
-No wkońcu. Ile można było na gada czekać?!- odparł oburzony Dwalin.
-Zamknijcie się i idziemy. Mówili ,że mamy być cicho, a nie się drzeć- odpowiedział Fili i wyruszył ,a za nim reszta.
Szli około 10 minut aż zobaczyli na horyzoncie dom. Usłyszeli głos Sophiji,a potem odpowiedź gospodarza o treści oschłego "tak".
- Chodźcie!- rozległ się krzk blondynki.
Wszyscy jak na zawołanie wybiegli zza krzaków i stanęli koło reszty.
- Boże w co ja się wpakowałem?! Będe miał teraz w domu brzydkie krasnoludy.- marudził Beorn.
- O wypraszam sobie!Dasz nam panie strawę, bo jesteśmy bardzo głodni po podróży.- rzekł Bombur.
-Ta... zapraszam do środka.- odparł gospodarz.
-Dziękuję.-powiedziała Ann. 
Nie otrzymała odpowiedzi. Pan domu zaprowadził gości do jadalni i dał posiłek. Po skończonym jedzeniu głos zabrał gospodarz.:
-Jest tu sporo pokoji dlatego małożeństwa zajmą parter ,a reszta was piersze piętro. Natomiast czarodziej i ja ostatnie. Jest najważniejsza zasada ,której musicie przestrzegać. Nie wychodzicie z domu od północy do godziny szóstej. Teraz wybaczcie. Życzę wam miłej nocy.-Odparł i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
-Nie będę spała z nim w jednym pokoju.-odparowała Sophija.
-Posłuchaj ledwo udało nam się załatwić bezpieczny nocleg ,a ty chcesz to zniszczyć- wybuchnął Gandalf.-Macie się już rozejść do pokoji i zachowywać nadzwyczajnie cicho. Rozumiecie?-zapytał czarodziej.
-Mhm...-odparli wszyscy zgodnie i poszli spać.
***Następnego ranka ***
-Wyspałaś się?-zapytał Thorin Veronice.
-Tak. Dziękuje.-Odpowiedziała i poszła przygotować śniadanie razem z siostrami.
** *Godzine później***
  Wszyscy zeszli na śniadanie. Nawet gospodarz zaszczycił ich swoją obecnością.
-Witaj Beornie. Naprawdę ci dziękujemy. W końcu mogliśmy się umyć  się w ciepłej wodzie i porządnie wyspać.- przerwała ciszę Ann.
-Nie ma za co. Czemu nie powiedzieliście ,że odwiedził mnie taki wielki gość jak Thorin Dębowa Tarcza?-rzekł oschle.
-Oj umknęło to mojej uwadzę. Przeszkadza ci to?- zapytał krasnolud brunet.
- Nie no co ty. Wiesz przygotował bym ci lepszą komnate itd.- odparł z ironią właściciel domu. Właśnie Thorin miał się odgryść kiedy przerwał mu Arthur:
-Wybacz lecz zapomniałeś o mnie. Jestem Arthur Pendragon, książe Camelotu.-powiedział z wyższością.
-Och... kto będzie następny? Może Lady Galadriela, też tu jest? Posłuchajcie mnie uważnie.Możecie iść do Mrocznej Puszczy na piechotę, ale rozmawiałem z Gandalfem i zgodziłem się na pewien układ. Pożyczę wam 17 kuców. Przed wjazdem do mrocznej puszczy macie je odesłać z powrotem.Jeśli tego nie zrobicie wróce po nie i niektórych z was zrozumiano.-odparł niezwykle łagodnie.
-Myślę ,że już będziemy się zbierać. Widzimy się za 15 minut przed domem.-stwierdził Mithrandir.
Kiedy wszyscy byli już gotowi zaczeli zajmować kuce. Oczywiście razem siedziały zakochane pary. Gandalf dał coś Beornowi i już miel ruszać gdyby nie to , że on podszedł do Thorina i powiedział cicho:
-Nie zwarjuj przez nią. Masz ważniejsze rzeczy na głowie. Za bardzo cię polubiłem krasnoludzie.
Zostawił go z rozmyśleniami.Brunet wiedział ,że chodziło o Veronice. Po godzinie dojechali do Mrocznej Puszczy. Oddali konie i dopiero teraz zauważyli coś co zdecydowanie nie powinno mieć miejsce.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 28, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

"Nie Warto Nienawidzić"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz