Rozdział 2

277 20 2
                                    

    Wszyscy powoli zaczynali się budzić. Właśnie wschodziło słońce. Bombur zaczął przygotowywać śniadanie. Nie jaki Dwalin tylko się obudził i zaczął gadać , że kobiety nawet nie umieją władać toporem. Po usłyszeniu tych słów Ann zrobiła się cała czerwona. To nie wróżyło dobrze.
- Myślisz , że kobiety nic nie umieją?!- krzyknęła nagle.
On opluł  się z wrażenia, że jakakolwiek kobieta na niego krzyknęła.
-Tak sądzę. Ty pewnie całe życie plotłaś wianki z kwiatów, a teraz idziesz z nami na wyprawę , w której możesz stracić życie.
Nagle  jej sztylet  wylądował  na gardle krasnoluda.
- Skoro jesteś taki mądry zmierzymy się dziś na  postoju!!Żegnam szanowanego łysola!- mówiąc to wysłała mu "buziaczka" w powietrzu i odeszła ze zwycięskim uśmiechem na twarzy.

Tymczasem wstał Arthur. Sophija zaczęła rozmowę z  Veronicą:
-Nie moge patrzeć na tego osła. Po tych słowach  obie wybuchnęły śmiechem. Arthur widząc ,że najprawdopodobniej śmieją się z niego podszedł do nich i przemówił swoim aroganckim tonem:
- Co panie tak śmieszy?
Sophija  nie powstrzymała się i powiedziała do niego nie miłym tonem:
- Twój ryj.
Jego mina wskazywała zdezorientowanie. Lecz on nie zakończył dyskusji tylko ciągnął ją dalej:
- Nie możesz tak do mnie mówić. Jestem księciem.
Ona  tylko odrzekła z udawanym przejęciem na twarzy:
-Wybacz Panie.Nie wiedziałam ,że pańskie ego jest wielkości CAMELOTU!!!- ostatnie słowa wykrzykneła tak głośno, że nawet siedząca obok cała kompania zaczęła się śmiać.Dziewczyna odeszła by  zjeść i zajęła miejsce obok złotowłosej przy klonie.   
Tymczasem ich siostra,Veronica  siedziała na powalonym drzewie kończąc swój posiłek gdy nagle podszedł Thorin i zapytał:
-Mogę się  przysiąść?
-Oczywiście- odpowiedziała chętnie ze swoim promienny uśmiechem.
-Czemu siedzisz sama?-Zapytał trochę zawstydzony krasnolud.
-Rozmyślam o tym co mi się przydarzyło w ciągu wczorajszego dnia.
Przywódca nie wiedząc co jej odpowiedzieć wstał i podał jej dłoń. Popatrzyła na Niego zdezorientowana ,a on jej tylko powiedział:
-Idziesz czy będę tutaj stał do dnia Durina?
Dziewczyna przyjęła jego dłoń.  Ann  przyszedł głupi pomysł do głowy , który od razu wcieliła w życie ,nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Rozpędziła się w stronę krasnoluda poczym wskoczyła mu na barana. Ten się przewrócił prosto w błoto ,a razem z nim dziewczyna. Zaczęli się nim obrzucać, poczym wszyscy dołączyli do zabawy, Merlin również. Arthur stał o trzy kroki dalej ,kiedy nagle dostał błotem w twarz od Thorina.
-Kim ty wogule jesteś ? Jak mogłeś mi to zrobić!!!!
-JESTEM JEDNYM Z NAJPOTĘŻNIEJSZYCH KRÓLÓW ŚRÓDZIEMIA!
Cała kampania nagle ucichła.
-Jak śmiesz ... Jak Cię zwął coś na  Th....Thoram tak?
- Thorin i mów mi jego wysokość.
-Chciałbyś. To ja jestem Arthur Pendragon ,a nie jakiś Thorin.
-Nie ma co się kłócić z tym lalusiem Arthranem Pendronem. Macie 15 minut na spakowanie się i obmycie z błota. 
-Jestem ARTHUR PENDRAGON i nie będziesz mi mówić co mam robić.
-Jak dla mnie możesz tu zostać na pożarcie wargów.
-Dzięki ,ale muszę odmówić.
-Ruszamy. Dziś długa droga przed nami.A ty idioto idź na końcu.
-Jak zechcesz pacanie.
-Mówiłeś coś?
-Nie przesłyszałeś się.
-Dobrze więc ruszajmy.

Wyruszyli.

   Niestety  zaczął padać descz. Veronica,Ann i Sophija szły na końcu kompanii. Oczywiście przewodził Thorin i Arthur co chwilę się kłócili.
-Stop!!!-krzyknął Arthur. Wszyscy stalnęli.
-Co ty znowu chcesz?!-krzyknął Thorin.
-Teraz ja prowadzę ty ...ty....ty...krasnoludzie!-zawachał się przez chwilę Arthur.
-No  chyba żartujesz! Dla twojej wiedzy ta kompania jest moja! Załóż sobie swoją własną jak ci to nie pasuje!-odpowiedział bardzo już zdenerwowany Thorin.
-Dobrze,ale...rządam szacunku! Ja też jestem księciem , a nie byle kim!! -powiedział ze złością  Arthur.Thorin przewrócił tylko oczami. Spojrzał z daleka na Veronice. Zdawała się być smutna,samotna tak bardzo chciał do niej podejść ale...nie mógł. Zerkną na nią jescze raz i odwrócił się aby dalej kierować kompanią.Aktualnie szli przez las. Mimo że słońce dawno zaszło, widoczność była duża gdyż na niebie był ogromny księżyc. Postanowili,że podejdą trochę dalej, a następnie znajdą odpowiednie miejsce na nocleg.

*Thorin (myśli)
   "'Dziwnie się czuję idąc przez ten las. Mam wrażenie, że ktoś nas obserwuje...niby mam w drużynie genialnych łuczników, wojowników, wkurzającego Arthura i te dziewczyny...jaka ona jest piękna. Tak bardzo chciałbym do niej podejść, porozmawiać, jest taka cudowna!!! Te zielone oczy,ogniste włosy...w dodatku umie dziewczyna walczyć!!! Ale narazie będę cicho. Nikomu nie powiem. Może później się odważę...?Aktualnie nie mogę zawieść mojego ludu. Oni chcą odzyskać ojczyznę,tak jak ja. Postaram się!!! Naprawdę się postaram. A jak się uda...pódę po nią,tak,właśnie tak zrobię...!"

-Halo?!- rzekła Ann,wyciągając krasnoluda z otchłani myśli.
-Co się stało?-zapytał .
-Dwalin mówi,że poznaje ten teren i nie daleko będzie dobre miejsce na nocleg-odparła Ann.
- To bardzo dobrze, wkońcu odpoczniemy. Dziękuje, że mi przekazałaś.-powiedział z lekkim uśmiechem Thorin.- Mam prośbę: opowiedz mi trochę o was. Skąd mogę mieć pewność,że nie idę z...no niewiem psychicznie chorymi zabójczyniami!
- Spokojnie. Nie idziesz.Chciałyśmy  zabić tylko Arthura. Więc gdy miałyśmy 10 lat naszych rodziców zabito,gdyż osądzono ich o uprawianie magi.Zostałyśmy same. Było nam trudno się  z tym pogodzić, myślę , że ich strata zostawiła w sercu każdej z nas jakiś uszczerbek, chociaż u Veronici chyba największy.Jest od tam tej pory bardzo skryta w sobie. Nie lubi towarzystwa.
-Właśnie zauważyłem,siedzi sama,chodzi sama...
-No właśnie. To już 10 lat od tamtego zdarzenia ,a jednak...
-Thorinie!! -rozległ się krzk z daleka -tu robimy postój.

Arthur w tym czasie rozmyślał o Sophiji:

"Ale ona jest piękna...Jej lśniące, czarne włosy...zresztą wszystkie są ładne, ale ona jednak wyjątkowa. Zagadam do niej.Przecież nigdy, żadna kobieta nie dała mi "kosza".A jednak czuję nie pokój....."

"Nie Warto Nienawidzić"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz